Na co dzień staram się być pozytywną osobą patrzącą śmiało przed siebie. Słucham ludzi, interesuje się tym, co mają do powiedzenia. Jestem otwarta na nowe pasje, zadania czy pomysły.
Wiecznie sobie na coś żałuję pieniędzy. Lubię odkładać. Lubię mieć dużo. Ale stwierdziłam wczoraj, że nie będę już taką sknerą. Że mi też się coś należy. Dla innych mi nie szkoda ale dla siebie - godzinami zastanawiam się czy kupić jakąś pierdółke.
Tym oto sposobem wczoraj kupiłam dla siebie stepper do domu:)
A dziś już pierwsze pół godziny na nim:) To co? Robimy wyzwanie 30 min każdego dnia na stepperze do piątku? Ciekawe czy nie rzucę go w kąt po dwóch dniach. Zobaczymy:)
Jak tam wasza majówka? Bo ja grzecznie klepie kolejne cyferki w pracy. Uroki pracy w finansach i co miesiąc ten sam cyrk czyli zamknięcie miesiąca ;) Przynajmniej fajne nadgodzinki w święto wpadną. Nie mam nic przeciwko. A wieczorem z siostrą na jakieś kino plenerowe ;)
Robiąc podsumowanie kwietnia przeanalizowałam wszystko to co robie u wysuwają się wnioski:
1. Udało mi się odbić od dna i z 99 kg wrócić na 96,8 kg. Czyli jak się chce to można! Może w końcu w tym maju uda się przebić magiczną barierę 95kg? I zejść poniżej niej? Bardzo bym chciała ;)
2. Nadal słodkości czy słone przekąski mają duże znaczenie w mojej głowie. Chcę jeszcze bardziej uświadomić sobie, że nie powinnam tak ładwo z nimi przegrywać. Że to tylko radość na 5 minut w ustach a potem odkłada mi sie to wszystko na brzuchu. Że jeden cukuerek/kawełek ciasta do kawki jest okey ale całe opakowanie już nie. ;)
3. To, że chodzę sobie na jakieś ABT czy płaski brzuch godzinkę w ciągu dnia to wcale nie jest giga ruch. Potrzebuje więcej ruchu, więcej spacerów! Przecież to takie proste! Dodam tylko ten wpis, zamknę w pracy środku trwałe i idę sie dotlenić.
4. Coś kiepsko widzę zmieszczenie się w moją ulubioną weselną sukienkę w czerwcu wiec zaciskam mocniej poślady i cisnę!
5. Więcej zdrowych nawyków- pilnować litrów wody, jeść więcej warzyw w pierwszej kolejności
6. Więcej czytać mniej patrzeć w ten telefon- brakuje mi tego czytania. A przecież kiedyś dużo więcej książek czytałam. Podoba mi się w wyzwaniu 75hard/soft iż ludzie tam czytają minumum te 10 stron dziennie. I łapią tego bakcyla na później. Też się za to biorę. Zamiast kolejne głupie tiktoczki to pare stron książki na dobranoc ;)
Obudziłam się dziś w jakimś takim kiepskim stanie. I ta dam! Jak w zegarku. Przyszedł okres:p Teraz tylko przeżyć jakoś dwa pierwsze jego dni a potem to już z górki. Jeśli tendencja regularności się utrzyma to ekstra bo nie będę go mieć ani na wycieczce do Barcelony w maju, ani na weselu znajomych w czerwcu i wypadzie do Rzymu w czerwcu ( nie wiem jak do tego doszło ale zawsze z siostrą w okolicach jej urodzin robimy jakiegoś krótkiego tripa za granicę. W wielkanocny poniedziałek rozmawiałyśmy że może Rzym,we wtorek już bilety były kupione:D )
Byłam dziś z siostrą w nowej dla nas miejscówce na pizzy. Pyszna! Także polecanko.A do tego dosłownie parę kroków od lokalu taki piękny widok na Wawel:)
Teraz już mi tylko zostało leżenie z termiforkiemm na brzuchu i oglądanie Pottera w tv dla relaksu:)
mam nadzieję, że zamiast martwić się zjedzonym w zbyt dużej ilości serniczkiem wykorzystujecie dziś jego moc! 💪💪💪
Święta=więcej jedzenia=pełniejsze zapasy glikogenu czyli paliwa dla naszych mięśni. A skoro bak pełny- to idealny moment by go wykorzystać. Ja już zaliczyłam zajęcia zdrowy kręgosłup i brazylijskie pośladki:)
zaktualizowałam pasek wagi. Oj coś nie w tą stronę to idzie ;p
A tak serio:
-miałam konsultacje z dietetyczką ( planowo miałam iść do tej z lux med jednak moja firma zorganizowała jakiś zdrowy miesiąc i między innymi można było skorzystać z takiej konsultacji):
* zrobiłyśmy pomiar ciała jakąś taką magic wagą. Może i byłam w ciuchach po śniadaniu i szklance herbaty i wody ale trzymajmy się tego i ustawmy 99 kg. O zgrozo widzicie ile we mnie jest tłuszczu?! Prawie 40%. W tym poziom tłuszczu trzewnego który otacza moje organy na poziomie 18%. Dramat! To mnie tak ocknęło jakbym dostała patelnią w głowę. Tu nie chodzi tylko o wygąd zewnętrzny ale też o moje zdrowie tam w środeczku.
