Drugi dzień mojej walki. Dziś chyba pierwszy raz w mojej karierze zawodowej zjadlam sniadanie w pracy przed wyjsciem do domu. Zero aprtytu, ale udalo się. No i mile zaskoczenie - w drodze do domu nie bylo bólu żołądka i mdłości, które towarzyszyły mi po dyżurze.
Na drugie sniadanie mmiał byc koktajl z bananem. Oczywiście jak zawsze w domu banany leżą, tak dziś ani jednego. Rodzinka jakby na złość wyczyscila zapasy do zera. Cale szczęście, ze są zamienniki. Dzis z utrzymaniem diety bylo trochę trudniej, ale liczylam sie z tym, bo po nocnym dyżurze cały dzień chodzę glodna i ciagle bym cos jadła. Nie uleglam pokusom.
Ćwiczenia: udalo się i to calkiem sporo;bieżnia i aerobik, 750 kcal spalone. (Ciekawe czy moja tkanka tluszczowa o tym wie ).
Jutro 12 godzin dyżuru, całe jedzenie przyszykowane i popakowane w pudelka, a ja padam z nóg.
Do jutra.