Weekend intensywny. Nie miałam czasu zastanawiać się czy krem z filtrem jest ok, czy nie. Po prostu naładowałam tone na siebie i bączka nad jezioro. Siedziałyśmy tak od piątku do dziś wieczorem. Ja na czarnym chlebie i pomidorach a bączek na bułkach z masłem. Dzieci w wieku 5 lat przestają jeść witaminki, czasami mam wrażenie, że przestają jeść cokolwiek!! Ile ja się dziś naprodukowałam żeby wepchnąć do brzuszka małą marcheweczkę od dziadka z działki. Cudem zjadłyśmy kiełbaskę z ogniska. Upiekło nam się, bo poczęstował nas pewien pan swojską, pyszną, pachnącą dzieciństwem. I to od piątku jedyny ciepły posiłek był!
Na wadze spadek 55,2 ale przy mojej wadze nie ma się czym chwalić. Pewnie przybędzie w tygodniu. Nastawiona pozytywnie postanowiłam się ważyć w każdą niedzielę wieczorem po kąpieli. Będzie najbardziej sprawiedliwie po weekendowych grzeszkach:)
Dawniej niedziela była moim dniem rozpusty, chipsy, Coca- cola, słodycze. Dziś jakoś nie miałam ochoty. Kromka czarnego, 3 pomidorki, jajko i kiełbaska to wszystko.
Poza tym jakoś inaczej patrzę już na Coca-colę. Po ostatnich wydarzeniach piję tylko wodę, mogę powiedzieć nauczyłam się... Ale o tym przy następnej wenie.
tilgg
21 lipca 2014, 22:41Ja potrafię żyć bez Coli, może dlatego że nie lubię w ogóle za bardzo gazowanych napojów ;) A co do ważenia, może lepiej w niedzielę rano? Bo wieczorem człowiek zawsze cięższy jest, to i tak jest niemiarodajne. A rano po wstaniu to zwykle ta realna waga :)
LodziaZakapior
21 lipca 2014, 00:05Świetnie Ci poszło:) Gratki :) Ja też kiedyś uwielbiałam colę i inne napoje gazowane. Później gdzieś naczytałam się o szkodliwości aspartamu i innych podobnych słodzików. Aspartam podobno szkodzi na wzrok :/ - tym się najbardziej przejęłam, bo i tak mam wadę wzroku. Dodatkowo napoje gazowane zwiększają ryzyko cukrzycy - to chyba wyczytałam w Superlinii. Teraz piję wodę mineralną gazowaną (niegazowana smakuje mi jak kranówa) i te wszystkie słodzone napoje mogą dla mnie nie istnieć.