No heeeej, tym razem to naprawdę przegięłam z przerwą. Spokojnie, dieta nadal jest, suwak idzie w prawo, choć wolniej niż wcześniej, ale jednak. Nie miałam kompletnie czasu, a co gorsza - energii - stąd ta moja, tak długa, nieobecność. Mam Wam tyle do opowiedzenia, nie wiem od czego zacząć...Tak jak napisałam, z dietą ok, choć wczoraj pierwszy raz od 5-ciu tygodni zgrzeszyłam. Zdarzało się wcześniej, że skubnęłam parę ziarenek nerkowców albo ze dwie kostki czekolady gorzkiej, ale wczoraj nastąpiła po prostu eksplozja stresu. Stresu związanego z pracą, o czym napiszę zaraz, brakiem czasu, zaległościami, zagrożeniem z neurobiologii (to naprawdę jest bardzo, bardzo trudne; jak to jest, że mój chłopak tak pięknie to wchłaniał, a ja jestem w tym takim matołem?). Trzymajcie za mnie kciuki, dziewczynki, żebym jakoś się z tego wykaraskała! No, ale do sedna. Wczoraj w tym całym stresie zamiast zupy-krem cebulowo-pomidorowej z grzankami czosnkowymi, zjadłam ją ze zdecydowanie zbyt dużą ilością tych grzanek + dwie kanapki z serem zółtym (jedna z ketchupem), a później stwierdziłam, że ogólnie zje*****, więc zjadłam jeszcze dwie kanapki z jajkiem na twardo i majonezem. Także wczorajszego wieczoru byłam monstrualnym wielorybem, do tego jeszcze bardzo niegrzecznym ;). No ale dziś reaktywacja, zarówno blogerska jak i ogólna, dietowa. Dziś poszłam wytopić ten tłuszcz na spinningu. No i, a propos pracy, to właśnie jej dotyczył stres i to właśnie ona odpowiedzialna jest za brak czasu, w związku z czym doszłam do wniosku, że trzeba podjąć pewne decyzje. Wszem i wobec, zostały one podjęte, i rezygnuję z pracy. Stwierdziłam, że wolę mieć około 800-uset zł mniej i bardziej oszczędzać, jednocześnie skupiając się na moich studiach i drugim kierunku, który bardzo mi się podoba, niż żyć tak jak teraz i się orać. I nie mieć nawet czasu żeby do Was napisać. Zwłaszcza, że w ogóle nie było dla mnie zajęcia tam, no ale wtedy przeglądałam, co tam u Was :-).
Także zdążyłam się już usprawiedliwić. Powiem Wam, że co prawda, jeszcze oficjalnie nie skończyłam pracy tak na fest, bo będę tam przychodzić żeby sprawdzić salda, ostateczne rozliczenia i takie tam, ale już czuję ulgę i takie rozluźnienie wszystkich mięśni ... A co tam! Ważne są dla mnie studia, a nie nic nie robienie w jakimś biurze księgowym ;p. Pracę zawsze można znaleźć, nie? Nawet w Macu, na upartego, przynajmniej jakaś ścieżka rozwoju jest i konkretne zadania do zrobienia.
Poza tym, nie wiem, jakim cudem, ale mimo tego wszystkiego, udawało mi się jakoś przygotowywać posiłki i od czasu do czasu pojawić na siłowni. I raz w tygodniu chodzę na jogę i naprawdę wpływa to na mnie relaksująco. Ja nigdy nie byłam dobrze rozciągnięta, także to jest drugi aspekt dobroczynny. Zrobiłam swojej osobie niezły numer, bo podpisałam z siłownią umowę na 5 msc xD, dzięki czemu zaoszczędziłam i zmusiłam się na przyszłość do uczęszczania tam nawet jak coś nie tak pójdzie z dietą i odpuszczę. No ale przecież nie odpuszczę! Już tak daleko zaszłam, 5 tygodni i prawie 7kg mniej! Nigdy tyle nie udało mi się wytrzymać i tyle schudnąć. Diety, a właściwie ,,wychudzacze", kończyłam po tygodniu.
Niedawno poszłam do dietetyka na pomiary i babeczka od razu mi powiedziała, że wychudłam, i że myślała, że nie ta osoba weszła do pomieszczenia :). Jak to ujęła: ,,wcześniej przyszła taka pulchniutka dziewczyna, a teraz przychodzi zgrabna kobietka, to na Sylwestra normalnie łania będzie" xD. Strasznie pozytywnie mnie to nakręciło! No, dodała mi trochę kalorii żebym za dużo nie chudła, a ogólnie efekty są takie, że z 10% tłuszczu zeszło, NIE MAM JUŻ NADWAGI (BMI 25), otłuszczenie narządów 3 (a było 4). Tylko wiek metaboliczny pozostał ten sam -> 37 ;/. Dodatkowo, z talii zrzuciłam około 13cm (sic!). Wiem, wiem, że to bardzo dużo, ale to właśnie pokazuje jak bardzo otłuszczone było wnętrze. Tak to jest jak ciągle żarło się pizze (po połowie lub więcej), spaghetti i piło się alkohol litrami ... W każdym razie, stąd ten drastyczny spadek.
Pomiar z 2-ego grudnia:
Pomiar | Masa ciała | Szyja | Biceps | Piersi | Talia | Brzuch | Biodra | Udo | Łydka | Spalonych kalorii | Zawartość tłuszczu | Usuń pomiar |
---|
| kg | cm | cm | cm | cm | cm | cm | cm | cm | kcal | % | |
---|
2 grudnia 2014 | 72,9 | 35,0 | 30,0 | 103,0 | 83,0 | 101,0 | 101,0 | 54,0 | 35,0 | 0 | 31 |
Czyli tak: (z pamięci, więc mam nadzieję, że się nie pomylę)
- 6kg
- szyja bez zmian
- biceps -1cm
- piersi -3cm
- talia -13cm
- brzuch -4cm
- biodra -4cm
- udo -3-4cm
- łydka -2cm
- zawartość tłuszczu -6%
Jak znajdę wydruk od dietetyka to od razu wstawię!
Jeśli chodzi o ćwiczenia, to jeszcze nie jest jakoś rewelacyjnie, bo robię je tak 2-3 razy w tygodniu, a chciałabym 4-5. Na siłowni próbuje z jogą, bieżnią i spinningiem. To ostatnie to czad, wychodzę jak spod prysznica! Mogę nawet przedtem zjeść sobie jakiegoś snickersa czy coś, bo i tak to spalę - tak powiedziała dietetyczka.
W międzyczasie, udało mi się wykoncypować całkiem, całkiem program. ,,Zdrowie na widelcu", prowadzi go Guzik i jest w tym, szczerze napisawszy, tragiczna! Robi jakieś dziwne miny, rzuca suche żarty i w ogóle, no ale dużo tłumaczy i krok po kroku robi posiłki, które są fantastyczne! Wszystko zdrowe, pyszniutkie, pomysłowe i kolorowe. Jak ktoś się zainteresuje, zajrzy i stwierdzi, że nie da rady (tak uznał mój chłopak xD), to na polsat cafe są same przepisy umieszczane, ale ja wolę robić posiłki równolegle z nią. Tak mi łatwiej.
Aha, i jeszcze jedna informacja dla tych, którzy nie wiedzą. Jeśli chcecie policzyć sobie kalorie (miara domowa) to polecam:
I tyle pysznego, dziewczynki. Pewnie znów nieszybko się odezwę, więc powodzenia, Kochane! ;* Do szczuplejszego napisania!