Mi i córce teatrzyk się podobał, syn uznał że był nudny.
Droga powrotna na dworzec wyglądała podobnie, część trasy autobusem, część pieszo. Gdy wróciliśmy do domu byłam bardzo zmęczona i nie znalazłam w sobie sił na trening, a wieczorem nie miałam odwagi na bieganie przy szesnastostopniowym mrozie . Wciąż jeszcze kaszlę i zalega mi jakieś paskudztwo w oskrzelach, więc z pełną świadomością zrezygnowałam z biegania, wybrałam się tylko na krótki spacer z psem.
Jakież było moje zdziwienie, gdy dziś rano okazało się, że jestem cała obolała, najbardziej dokuczają mi nagi - biodra i mam okropne zakwasy w ramionach i na wysokości łopatek. "Kurczę!!! Co się dzieje?" Pomyślałam zwlekając się z łóżka. Tak, więc nie wiem czy we wczorajszy dzień mogę wpisać "trening zaliczony", czy "trening odpuszczony". Wiem, że spacer z ważącą 16 kilogramów córką w ramionach, sprawił że czuję się, jak po solidnie wykonanym treningu siłowym.
P.S. Zdziwiło mnie, że podróż publicznym transportem jest tak droga, za bilety zapłaciłam około 27 zł, przy czym córka "pekaese" jechała za darmo, a w "miejskich" kupowałam dla dzieci ulgowy. Gdyby zatankowała za 3 dychy mogłabym odbyć 3 takie wycieczki, tylko "trening" bym opuściła .