Grupy

O mnie

> ROK 2018 < - lat 30 - jeden mąż - trójka dzieci - praca - studia - otyłość ... coś mi nie pasuje do ideału, więc czas TO zmienić :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 138390
Komentarzy: 2626
Założony: 12 czerwca 2011
Ostatni wpis: 17 lutego 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
smoczyca1987

kobieta, 37 lat, Warszawa

170 cm, 88.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 lutego 2018 , Komentarze (5)

Witam serdecznie po ponad tygodniowej nieobecności!

Z chęcią bym napisała jak to kolorowa codzienność pochłonęła mnie całkowicie, ale niestety tak dobrze nie jest. 

Przez pierwszy tydzień L4 z dietą i ćwiczeniami było ok. W drugim tygodnio wszystko się posypało jak domek z kart. A oczywiście zaczęło się od "odpuszczenia sobie" w Tłusty Czwartek. Później poszło z górki - tu kolejny pączek, tam beza na Walentynki. Gdy mąż z powodu paskudnego wirusa został w domu do "garnka" wpadła pizza, kebab, coca-cola i przeklęte przeze mnie czipsy. Ćwiczeń - poza wczorajszą zumbą - brak. Czuję się ciężka, brzydka i słaba. Najgorsze jest to, że po raz kolejny przekonałam się, że w moim przypadku jakiekolwiek odstępstwo od założeń równa się klęską... I cholernie ciężko jest mi wrócić na właściwe tory... Ech...

Od zeszłej miedzieli mam @. Leje się ze mnie strumieniami i mam serdecznie dość tej sytuacji. Do tej pory byłam szczęśliwą posiadaczką wkładki domacicznej, króta teraz postanowiła się przesunąć i tym samym powoduje nieprzewidywane krwawienia. A z krwawieniem lekarz nic nie zobaczy i koło się zamyka. Ech...

Pomimo niedietetycznego szaleństwa waga była łaskawa i pokazała w tym tygodniu tylko  +0,3kg. Nie chcę powrotu 9-tki z przodu, ale to słodkie podczas @ tak bardzo domaga się zjedzenia...

No i weekend jeszcze się nie skończył, a właśnie dziś świętujemy 4-te urodziny moich bliźniaków. Bedzie tort. będą słodkości, będą moje ulubione przekąski z ciasta francuskiego...

Weźcie mnie dzisiaj zakneblujcie, wrzućcie do piwnicy i wyjmijcie jak już wiosna na dobre przyjdzie do Polski...

16 lutego 2018, Skomentuj
fitness zumba,5316,116,815,4489,3455,1518809646
Dodaj komentarz

9 lutego 2018, Skomentuj
fitness zumba,13267,133,928,5108,8624,1518205626
Dodaj komentarz

9 lutego 2018 , Komentarze (14)

Piątek, godz. 18.00. Co to oznacza? Że lada moment wychodzę, by poskakać na zumbie! :D Normalnie nie mogę się doczekać :) To najprzyjemniejszy element piątku :)

Z domowego chorobowego frontu donoszę, że cały kolejny tydzień urzęduję w domu z chorymi dziećmi :( Tym razem rozłożyło moich bliźniaków i oboje mają antybiotyk :( Ech! Nie tak powinien wyglądać tydzień przed imprezką urodzinową :(

Oficjalne ważenie przyniosło -0,5kg :) Czyli jeszcze nie doczekałam się magicznego 88kg, czyli wszystko przede mną :) Takie powolne spadki wagi tłumaczę sobie tym, że ćwiczę systematycznie i niewykluczone, że tworzą mi się mięśnie! Nie płakałabym z tego powodu :P

Udanego weekendu! :* No i gratuluje spadków :*

8 lutego 2018 , Komentarze (12)

Witam serdecznie :)

Jak Wam minął ponoć najbardziej kuszący dzień w roku? U mnie było bardzo przyzwoicie :) Nawet catering dietetyczny stanął na wysokości zadania i sprezentował mi tradycyjny tłustoczwartkowy posiłek :) Podanie królewskie by me :D

