Ciężki dzień dziś miałam, wszystko co wczoraj wydawało się proste dziś okazało się skomplikowane. Może to taka duperelka ale mi bardzo zaprząta głowę. Martwię się o wymowę mojego dziecka i ręce mi już opadają. Wczoraj wszystkie ćwiczenia wykonał idealnie, a dziś język niczym jakiś bezwładny organ nie chciał współpracować. Chociaż nie wiem czy bardziej język, czy synek. Swoją drogą co się dzieje z tą Polską? Logopedzi biją na alarm, że z mową naszych dzieci jest fatalnie, a NFZ nie przyznaje odpowiedniej ilości kontraktów aby można było cokolwiek zdziałać!!! Wygląda na to, że w tym roku będziemy spotykać się z logopedą raz w miesiącu, jeśli będzie sprzyjało nam szczęście. Wkurza mnie to, bo dopiero pod koniec 2013 udało mi się znaleźć kobietkę, która dobrze zdiagnozowała młodego, byłam pełna nadziei, zwłaszcza że wizyty mieliśmy raz w tygodniu, bardzo mobilizowało mnie to do ćwiczeń i widziałam, że jeśli coś będzie szło nie tak, to za tydzień będzie do skorygowania. Teraz jeśli przy ćwiczeniach popełnię błędy i ich nie wychwycę to zamiast korygować mowę, będę utrwalać jej wady. Byłam już w takiej sytuacji i to kilkakrotnie, dostawałam zestaw ćwiczeń do domu i informację, że następna wizyta za miesiąc lub 2. Zresztą po ostatniej wizycie mam wrażenie, że kobietka która wydawała mi się "wybawieniem" też jest zrezygnowana, zwłaszcza jak usłyszałam zdanie: "Nie mam już na niego (syna mojego) pomysłu."
Później dopadły mnie rozterki związane z nowinkami technologicznymi, bajki na kilku kanałach, tablety, telefony, komputery, x-boxy i inne gadżety, to wszystko tak bardzo ogłupia nasze maluchy. Długo starałam się chronić przed tym syna jednak, poznał smak gier na wakacjach u cioci. Podobno całymi dniami grał z kuzynami, a oni (dorośli) jak dzieci cieszyli się i mówili, że "naświetla się". Niestety, zapał do gier pozostał do dziś, a ja nie potrafię znaleźć alternatywy, która pochłonęłaby go chociaż w połowie tak jak mania grania. Mimo, że ograniczam granie i pozwalam na to tylko w weekend moje dziecko tylko tym żyje. Wciąż opowiada o grach, co zrobił (przeszedł), co jeszcze może zrobić i w co chętnie by zagrał. Dobrze, że córki jeszcze do tego nie ciągnie i zadowalają ją zabawki, a zwłaszcza zabawa w moim towarzystwie. Postanowiłam wziąć się za to i muszę to zmienić, myślę, że nie jest jeszcze za późno.
Żeby się zrelaksować postanowiłam pyknąć sobie Skalpel, ale mój kochany synek zapodział pilot od DVD, a sprzęt taki, ze bez tego płyta ani drgnie. Na szczęście mąż wrócił po 19, więc poszłam pobiegać. Bardzo mnie to cieszy i odpręża. Nie wiem ile dziś przebiegłam ale zrobiłam 5 kółek po minimum 600 kroków, a zakładałam że zrobię 3 kółka. Mimo 10 stopni mrozu i jakiegoś wirusa, który próbuje dobrać się do moich oskrzeli znów biegam i jestem z tego powodu dumna i bardzo zadowolona. Byłam wytrzymalsza nawet od mojego psa, który po 2 kółku oszukiwał . Psina zatrzymała się następnie czekał, aż znowu tam przybiegnę i witała mnie w podskokach, brakowało tylko okrzyku w stylu "Niespodzianka!!!", ale ma już swoje lata, więc nie ma się jej co dziwić.
Znów mam siłę do walki.
P.S. Piękne niebo dzisiejszej nocy nad nami :)