Kilka miesięcy temu zawarłam ze sobą umowę: dostrzegać drobiazgi, doceniać je i niczego nie brać za pewnik.
Byłam w swoim życiu i lepiej i gorzej sytuowana. Byłam w związkach, byłam singielką. Miałam ciekawsze i gorsze prace. Przeżyłam wiele cudownych lat ale i zmagam się z ciężką chorobą w najbliższej rodzinie.
Nikt nie ma życia idealnego. I nic nie jest nam dane na zawsze. Dlatego nauczyłam się korzystać z życia TERAZ.
Budzić się z uśmiechem na twarzy tylko (czy raczej AŻ) dlatego, że obok śpi książę z mojej bajki. Uśmiechnąć się bo pada i można założyć śliczne kaloszki i biegać po kałużach. Uśmiechnąć się bo świeci słońce i można iść zwiedzać piękne miasto, w którym mieszkam. Zapłacić 4 złote by popatrzeć na ryby w Parku Japońskim z japońskiego mostku, zjeść względnie zdrowy obiad z foodtracka leżąc na zielonej trawie z widokiem na przepiękną Halę Stulecia. I zasnąć na chwilę w objęciach tuż obok czerwono-żółtych tulipanów.
I zacząć tydzień od pysznej kawy i zrobić sobie wypasiony omlet na "lunch" i olać sprawy, na które nie mamy wpływu.
I nie odkładać życia na potem. Bo jaką mam gwarancję?
Chudnę sobie powoli i cieszę się jak spadnie te kilkaset gramów. I nie załamuję rąk, że już mogłabym mieć 3 kilo mniej a tu ledwo 1,3 :) Jest dobrze.