Nie planowałam jeść żadnych dodatkowych słodkości, ale mąż dzielnie upolował jeszcze po jednym-tradycyjnym-pączku-zjedzonym-w-rodzinnym-gronie, więc mam nadzieję, że taka bogata kolacja szybko się utleni ;)

Jutro ważenie - nie mogę się doczekać 88 na wadze! Może jutro? (kwiatek)

Nie ważne jednak co pokaże waga - jutro piątek! A to oznacza zumbę! <3 Tego też nie mogę się doczekać!! :D

Udanego wieczoru i sukcesów podczas pomiarów :*

7 lutego 2018 , Komentarze (17)

Witam serdecznie! :*

Po pierwsze - siedzenie w domu odbija się negatywnie na mojej diecie. Nie żeby zażerała nudę (że co?) ogromną ilością żarcia, ale ciągle coś podjadam lub mam wielką ochotę podjeść. Tu dopiję łyk kakao, tabletki popiję słodkim napojem, wezmę ostatniego kęsa tosta albo wrzucę do paszczy jakiegoś cukierka... Niby nic, ale gdy człowiek tak zbierze wszystkie NIC z całego dnia to okazuje, że dodatkowa przekąska wpadła do jadłospisu...

Dzisiaj już kilkukrotnie miałam okazję dorzucić kilka(dziesiąt) kalorii do dziennej puli. Raz mi się udało odegnać demona, raz nie, ale wydaje mi się, że ciągle balansuje w granicy rozsądku.

Boję się stracenia kontroli nad tym co już osiągnęłam. Nie chciałabym tego zaprzepaścić tym bardziej, że widzę efekty i to że droga, którą teraz podążam jest dobra. Boję się też popaść w drugą skrajność i całkowicie oderwać się od rzeczywistości, by w pełni oddać się realizacji wyznaczonego celu. Złoty środek - droga do sukcesu.

Po drugie - ćwiczenia z Mel B zbierają swoje żniwo. O ile we wtorkowy poranek jeszcze było ok, to 12 godzin później (a 24 godziny po ćwiczeniach) zaczęło się to, co mnie najbardziej przeraża w ćwiczeniach siłowych. Zakwasy. Bolały mnie plecy, ramiona, klatka piersiowa i tricepsy (łącznie z przyczepami mięśni w okolicy łokcia). Poruszanie kończynami bolało (a jednak mając pod opiekę dwójkę chorych dzieci ciężko od tego uciec), masaż bolał (mąż chciał pomóc), leżenie na podłodze bolało (zwłaszcza, gdy człowiek chciał wstać).

Nienawidzę tego uczucia. Nienawidzę, gdy mnie boli. Lubię, gdy czuję, że moje mięśnie są zmęczone, ale nienawidzę mieć zakwasów. Jestem wtedy rozdrażniona, nie mam ochoty z nikim rozmawiać i najchętniej przespałabym cały okres niedyspozycyjności. Niestety (a może i stety) nie ma tak łatwo.

Dzisiaj środa - dzień, w którym mam zaplanowane ćwiczenia. Przez pół dnia biłam się z myślami co zrobić. Czy przećwiczyć Mel B czy sobie odpuścić? Czy nie skakać na (jak dla mnie!) głęboką wodę i zmobilizować się do workout'u raz  w tygodniu w poniedziałki? A jeśli ćwiczyć to przed czy po cardio? Przed, żeby mieć już wszystko za sobą, czy po, by porządnie się wcześniej rozgrzać? 

Milion pytań, dwa razy tyle wymówek, by rzucić tą przeklętą siłówkę w cholerę... Ale później przypomniałam sobie hasło, które kiedyś powiedziała mi koleżanka (zapewne za Chodakowską, której nie lubię) "Nie myśl". No i przestałam myśleć i... zrobiłam swoje.

Zaczęłam mój dzisiejszy trening od rozgrzewki w workout z Mel B. Olśniony moją determinacją mąż postanowił mi towarzyszyć w tej przerażającej walce. Okazało się, że nie ma się czego bać... Ćwiczenia okazały się dużo mniej przerażające niż 30 minut wcześniej. W porównaniu do poniedziałku mogę powiedzieć, że moja kondycja wzrosła o 300%. Nie potrzebowałam już żadnej przerwy w ćwiczeniach, udało się wykonać kilka powtórzeń ćwiczenia, które dwa dni wcześniej było dla mnie nie do przejścia.

