Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Hejka! Jestem... Właśnie... Czy mam pisać o swoich cechach charakteru? O tym jak wyglądam? O swoich marzeniach? Sama nie wiem. Mam nadzieję, że moje wpisy pokażą jaka jestem.

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1450
Komentarzy: 22
Założony: 16 maja 2016
Ostatni wpis: 14 czerwca 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Izzy1988

kobieta, 36 lat, Będzin

156 cm, 79.50 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: W Styczniu 2017 będę o 10kg szczuplejsza.

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

14 czerwca 2016 , Komentarze (3)

Witam!

Dawno mnie nie było. Sytuacja wygląda niefajnie, bo waga znowu poszła w górę, ale choć powinno mnie to dobić, to staram się podchodzić do sytuacji optymistycznie.

Cały czas stosuję dietę niskotłuszczową, przez co psychicznie czuję się lepiej.

Skupiam się też przede wszystkim na tym, by moja samoocena nie sięgnęła dna. Co to dla mnie znaczy? To, że wciąż uczę się, jak nie dać się negatywnym opiniom innych. Wiem, że powinnam schudnąć dla własnego zdrowia. Dlatego sama świadomość tego faktu sprawia, że kiedy słyszę nawet od najbliższych przykre słowa, że jestem tak gruba i brzydka, że nigdy nie znajdę kogoś, kto zechciałby się ze mną związać, albo że jestem za słaba, żeby coś ze sobą zrobić... W takich sytuacjach staram się na przekór nieodpartej chęci wypłakiwania się nad sobą myśleć optymistycznie i powtarzamsobie, co jest we mnie dobrego. Powtarzam sobie, że niczym nie zawiniłam, że teraz wyglądam tak a nie inaczej; że nie jestem winna temu jaką mam osobowość. "Przytulam" to jaka jestem. Nie zamierzam zmieniać swojego charakteru, bo wtedy zniszczyłabym to kim jestem.

Którko mówiąc, wciąż uczę się akceptowania samej siebie bez względu na czynniki zewnętrzne. I nie mam sobie nic do zarzucenia. Jem zdrowo, piję dużo herbaty i wody, odrzuciłam niezdrowe przekąski. Nikt mi nie wmówi, że wyglądam jak wyglądam przez złą dietę.

Z chęcią chodziłabym na siłownię nawet codziennie, jednak brak funduszy na miesięczne opłaty sprawia, że nie mogę sobie na to pozwolić. Ale rekompensuję to sobie codzienną aktywnością fizyczną. Jeśli tylko mogę, wolę wyjść na miasto pieszo, zamiast marnować pieniądze na bilety autobusowe, kiedy odległość od celu wynosi mniej niż 5km. Zmeczy mnie to, ale przynajmniej zrzucam kalorie. A kiedy po wysiłku potrzebuję się napić, wolę kupić butelkę wody lub napoju izotonicznego niż puszkę coli. Z resztą od lat unikam napoi gazowanych.

Może jest jakiś powód dla którego znowu przybrałam na wadze, ale cóż, takie jest życie.

Jedyne, co na chwilę obecną mnie drażni (bo już nawet nie smuci) to fakt, że ludzie nie potrafią albo nie chcą zrozumieć tego, z czym się zmagam. Niemożność zrzucenia kilogramów jest równie niebezpieczna jak anoreksja. Ale żyjemy w czasach, kiedy media propagują chudość, a kpią z otyłości, przez co jedna grupa ludzi czuje się gorsza. To nie wpływa korzystnie na samoocenę danej osoby, która bądź co bądź ma swoje uczucia.

Mam tylko nadzieję, że w niedługim czasie uda mi się w końcu ruszyć z miejsca i będzie tylko lepiej. Świata może nie uratuję, ale mogę w końcu stać się trochę bardziej samolubna (po 28 latach życia w końcu mi się należy) i pomyśleć o sobie i swoim zdrowiu - zarówno tym fizycznym, ale i przede wszystkim psychicznym. <3

19 maja 2016 , Komentarze (5)

To nie jest normalne. Powiedzcie, że to nie jest normalne... Dzisiaj rano weszłam na wagę, a tu kilogram mniej niż 3 dni temu, kiedy zaczęłam dietę i zaczęłam ćwiczyć. 3 dni to za mało na zrzucenie choćby pół kilo, ale piszę jak jest.

