Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Studiuję medycynę, w wolnych chwilach śpiewam. Przytyłam na lekach i chciałabym wrócić do wagi, przy której czułam się dobrze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3180
Komentarzy: 149
Założony: 9 września 2015
Ostatni wpis: 23 listopada 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Hiroki

kobieta, 29 lat, Gdańsk

170 cm, 70.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

23 listopada 2021 , Komentarze (4)

Nie pisałam tutaj od czerwca, ale byłam wczoraj u psychodietetyka i pomyślałam, że może wrócę. Przytyłam na lekach 15kg w mniej więcej pół roku. Z leków nie mogę na razie zejść, ale mogę powalczyć z nawykami żywieniowymi. Taki jest na razie mój cel: pozbyć się niezdrowych nawyków żywieniowych i wypracować zdrowe. Mam nadzieję, że spadek wagi przyjdzie wtórnie. Jednocześnie chodzę na balet i na siłownię. Dzisiaj wypróbowałam – za radą psychodietetyk – nowe śniadanie: koktajl z owoców, serka wiejskiego, szpinaku i siemienia lnianego. Przed posiłkiem wypiłam błonnik i zieloną kawę. Cel jest taki, żeby nie jeść częściej niż co 3h. Zobaczymy, czy będę po tym śniadaniu nasycona.

2 lipca 2021 , Komentarze (5)

Nie wiem, jakim cudem w ostatnie 3 dni przytyłam pół kilo. Zwłaszcza że byłam w ciągłym ruchu. Może powinnam kupić nowe baterie do wagi?


To był intensywny tydzień. Ostatni egzamin w sesji (najtrudniejszy), przeprowadzka i wyjątkowo ciężkie dni w pracy. Nie miałam czasu na treningi, ale kroków robiłam sporo i jadłam dużo sałatek i warzyw.

Czuję się zawiedziona.

24 czerwca 2021 , Komentarze (8)

Jest –700g na wadze. Prawdę mówiąc moją pierwszą reakcją było rozczarowanie, że tak mało, ale bez sensu takie myślenie – to dobre, zdrowe tempo odchudzania. Zwłaszcza po tym upalnym tygodniu, kiedy nic nie chciało się robić.

Średnia dzienna liczba kroków: 9270

Treningi: 1x Chodakowska, 2x pływanie w morzu, 1x taniec w mieszkaniu, kilka razy spacer po górzystym terenie.

Oszustwa: 3x piwo (3 różne dni, 3 różne okazje), 1x sezamki, 1x ciastko owsiane, 1x żelek

Momentami jest ciężko, strasznie mi się nie chce ćwiczyć. Ale jak już się zmotywuję, to czuję przypływ energii i jest dobrze. Poza tym mogłabym cały dzień leżeć na kanapie i się nie ruszać.

17 czerwca 2021 , Komentarze (4)

Ostatnio byłam tu prawie 6 lat temu. Dziwnie czyta mi się stare posty. Widzę w jak innym miejscu już jestem. A jednak potrzeba taka sama – schudnąć.

Przez parę lat udało mi się utrzymywać wagę, z której byłam zadowolona, a teraz przez ostatnie 3 miesiące nagle konkretnie przybrałam.

Powodów jest kilka. Przede wszystkim zmiana leków: biorę aż cztery, które mają w skutkach ubocznych zwiększenie łaknienia i przybieranie masy ciała. Prawdopodobnie najgorsza z nich jest olanzapina – lek cieszący się wśród psychiatrów taką sławą, że od razu widać, czy pacjent bierze lek, czy nie, po tym, czy przytył.

Drugi ważny powód – sesja studencka. Nie najprostsza rzecz na medycynie. I tu dałam pofolgować swojemu zwiększonemu apetytowi. Zajadałam stres, piłam energetyki, wspomagałam się słodyczami, żeby jakoś wytrwać maratony nauki.

Powód trzeci – kontuzja nogi. Walczę z nią już półtora roku. Wyklucza mnie z większości sportów. Do tego mogę dodać słabe stawy (choć ostatnio leki od reumatologa pomogły) i przepis na mało ruchu gotowy. Zapisałam się od lipca na kurs jogi, wg fizjoterapeutki to dobry sport dla mnie, jakkolwiek dużo schudnąć się na niej nie spodziewam. Dziś udało mi się zrobić Skalpel Chodakowskiej, zobaczymy, czy jutro moja noga będzie żywa.