Strach jest w naszych głowach. Przełamanie nawyków, które do tej pory mieliśmy (np. rzucenie się na kanapę zamiast rzucenie się na glebę by poćwiczyć) czasami wręcz boli fizycznie. 

Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Ale na pewno będzie warto :)

Udanej nocy :*

7 lutego 2018, Skomentuj
fitness inny,2378,93,650,4637,0,1518028162
Dodaj komentarz

5 lutego 2018 , Komentarze (7)

Witam serdecznie!

Godzina 22.50 a ja ociekam potem po treningu... Pierwszy raz zdecydowałam się na ćwiczenia z Mel B! Czuję, że przypłacę to jutro cierpieniem, a te spalone 187kcal kosztowało mnie więcej niż dla niektórych przebiegnięcie maratonu!

Te 22 minuty to była katastrofa. Na zumbie potrafię skakać dobrą godzinę, a podczas body workout po 5 minutach zaliczyłam pierwszą przerwę bo zrobiło mi się słabo... A oddechy miałam całkiem przyzwoite. W efekcie na 15 minut (nie liczę rozgrzewki) ćwiczeń zaliczyłam dwie 2-3 minutowe przerwy, a do tego ćwiczenia na podłodze wykonałam w... 40-50%? Klęska, klęska, klęska...

Ja po prostu mięśni nie posiadam. Po prostu nie. Aby je w sobie wyrobić będę musiała wylać wiele potu i łez... I wypić całe morze samodyscypliny...

5 lutego 2018, Skomentuj
fitness inny,1801,27,187,1335,0,1517867171
Dodaj komentarz

4 lutego 2018 , Komentarze (14)

Witam serdecznie :)

Dziękuję wszystkim za trzymanie kciuków :* W dniu wczorajszym zamknęłam swój trzeci semestr studiów, a tym samym połowa tej zajmującej przygody za mną! :) Jeszcze półtora roki będę mogła (w końcu!) pochwalić się w CV wykształceniem wyższym :) Oj, będę opijać ten sukces z dobry tydzień :D

Ostatnimi dniami miałam okropne parcie na słodkości, któremu uległam. Raz wpadły 3 łyżki Nutelli, drugim razem kilka(naście) rurek z kremem, którymi tak się zasłodziłam, że miałam ochotę porozmawiać z toaletą. Napady słodkości okazały się biologicznie uzasadnione, dzisiaj przyszła @ i dzięki temu wszystko wróciło do normy :)

Dzisiaj, pierwszy raz w tym roku, byłam na swoim domowym jedzeniu (nie cateringowym).
Na śniadanie wpadła jajecznica z porem i dwie kromki bezglutenowego chleba; 
na drugie śniadanie kromka chleba z plastrem sera koziego i pomidorami; 
na obiad dwa ziemniaki, mięsne kuleczki i surówka + naleśnik z serem i frużeliną wiśniową; 
podwieczorek koktajl białkowy truskawkowy; 
kolacja dwie kromki chleba z pastą z wędzonej makreli z pomidorami.

I co się okazuje? Kalorycznie może i wypadło przyzwoicie, ale zdecydowanie za dużo chleba wpadło w ciągu dnia... Tak mi ciężki zbilansować dietę... Czuję, że gdy zdecyduję się na zrezygnowanie z cateringu będę musiała na początku skorzystać z rozpiski dietetyków by przez brak umiejętności znów nie popłynąć...

Cały przyszły tydzień spędzam w domu. Mój starszy syn ma już trzeci dzień temperaturę i jest na antybiotyku. I tyle w tym temacie. Mam nadzieję, że przebywanie w domu nie przełoży się na mimowolne podjadanie "z nudów" i będę w stanie poćwiczyć tyle ile planuję :)

P.S. Po ostatnich zajęciach zumby miałam zakwasy!! :o Aż byłam w szoku! :D Przez jeden dzień odczuwałam poślady i uda, a plecy i boczki czuję do dziś :P Yeah! :D

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.