Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Może innym razem;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1125
Komentarzy: 21
Założony: 17 października 2014
Ostatni wpis: 8 stycznia 2016

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Emi899

kobieta, 34 lat, Katowice

160 cm, 62.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

8 stycznia 2016 , Skomentuj

Cześć!!!:)

Baaardzo długo nie pisałam, ale nie myślcie sobie, że odpuściłam, co to to nie:)

Po prostu czas świąt, sylwestra i nowego roku jest zawsze, w moim przypadku, czasem wyjątkowo burzliwym i niespokojnym... mam nadzieję, że praca jaką wykonuje również nad swoją psychiką przyniesie w końcu oczekiwane rezultaty i spokój, którego tak bardzo potrzebuję:) Najważniejsze co chcę zrozumieć i stosować to, to, że nie mam wpływu na zachowania innych... takie proste, a takie trudne:p Ale dość o tym...

Co do mojej diety w święta... zgodnie z ustaleniami zjadłam kilka potraw "zakazanych":D Co najbardziej mnie zaskoczyło? Nie wpadłam w wir obżarstwa, nadal np. na śniadanie jadłam moją ukochaną owsiankę z jabłkiem i wcale z tego powodu nie cierpiałam:D Cud jakiś:D Jeśli chodzi o ćwiczenia to również nie narzeka... aaa pochwalę się, w niedzielę po świętach poszłam na spacerek... 20 km zrobione:D No i na moim orbim ćwiczę już 30 minut więc wszystko idzie w dobrą stronę:) Wiem, że pewnie zastanawiacie się co z moją wagą, ale na to pytanie odpowiem w poniedziałek, bo wtedy mam wizytę u p. dietetyk. Wiem na pewno, że zaraz po świętach moja waga nie wzrosła ani o 1 gram:)

I muszę się przyznać do jeszcze jednej rzeczy... nie wiem czy ktoś to przeczyta czy też nie, ale chcę to powiedzieć głośno, a raczej napisać... chyba już wiem czemu moja waga nie współpracowała tak jak powinna. Otóż, w moim pokrętnym umyśle wymyśliłam sobie, że będę jadła mniej niż mam przewidziane w jadłospisie, weszłam w kompetencje p. dietetyk, bo myślałam, że szybciej schudnę, a tu... pupa... Zaczęłam zbyt obsesyjnie myśleć o tym co jem i chciałam mega rezultatów tu i teraz. Sama jestem sobie winna. Szkoda, że tak późno to zrozumiałam, ale najważniejsze, że coś tam do mnie dotarło... Od tygodnia trzymam się ściśle rozpiski i dobrze mi z tym:) 

Trochę to chyba niezbyt składnie napisałam, ale mówi się trudno i żyje się dalej:p Teraz idę przygotowywać burgery buraczane:D A później kino:D Miłego dnia!!!:)

24 grudnia 2015 , Komentarze (2)

Trochę mnie tutaj nie było, ale ostatnio miałam dużo wrażeń, że tak to ujmę :) Mniejsza z tym...

Chciałabym Wam życzyć zdrowych, pogodnych, wypełnionych po brzegi miłością i radością Świąt oraz Mikołaja z dużym worem prezentów :D

Pozdrawiam!!! :):):)

8 grudnia 2015 , Komentarze (8)

Witam!

Jak Wam mija dzień? Jak radzicie sobie z nowym stylem życia?

Wczoraj byłam u p. dietetyk... Utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że jej waga mnie nie lubi. Przez miesiąc straciłam 1,2 kg. I pytam się dlaczego?? Dlaczego tak mało?? P. dietetyk starała się mnie pocieszyć, że mamy jeszcze różne opcje m.in. będzie kombinowała co do zawartości tłuszczu, białka i węglowodanów w mojej diecie. Przekonywała mnie, że lepiej chudnąć wolniej, a skutecznie, chwaliła, że tak ładnie spada mi tkanka tłuszczowa, ale ja czuję ogromny niedosyt. Sama już nie wiem co mam robić.. może powinnam zmienić podejście do tej zmiany w moim życiu, może utrata kilogramów staje się moją obsesją? Ale jak nabrać do tego zdrowego dystansu? Im bardziej czegoś pragnę tym bardziej to nie idzie po mojej myśli bądź nie idzie wcale. Powinnam cieszyć się, że chociaż 1 kg mnie opuścił, ale jakoś tak trudno mi to przychodzi. Mam nadzieję, że ten marudny stan odejdzie jak najszybciej. Oczywiście pisząc to nie mam na myśli rzucenia w diabły tego wszystkiego i powrotu do dawnych nawyków, co to, to nie, nie chcę już tego co było... Ok, dość o tym. 

Porozmawiałyśmy jeszcze na temat świąt, bo ten temat lekko mnie przeraża. Jednak okazało się, że na co nieco mogę sobie pozwolić:D oczywiście wszystko w granicach rozsądku, ale cieszę się, że nie mam całkowitego zakazu na wszystko. Jak twierdzi p. dietetyk jeżeli zakazałabym sobie wszystkiego, to w styczniu straciłabym wszelką motywację. Także święta nie zapowiadają się tak przerażająco;) Dostałam kilka podpowiedzi jak lekko odchudzić niektóre posiłki, a teraz czekam na przepisy na alternatywną sałatkę i ciasteczka:D

I to by było na tyle:) Mam nadzieję, że wasze wagi z Wami współpracują, a humory dopisują;)

Miłego dnia!!:)

6 grudnia 2015 , Komentarze (4)

Hej:)