I w końcu cztery: choruję na niedoczynność tarczycy i zespół policystycznych jajników, czyli moje hormony szczupłej sylwetce nie sprzyjają.

Mimo tylu przeciwności jestem opymistyczna, że uda mi się osiągnąć zamierzony cel. 😊

Mój pomysł na dietę: post 16/8, posiłki sycące, ale oparte na niskokalorycznych warzywach, jak najwięcej o niskim IG; do tego zielona kawa, zielona herbata, błonnik do picia i odwadniające napary z pokrzywy (bo po obrzękach widzę, że część przytyłam stricte „na wodzie”).

Dzisiejsze posiłki: 3 kolorowe, wiosenne, sycące + jabłko jako przekąska.



10 listopada 2015 , Komentarze (4)

Kochane... Trudno mi opisać, jaka wzruszona byłam, czytając Wasze komentarze... Dziękuję Wam z całego serca, każde słowo dla mnie dużo znaczy.... Zaczęłam znów trzymać się racjonalnej diety. Tylko dzięki Wam. Nie spodziewałam się, że wsparcie ludzi z sieci może tak dużo zmienić :) Zżyłam się już trochę z Wami... Teraz wyjeżdżam na kilka dni na konferencję, będzie trudniej, ale postaram się nadal jeść zdrowo. A od poniedziałku wracam też do Was - przepraszam, że tyle czasu nie komentowałam Waszych wpisów.

Naprawdę dziękuję Wam za Wasze słowa i prywatne wiadomości. Już się trochę ogarnęłam. Porozmawiałam z psycholog, rozluźniłam trochę grafik... Żyję. Nawet się uśmiecham. Walczymy dalej! W diecie i innych sferach.

Trzymajcie się, moje cudowne. Do poniedziałku.

3 listopada 2015 , Komentarze (6)

Już mnie nawet nie interesuje, czy ktoś to przeczyta.

Jem non stop. Nie mogę przestać. Zajadam smutek, nie mogłam go zwymiotować.

Właśnie zjadłam całą tabliczkę czekolady. Nie wiedziałam, że potrafię.

Zjem wszystko, co znajdę.

Nie mam czasu na gotowanie. Nie mam. Jem, co znajdę. I nie mogę przestać.

Jestem taka smutna.

Ale to nic, jeszcze nie przyszły najgorsze wyrzuty sumienia, tak boję się tego momentu.

Nie wiem, po co to piszę, tylko Was truję.

Nie widzę już sensu w tej diecie. Im lepiej mi w niej idzie, tym bardziej potem upadam. Poddaję się. Tylko boję się przytyć, tak się boję przytyć, tak nie chcę być gruba...

Codziennie powtarzałam sobie, że spróbuję znowu. I codziennie zawodziłam.

Nie dam już rady. Muszę odpocząć. Tylko nie chcę przytyć.

Wiem, że przytyłam od soboty, zostały jeszcze trzy dni do ważenia, nie wiem co robić.

Tyle pozytywnych myśli sobie wmawiałam. A potem nagle są tylko emocje i chcę siebie zranić jak najbardziej. Tak, obżeranie to ranienie siebie.

Nie cięłam się już od 181 dni. Rekord. Nie wymiotowałam jeszcze dłużej. Już nie chcę się zabić. Tiki mam coraz rzadziej. Ale nadal jest tak trudno, tak trudno...  Dzisiaj prawie zrujnowałam oba rekordy.

I teraz nawet nie wiem, czy ukrywanie emocji w jedzeniu to bezpieczniejsze rozwiązanie, czy tylko kolejna ucieczka, której będę żałować.

Już żałuję.

I tak się boję tego, jak będę wyglądać za kilka lat...

Padam. Nawet perkusja mnie dziś nie pocieszyła. Ręce mnie nie słuchają.

Jutro kolejny dzień i kolejne porażki. Mój organizm świruje.

Tak się boję przytyć.

Nie wiem, nie wiem.

Zawiodłam siebie i zawiodłam Was. Inni dawali radę, myślałam, że ja też. Nie wiem, czy jestem gotowa na normalne życie. Przepraszam, że przestałam komentować Wasze posty. Nie mam czasu na internet. Ciągle się uczę.

Wspomniałam, że jestem uzależniona od nauki?

Jak już wylewam żale w Internecie, to czemu nie wszystko. Pewnie i tak potem skasuję ten post.

