Jestem geniuszem, wiem. Pożarłam kanapkę śniadaniową, która ma 630 kcal. Kalorie oczywiście sprawdziłam po fakcie. Zjadłam też placem ziemniaczany z Maca, więc uzbierało się jakieś 730 kcal w sumie.
Kanapkę oczywiście podrzucił mi mój szczupły chłopak. Kupił sobie i mi. A przed wczoraj namówił mnie na dużą paczkę Laysów na głowę. Tak, "namówił".
A może tak naprawdę on mnie sprawdza? Skoro wie, że się odchudzam, to dlaczego mi to wszystko podrzuca? Może teraz sobie myśli, że jestem żałosna i rzucam się na wszystko, co jest zjadliwe.
Poza tymi drobnymi porażkami wszystko szło ładnie i gładko. Kupiłam też rolki i jestem rozczarowana. Miałam nadzieję, że jak tylko je założę to śmignę i będzie jak dawniej. Haa haaaaaa haaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa.
Ledwo jechałam, a z jadąc ze średnio stromej górki prawie się zabiłam.
17 ważenie i mierzenie. Mam nadzieję, że ważę chociaż 70kg. :/