Po pierwsze zapraszam wszystkich na cudownego słonecznego dorsza. Przepis po lewej:)
Z nowa energią wchodzę pod koniec tygodnia! Cieszę się podwójnie, bo jedziemy na spływ! Ja i mój mężczyzna! Huraaa... w końcu spędzimy trochę czasu sam na sam (mam na myśli kajak). Poza tym ja uwielbiam wszelkiego rodzaju spędy:) Dużo ludzi = dużo zabawy i śmiechu.
Dzisiejszy temat to Cola czy Woda??
Dawniej bez tego czarnego napoju nie wyobrażałam sobie dnia. Rozpoczynałam szklanką coli i kończyłam dzień. Moja ukochana mama przekonywała mnie, że nie wolno, nie zdrowe! Tak, tak mamuś! Pyszna zimna, z kosteczkami lodu stukającymi o brzeg szklanki. Do posiłku, na upały, kaca, do czystej do wszystkiego. Ideał... Ale również do czyszczenia zardzewiałych narzędzi:P Moja ukochana zabraniała pic coli w domu, chowałam ją wtedy po szafkach, piłam w szkole i wychodziłam na spacery. Posiłek bez coli nie smakował już tak jak kiedyś.
I nadszedł dzień kiedy po pobycie w szpitalu zmieniło się wszystko.
Woda mineralna, źródlana, syci, wydobywa głębię smaków. Nie uważałam wody za napój, dla mnie była czymś w czym można rozrobić sok, ugotować ziemniaki, jajka, wypłukać warzywa. Woda nie nadawała się do picia...
Patrze dziś na szklankę z przezroczystym napojem i dziękuje że istnieje. Od kiedy zaczęła być moją przyjaciółką moja skóra jest nawilżona, mam więcej energii, nie przegryzam po posiłkach i porostu jestem szczęśliwsza.
Pozdrawiam i na zdrowie.