Znalazłam moje notatki z bioli z liceum. Przeraziłam się. Są tak szczegółowe, że nawet studiując teraz biologię nie potrzebuję tylu informacji. A ja to kułam noc w noc, odrzuciłam wszystkie moje hobby, odizolowałam się od ludzi, ukradłam sobie trzy lata życia. Czy dało mi to cokolwiek?

Moja cudowna anorektyczno-narkotyczna szkoła. Ostatnio dowiedziałam się, że strasznie dużo osób trafiło po niej do psychiatryka. Mamy najwyższy odsetek w województwie.

Prawie podwyższyłam statystyki, chcieli mnie wsadzić kilka razy. Tydzień temu na przykład.

Ludzie mówią, że dużo się uśmiecham i jestem bardzo pogodną osobą. Nie rozumiem ich. Raz powiedziałam przyjacielowi "mam doła". Odpowiedział: "ty?".

Nie rozumiem smutku. Nie rozumiem wspomnień. Nie rozumiem jedzenia. I tak bardzo boję się ludzi.

A może tak bardzo nie lubię ludzi.

Nie wiem po co o tym myślę. Nie chcę o tym myśleć. To ciągle wraca. Mogę zmywać naczynia. Albo cokolwiek. Jeśli w moich rękach znajdzie się nóż, to jest już za późno. Nie kontroluję tego, co się dzieje. Jeśli powstrzymanie się przed cięciem jest trudne, to przestanie w trakcie jest sto razy trudniejsze. Mogę to robić godzinami. Nie kontroluję ilości sznyt, nie kontroluję głębokości, nic mnie nie obchodzi. Nie ma bólu. Jest tylko odrętwienie. Przetrwałam 181 dni. Jeśli ktoś twierdzi, że wystarczy 21 dni, żeby zmienić nawyk, to jest w błędzie. Mam dwadzieścia lat i nadal walczę z samookaleczaniem i jedzeniem. Przeraża mnie to.

Dużo się zmieniło przez ostatnie lata.

Po co ja to opisuję? 

Chyba nigdy nie miałam komu.

Dużo się zmieniło. Bóg leczy mnie krok po kroku. Spotkałam dobrych ludzi.

Ale

ten

smutek.

Nie radzę sobie z nim.

Nie wiem, może chcę ze swojej przeszłości uczynić wymówkę dla obżarstwa. Tak to musi wyglądać. A mi jest po prostu trudno.

I walczę, ciągle walczę.

Czasem mi tylko smutno, bo tyle wysiłku wkładam, żeby być w miarę samodzielna i żyć normalnie, a ludzie i tak widzą tylko kogoś, kto nie daje sobie rady z codziennym życiem. Z zewnątrz to musi wyglądać na zaniedbanie z mojej strony. Bo wynik słaby przecież. A kiedy przecież daję z siebie wszystko.

Nie chciałam się poddać. Chcę być szczupła. 

Niszczę siebie.

Nie wiem, co zrobię jutro.

A co jeśli pewnego dnia nie uda mi się powstrzymać cyklu obżarstwa i zostanę w nim na lata?

Chyba lepiej umrzeć.

Taki wstyd, jak wychodzę gdzieś z moją przyjaciółką. Ona jak modelka (i co z tego, że pamiątka po anoreksji), ja foka.

Ciemniej niż pamiętałam. Zawsze ciemniej.

Tak bardzo gardzę potrzebą jedzenia. Tak bardzo gardzę, jeśli ktoś sobie z nią nie radzi. Tak bardzo gardzę sobą, że nie jestem idealna.

Boję się jeść.

24 października 2015 , Komentarze (11)

Wróciłam do wagi sprzed mojego załamania diety! Znowu jestem na torach i dużo się nauczyłam. Wiem na przykład:

- w którym momencie jestem najedzona i jestem w stanie powstrzymać się od dalszego jedzenia

- kiedy mogę sobie pozwolić na coś słodkiego, a kiedy muszę odwrócić wzrok i powiedzieć sobie, że mój organizm tego nie chce i nie potrzebuje i również jestem w stanie się powstrzymać

- wiem, że nie dam rady robić 6 treningów tygodniowo, ale mogę ćwiczyć w środy i soboty + spacery w niedziele; ponadto dla odmiany zmieniłam formę treningów - po prostu tańczę do muzyki (uwierzcie, pocę się bardziej i zakwasy mam większe niż po zwykłym fitness)

Stay strong!

17 października 2015 , Komentarze (13)

Zaskoczenia nie było. Cyferki poszły w górę. Przynajmniej wiem od czego.