* omówiłyśmy moje problemy z ferrytyną, żelazem, pęczniejącym brzuchem po niektórych pokarmmach itp
* omówiłyśmy spożywanie posiłków, ich proporcje, jakość, moje zapotrzebowanie, schemat postępowania i pozycje do ulepszenia
*przeanalizowałyśmy jakość snu i stresu i to na pewno jest u mnie do poprawy!
*spacery, spacery i jeszcze raz spacery! To, że sobie 3 dni w tygodniu pójdę pomachać sztangą coś może da, ale tu potrzebne jest konkretniejsze ruszenie pupy z kanapy na dłużej.
I to co niby wiem ale jakoś nie mogę się z tym pogodzić- że chudnięcie 0,5 kg na tydzień jest okey. Że nie zawsze od razu są spektakularne efekty, że czasami mimo wielu starań ta waga na początku stoi jak zaklęta. By się wtedy nie poddawać, trwać w postanowieniach. To ruszy w końcu.
Z pozytywnych rzeczy to jestem też już po wizycie u ginekologa i ze strony lekarki nie widzi nic złego tam. Także jakieś PCOS czy endometrioze mogę skreślić ze swoich potencjalnych przypadłości. Super! Czeka mnie jeszcze cytologia ale to tak w ramach corocznych badań.
Lecimy dalej z koksem i kolejny etap to badania różnego rodzaju hormonów z krwi i potem konsultacja z endokrynologiem w celu przeanalizowania ich. Muszę czekać na konkretny dzień miesiączki więc jeszcze chwila do tego. Chcę to kontynuować bo obiecałam sobie, że nie poddam się dopóki nie dowiem się, co jest przyczyną mojego nadmiernego owłosienia na brodzie, czy to faktycznie tylko przez niski poziom ferrytyny te włosy mi garściami wypadają itp. Ginekolog zasugerowała, że to może moje nadnercza produkują zbyt dużo testosteronu. Grzecznie jednak muszę czekać na pobranie krwi i ich wyniki.
Patrze na siebie i czuję się taka bleee...tu coś wystaje, tu tłuszcz się wylewa. Porażka. Czemu ja się tak zapuścilam.
Chcę być totalnie zdrowa i wysportowana. Wiem, że to się nie wydarzy z dnia na dzień. Wiem, że wiele potów i ćwiczeń jeszcze przede mną. Wiem, że muszę być silna.
Dziś po prostu mam krysys.
Nie chcemy, by jedzenie mną rządziło.
Jutro postaram się wstać prawą nogą i na nowo złapać pozytywny vibe
Tak, poważnie - uwielbiam te zajęcia! I idzie mi na nich coraz lepiej. Co prawda wciąż po nich umieram, wciąż nie robię wszystkich ćwiczeń idealnie ale widzę już po tych kilku razach postępy. Za pierwszym razem po rozgrzewce miałam już dość. Teraz przechodzę przez nią gładko. Uwielbiam martwe ciągi i hip trusty. Jak wyrobię mega poprawną technikę zacznę dokładać coś na tą sztangę 💪💪💪 Na razie skromne 5 kg na każdą stronę.