A żeby było zabawniej, dostałam dzisiaj okresu, więc powinnam spuchnąć i zatrzymywać wodę... Hmmm... Może zepsuła mi się waga?
Aczkolwiek wolałam zapisać ten pomiar dla pamięci, że może w jakiś cudowny sposób waga mi jednak poleciała w dół...
Co do dzisiejszego dnia, to starałam się, naprawdę się starałam.
Poranny trening zamieniłam na ćwiczenia stricte rozciągające i skończyło się na 10 minutach. Początkowo chciałam ćwiczyć dalej, ale ciało odmówiło współpracy. Właśnie nieco potem dotarło do mnie, że dostałam miesiączki. Tu kiepściejszy zbieg okoliczności - do ogromnego bólu w wiadomych częściach ciała dołączyła w środku dnia migrena. Po silnych lekach przeszło, ale 4 godziny miałam wyjęte z życiorysu. Po prostu przespałam.
Na śniadanie zjadłam dwie małe bułki wieloziarniste z polędwicą i oliwkami, maźnięte minimalnie masłem; w formie obiadu porcję (100g) kaszy jaglanej z pieczarkami, marchewką i natką pietruszki, a w formie kolacji zafundowałam sobie napój wielowarzywny i dwa małe jabłka.
Dzień oczywiście zakończyłam treningiem. Póki co trwa on 20 minut, ale dopiero się z tym oswajam i nie chcę się przeforsować od samego pocątku, Zwłaszcza mając okres. Ciesze się, że pomimo bólu byłam w stanie w ogóle ćwiczyć. Na pewno z czasem, jak mój organizm się przyzwyczai, będę ćwiczyła dłużej.

18 maja 2016 , Komentarze (6)

Właśnie skończyłam swój pierwszy prawdziwy trening. Wiem, że nie powinno się ćwiczyć przed snem, ale czułam, że tego potrzebuje. Nie zlałam się jak świnia, chociaż na twarzy pojawił się pot. A ćwiczyłam z programem dla początkujących! Tętno wyczuwalnie mi podskoczyło, ale nie martwi mnie to. Wręcz przeciwnie - pomimo tego, że przy "pajacykach" sadło mi podskakiwało jak szalone, to rajcuje mnie to!

Znalazłam też 20-minutowy program do porannych ćwiczeń jogi na spalanie kalorii, więc od jutra będę ćwiczyć dwa razy dziennie: rano - joga, a po południu filmik, do którego ćwiczyłam teraz. Przeniosę drugi trening na godzinę 17:00, bo wtedy organizm najlepiej... "współpracuje".
Podejrzewam, że po kilku dniach diety i takich treningów będę miała zakwasy wielkie jak Himalaje, ale aż mnie to buduje. Czekam na to!
W końcu nie czarujmy się, każdy kto doprowadza swoje ciało do ruiny nie może oczekiwać, że proces chudnięcia będzie się opierał na oglądaniu filmów o odchudzaniu przy jednoczesnym objadaniu się chrupkami. To by było zbyt piękne.
Ale spoko, jestem gotowa na zakwasy, ból mięśni, wyrzeczenia i dietę.
Pewnie nie raz zaklnę w myślach na czym świat stoi i nie będę zadowolona z braku efektów, ale przynajmniej nie będę miała sobie nic do zarzucenia. Na głos mogę narzekać tylko na to, że doprowadziłam swoje ciało do stanu, w którym mam problem z dobraniem ciuchów, w których dobrze wyglądam i dobrze się czuję. Trochę potrwa zanim zrzucę choćby kilogram, ale prowadzi mnie myśl, że każde zrzucone kilo z brzucha to krok do przodu.

18 maja 2016 , Komentarze (3)

Cześć i czołem!
Pomyślałam tak sobie, że może podzielę się z wami moim dzisiejszym jadłospisem. Wydaje mi się, że był w porządku, ale przyjmę każdą opinię :) Podzieliłam go na kilka małych posiłków. Myślałam, że spowoduje to większy głód, ale praktycznie cały dzień czułam się pojedzona. To dla mnie nowe, dziwne uczucie...

POSIŁEK 1: 3 łyżki musli tropikalnego z 3 łyżkami jogurtu naturalnego, kubek herbaty.

>> kubek z rozpuszczoną multiwitaminą <<

POSIŁEK 2: porcja (ok. 150 - 200g) sałatki warzywnej z kurczakiem podsmażonym na odrobinie oliwy z oliwek, szklanka wody.

POSIŁEK 3: porcja (łącznie ok. 400g) zupy cebulowej z 4 łyżkami ugotowanego drobnego makaronu.

POSIŁEK 4: 20 cząstek różowego winogrona, 500ml soku warzywnego.

POSIŁEK 5: dwie bułeczki z ziarnami dyni, serkiem camembert i oliwkami (zielone i czarne).

16 maja 2016 , Komentarze (5)

Mówcie mi Izzy!
Z dziennika pokładowego pierwszego dnia długiego rejsu:
Ważę 79,5kg przy wzroście 156cm. BMI krzyczy i wyje do księżyca z powodu krytycznych statystyk. Na szczęście statek nie tonie. Ładownia zapełniona wyłącznie zdrowymi składnikami, zatem pierwszy wieczór na pokładzie Vitalii kończę bułeczką z ziarnami, odrobiną masła z dodatkiem jogurtu naturalnego i 3 plasterkami chudej polędwicy. Pycha!
Morze wydaje się spokojne, więc popijam swoją ucztę kubkiem zielonej herbatki. Pokładowy majtek liczy na doborowe towarzystwo :)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.