Przez tydzień przytyłam mniej więcej tyle, ile przez wcześniejszy tydzień schudłam. Brzmi sprawiedliwie. Chociaż jak pomyślę, że mogłabym w tej chwili ważyć dwa kilo mniej...

Oj, moim sposobem żywienia z ostatniego tygodnia po prostu robiłam sobie krzywdę. To nie było tego warte. Muszę zapamiętać to uczucie. Choroba, brak ćwiczeń, leżenie w łóżku - czosnek i imbir zagryzane słodyczami. Wracam do przypisanej diety - zgodnie z Waszymi radami podwyższam trochę ilość kalorii. Powroty są trudne. Ale wracam mądrzejsza.

Może dobrze, że miałam taki słabszy tydzień. Teraz wiem, czego nie robić po zakończeniu diety. 


Najważniejsze, że mam siłę do dalszej walki :) Już sobie wymyśliłam takie nagrody, jak wizyta w bibliotece (jestem uzależniona od nauki) czy obejrzenie filmu z bratem za powstrzymywanie się od pokus. Wyobrażam sobie, jaka dumna z siebie będę pod koniec tego tygodnia :) I wyobrażam sobie, jak cudownie będę się czuła z 5 z przodu :D

Poniższe zdjęcie też mnie bardzo motywuje. Nie jest aktualne. To wynik mojego odchudzania sprzed 1,5 roku, niezbyt mądrego zresztą, pierwsza waga wróciła po paru miesiącach. W każdym razie, jeśli wtedy dałam radę, to teraz tym bardziej! Na pierwszym zdjęciu ważę 61,4 (teraz bym chciała tyle...), a na drugim 57,9. Teraz ważę 63, a moja obecna docelowa na pasku postępu to 57, ale prawdę mówiąc już przy 59 będę szczęśliwa :)

Pod koniec tej diety też zamierzam wstawić zdjęcia porównawcze :)

BANG! Idę zjeść normalne śniadanie! I trzymać się diety przez cały tydzień! Trzymajcie kciuki!

I can do this, I can do this, I can do this, I can do this...

13 października 2015 , Komentarze (14)

Muszę zwolnić. 

Dieta przestała być przyjemnością. Chodzę głodna i rozdrażniona. Kiedy zmuszam się do ćwiczeń, zużywają całą moją energię i ledwo się po nich ruszam. Szukam wymówek żeby jeść więcej i coraz częściej się poddaję. Zdyscyplinować się bardziej? Zmotywować? Wait, nie, to chyba nie zadziała. Po podkręceniu tempa diety organizm zaczął się buntować. Chyba coś jest nie tak. Muszę coś zmienić.

Zwolniłam trochę tempo odchudzania w ustawieniach diety. Ulga. Już z większym spokojem myślę o następnym tygodniu.

Boję się, że jak stanę w sobotę na wadze, to okaże się, że przytyłam. Zostały mi trzy dni. Cel - utrzymać wagę z zeszłego tygodnia. Co byście zrobiły na moim miejscu? Przez chwilę miałam w głowie głodówkę, ale nie, nie, nie, nie, głupi pomysł. Niestety ćwiczenia też słabo, rozchorowałam się. Zostać przy takiej kaloryczności jaką miałam wcześniej zaplanowaną czy trochę ją zmniejszyć w ramach zadośćuczynienia?

Help, nie chcę się poddać.

11 października 2015 , Komentarze (13)

Heej, ludki, potrzebuję Was!:?

Wiem, że jutro będzie mnie czekać 1000000 pokus.

W poniedziałki mamy spotkania studenckie w kościele, które uwielbiam btw. Kłopot w tym, że pomagam w kawiarence i co tydzień przygotowujemy istną ucztę. Jest lepiej niż na weselu, same cudeńka :) Tylko jak tam siedzisz kilka godzin, to naprawdę trudno się oprzeć... W zeszłym tygodniu się poddałam, a w tym mam już za sobą urodziny brata i kolejna Petra (nazwa spotkań) to już byłoby trochę przegięcie...

Potrzebuję Waszego wsparcia! Oto tutaj, publicznie, wszem i wobec - ogłaszam i zobowiązuję się przed Wami nic stamtąd nie jeść. Jak coś zjem, to jestem przed Wami odpowiedzialna - i przyznam się zaraz w poniedziałek. Nie chcę ponieść tym razem porażki.

...ratujcie, nie wiem jak ja to zrobię....

-------------------------------------------------------------------------------

Photo Copyright: https://vitalia.pl/PetraGda?fref=ts

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.