A więc jeżeli chodzi o wagę to marnie. -2kg na cały miesiąc. Oczywiście ważne że w dół a nie do góry. Ale to nie znaczy że jestem zadowolona z wyniku. Muszę na pewno popracować nad dietą. To co uchodziło płazem gdy mało co się ruszałam, nie przejdzie gdy ruszam się sporo. A od dwóch tygodni tego ruchu mam dość dużo. Co do ruchu, to w domu na razie tylko orbitrek, później dołożę ćwiczenia z gumami, chciała bym wrócić do insanity, ale to zależy na co pozwoli mi kolano. Raz też udało mi się pobiegać w terenie. Jednak ponieważ na razie nie mam butów do biegania, i ich nie kupię, tak więc bieganie na razie będzie tylko na bieżni na siłowni. Co do siłowni. Byłam we wrześniu 5 razy, natomiast na październik przewiduję około 12 wizyt. Podoba mi się :D, całkiem inaczej ćwiczy się z trenerem. I jak ktoś pilnuje techniki to nawet małe obciążenie może dać w kość, zwłaszcza na początku. Jak dalej będzie z treningiem personalnym to się okaże ponieważ niestety nie jest to tania zabawa, ale zobaczymy co przyniesie przyszłość. Ogólnie można uznać że wrzesień był udany. Liczę na to że październik będzie jeszcze lepszy. Na razie chciała bym w październiku doprowadzić do tego abym była w stanie biec przez godzinę na bieżni, jeżeli cała godzina to prędkość 8km/h, a jeżeli pół godziny to 9km/h. Plus ewentualnie przebieżki z prędkością 7/10km/h. Po bieżni za każdym razem trening brzucha, bo to co było w piątek to była totalna porażka. No i rozciąganie. Z tym że wszystko zależy od tego co wymyśli trener, bo już po pierwszym treningu stwierdził że cały trening który mi rozpisał będzie do zmiany po max 3 tygodniach, żeby mi się za bardzo nie nudziło. Dobre sobie, "nie nudziło", dzisiaj w nocy nieźle go przeklinałam jak budziłam się za każdym razem gdy chciałam się odwrócić ze względu na zakwasy na brzuchu. No ale ok, jestem dobrej myśli. Tylko nad papu trzeba popracować i zwiększyć, bo bez tego to długo tak nie pociągnę.
A więc jutro zaczynam październik :)