A po zajęciach zakupy. Tak zdrowe że hey! Żadnego slodycza tam nie ma, żadnych czipsów. Za to pozwoliłam sobie na odrobinę luksusu i wrzuciłam do koszyka dwa awokado. Uwielbiam kanapki z awokado, pomidorem i koniecznie to posolić i popieprzyć. To takie moje guilty pleasure <3
Ile plastiku w tym wózku, wszystko praktycznie w foliowych torebkach. Na usprawiedliwienie powiem tylko, że często wykorzystuję je ponownie albo po prostu służą mi jako worek na śmieci w małym łazienkowym śmietniczku.
Waga skontrolowana- 98 kg. Ehh...bujam się tak i bujam i coś ruszyć nie mogę. Ale nie poddam się tak łatwo. Wczoraj byłam na zajęciach "pośladki i brzuch", dziś idę na brazylijskie pośladki, jutro ABT.
Michę też będę trzymać perfekcyjnie! Jeszcze zaskoczę tę szklaną wagę i w kolejny wtorek pokaże mi spadek!
Czy to przez stres może tak mi się zatrzymywać woda?
Z jedną z was rozmawiałam w komentarzach o sukienkach. Tych za ciasnych. Idąc za ciosem przymierzyłam moją ulubioną sukienkę, w której chciałam wyskoczyć na czerwcowe wesele. O losie! Wyglądam w niej jak ogromny serdel. Ledwo się w nią wcisnęłam, brzuch wywalony. No dramat. Takie -5kg by pomogło. Zdjęcia w niej zrobiłam. Chcę się wam pochwalić w czerwcu że wyglądam w niej bosko!
Przeżyłam ostatni tydzień. Było ciężko. Zresztą zawsze pierwszy tydzień miesiąca wiąże się z zamknięciem w mojej pracy i wtedy stosuje zasadę-byle wytrwać ;) Mam to już za sobą i mogę odetchnąć w końcu pełną piersią.
Starałam się wcześniej chodzić spać- raz z lepszym, raz z gorszym skutkiem. Kontynuuje więc to założenie- zamiast ekranów chwycić wieczorem książkę, przeczytać parę stron, uspokoić myśli i pójść spać.
Polubiłam się też ze stretchingiem. Takie rozciąganie. A że na mojej siłowni jest on w piątki o 19:00- świetna pora. Przygaszone światła, nastrojowa muzyka, pełnen relaks i rozciąganie. Po tym zawsze mam ochotę wskoczyć już tylko w piżamkę i zasnąć ;)
Nadchodzi kolejny tydzień więc spinam poślady i walcze dalej! Pasowałoby zerknąć na wagę, może pare gram mnie ubyło? :)
Chłopak kupił już bilet do Polski na 14 czerwca...ajjj! Niech te dwa miesiące szybko zlecą!
Nie wiem, czy to w ogóle jest możliwe, bym zaczęła w końcu lepiej spać. Aczkolwiek podejmę próbę. Za póno chodzę spać, potem zasnąć nie mogę i suma sumarum jestem wiecznie niewyspana.
Spróbuje więc kłaść się do łóżka już w okolicy 21-21:30. Poczytać kilka stron książki zamiast patrzeć się na kolejne głupotki w telefonie. Wyciszyć się i oderwać wzrok od ekranu. Takie tygodniowe wyzwanie sobie zrobię. Zobaczymy jak pójdzie- przypomnijcie mi w kolejny wtorek by o tym wspomnieć ;)
Wczoraj byłam u siostry na krótkich odwiedzinach. Przywiozła mi od mamy parę pierogów ruskich + schabowe i 20 jajek od dziadka. To z 4 obiady mam już z głowy ;p Mówię Ciągle mamie, że nie trzeba. Że ja już swoje lata mam, gotowac potrafię nawet lepiej od niej niektóre potrawy ;p. By się nie męczyła, zamiast tego odpoczęła albo poszła na spacer. Nic z tego. Nie przegadasz. Wiecznie coś ugotuje, upiecze i stwierdza, że dopóki ma siłę i chęci to zawsze coś dzieciom przy okazji przygotuje. Te mamy to jednak kochane są!