Cześć,
wstawiam zdjęcie obiecanych placuszków z wczoraj (i z dzisiaj też):
Smakowite!
Dziś nie ćwiczyłam, bo mam zakwasy po wczoraj :-), poza tym organizm też musi się przyzwyczaić, dlatego póki co, ćwiczenia 3x w tygodniu (następne jutro). Jedzeniowo dzień wyglądał tak:
- Śniadanie: powyższe placuszki z musem jabłkowym, jogurtem naturalnym i zasypką z gorzkiej czekolady
- II śniadanie: sałatka grecka (uwielbiam!)
- Obiad: makaron penne z włoskimi warzywami w przyprawach z cebulą i czosnkiem
- Przekąska: ciasteczka bananowo-owsiane (w pracy zasmakowały ^^)
- Kolacja: risotto szpinakowo-pomidorowe + kanapka z twarogiem półtłustym i rzodkiewką
Także znowu dojadanie :). Ten mix na koniec to dlatego, że risotto było bardzo mało. W międzyczasie zjadłam też parę sunbites'ów. Chyba nie ma tragedii.
Dostałam dziś plan od dietetyka. No i w związku z nim mam trzy dylematy. Pierwszy dotyczy, jakby to napisać ... logistyki. Produkty są dostępne w każdych sklepach, więc nie ma problemu, ale w niektórych przepisach trzeba dodać po trochu rzeczy takich jak: mleko kokosowe, przecier pomidorowy czy ananasa z puszki. Rzecz w tym, że kurczaka wsadzę do zamrażarki, nie ma sprawy, ale gorzej z wyżej wymienionymi. Bez sensu otwierać puszkę ananasów kiedy zużyjesz jeden plaster owocu na przykład. A ja jem sama i nikt po mnie nie doje. Druga rzecz, to nie widzi mi się codzienne przygotowywanie nowych, co najmniej 2-óch czasochłonnych posiłków, zwłaszcza, że w tygodniu naprawdę nie ma kiedy :(. No i kolejna, ostatnia już, rzecz. Przez te dwa dni czułam się w porządku z tym, że to ja wymyślałam sobie z dnia na dzień potrawy, choć nie wiem, na ile umiejętnie były one dobierane (pewnie słabo). Teraz mam wszystko narzucone i co będzie, jak mnie ,,dopadnie" ... ? Coś mi się nastrój pogorszył ... Może to przez rozmowę z chłopakiem, który nie ma czasu nawet pogadać ze mną więcej niż 5 minut dziś. On, jak ma fazę na ,,wzięcie się w garść", to, mam wrażenie, zupełnie o mnie zapomina, idę gdzieś w odstawkę. Wracając do tematu, wiecie, że w diecie mam nawet drożdżówkę z serem? I piwa? ;p A ja się tak pilnowałam ze wszystkim!
To dietowo na tyle, trochę smutno, bo czuję wahania motywacji.
Dodatkowo, dziś zaczęła się praca i wszystko po kolei, doszedł stres. A że mam pracę, w której przebieram tak naprawdę rękami i nogami, bo okazuje się, że nie ma dla mnie właściwie żadnej roboty, to jest jeszcze gorzej niż jakby było jej masę. Stresuję się tym, że zajmuję się czymś innym, że ktoś to zobaczy (szefowa?!), skomentuje. Muszę szukać innej pracy, ale nie mam ostatnio czasu i chyba zapału. Wiem, że nie ma sensu tam dłużej być, bo wypłaty nieterminowe, stawka minimalna i jeszcze brak zajęcia. Nie wiem jak będzie z tą dietą przy takim tempie. Napisałam maila do tej babeczki z wszystkimi wątpliwościami. Zobaczymy, co odpisze.
Na pociechę, kupiłam dziś sobie zieloną herbatę z maliną - bardzo fajna :).
MAM NADZIEJĘ, ŻE CHOCIAŻ WY W DOBREJ FORMIE I CIŚNIECIE TAM I ZA MNIE! <3
etvita
12 listopada 2014, 21:27Fajne placuszki :) Życzę wytrwałości :D Podziwiam cie, ja bym nie dała rady na diecie z rozpiską na kartce
koala1992
12 listopada 2014, 21:33No, zobaczymy. Zdecydowałam się na to, więc muszę podjąć próbę. Są i tego plusy pewnie.