Co u Was? Mam nadzieję, że u Was słoneczko świeci równie pięknie jak i u mnie:D 

Zaraz pędzę poćwiczyć (na orbim ćwiczę już 20 minut:D) tylko czekam aż owsianka się strawi:D

Później muszę naprawić błąd pomocników św. Mikołaja... o co chodzi? A no pewna mała dziewczynka otrzymała od Mikołaja grę, jednak pomocnica św. Mikołaja nie zorientowała się, że jakiś wredny gnom zwędził z opakowania jedną z niezbędnych części tej gry... Normalnie jakbym tego kogoś dorwała to bym udusiła.. po cholerę komuś 40 kolorowych kulek?? Mam nadzieję, że misja zakończy się sukcesem:)

Poza tym jutro sądny dzień... wizyta u p. dietetyk. Coś czuję, że nadszedł zastój... ale nie będę już teraz panikować, jutro pogadam z dietetyczką i zobaczymy jak wyjść z kryzysu;)

To chyba na tyle.. Dopiero uczę się prowadzenia pamiętnika więc nie do końca wiem co mogłabym jeszcze dodać:D 

Pozdrawiam!!! I życzę miłej niedzieli!!!:D

30 listopada 2015 , Komentarze (2)

Cześć Wam!!!

Dawno nie pisałam, ale pochłonęły mnie obowiązki... poprzedni tydzień tak szybko zleciał, że szok. Treningi wykonane w 100 % dieta również, ale nadeszła wredna małpa więc waga stoi:| dobrze jej radzę aby już po zaczęła współpracować, bo jak nie to ją rozkręcę na części, oby te groźby podziałały:D Poza tym za tydzień wizyta u p. dietetyk, a jej waga jest naprawdę bezlitosna i nic się przed nią nie ukryje:p Martwi mnie trochę to, że jednak trochę za wolno chudnę, p. dietetyk mnie uspakaja i tłumaczy, że to może być jeszcze efekt poprzedniej diety i że jak tak dalej będzie szło, a raczej nie szło, to ma nowy plan działania... Trochę to wszystko niesprawiedliwe, bo trzymam się diety i ćwiczeń na 100%, a kilogramy nie współpracują. Czasami mamo ochotę tym wszystkim pierdzielnąć, ale nie dam się... chce osiągnąć swój cel i zrobię to do cholery!!! Dobra dość tych żali...

W sobotę byłam w kinie na Listach do M 2.. Osobiście ta część również mi się podobała, uśmiałam się, trochę wzruszyłam:) Przy okazji widziałam zwiastuny dwóch filmów, które całkiem nieźle się zapowiadają, czekam na premiery:D 

Był ktoś z Was na ostatniej części Igrzysk Śmierci?? Jakie wrażenia??:)

Nie mam dzisiaj weny więc uciekam:) Życzę Wam miłego dnia i oby Was wiatr nie porwał:D

21 listopada 2015 , Komentarze (3)

Witajcie!

Dzisiaj wstałam o 7, zjadłam śniadanie i zabrałam się za trening:) Najpierw ćwiczenia siłowe, a później orbi. Jako, że na orbim ćwiczyłam dopiero drugi raz to nadal moja kondycja jest kiepska. Po 5 minutach gdy już miałam się poddać usłyszałam refren tejże piosenki

więc zamiast odpuścić zaczęłam szybciej zapierniczać:D Co prawda to było tylko 15 minut... chociaż nie, to było AŻ 15 minut:D Spociłam się jak świnka więc trening uważam za dobry;) 

Później było drugie śniadanie, a teraz idę przygotować obiad. Pogoda nie zachęca do działania, ale ostatnio czytam książkę "7 nawyków skutecznego działania" i tam autor między innymi napisał, że nie należy koncentrować się na rzeczach, na które nie mamy wpływu. W sumie można powiedzieć, że to oczywiste, bo jak zmienić pogodę? Ale jak dla mnie to było jak odkrycie Ameryki:D I od jakiegoś czasu staram się żyć zgodnie z tą zasadą, a całą swoją uwagę skupiam na rzeczach, które leżą w kręgu moich wpływów:)

To by było na tyle, wszystkim życzę miłego weekendu!:)

20 listopada 2015 , Komentarze (2)

Witajcie!

Postanowiłam dodać wreszcie jakiś wpis. Obserwuje niektóre osoby już od dłuższego czasu, ale jakoś nie miałam odwagi zacząć się tutaj udzielać. Widzę, że większości z Was aktywna obecność tutaj daje ogromną moc do działania więc mam nadzieję, że przyjmiecie i mnie do swej społeczności:D

To może zacznę mniej więcej od początku...

Generalnie jak oglądam zdjęcia z dzieciństwa to byłam raczej takim pulpecikiem. Pytałam nawet kiedyś moją mamę czy nie uważała, że byłam zbyt okrąglutka, ale ona stwierdziła, że po prostu wyglądałam zdrowo (:|). I tak wyglądałam praktycznie do ostatniej klasy podstawówki, ale od gimnazjum zaczęło się ze mną dziać coś przedziwnego. Mój dziecięcy tłuszczyk zaczął znikać. W liceum to już osiągnęłam apogeum (tak mi się wtedy wydawało) idealnej figury ważyłam 47 kg. Wtedy myślałam, że moje geny uległy przecudownej przemianie, ale dzisiaj wiem, że po prostu bardzo mało jadłam. I o zgrozo, głupiutka ja narzekałam, że nadal mam za dużo tu i ówdzie (czemu ja się wtedy w język nie ugryzłam). Tak sobie narzekałam przez całe liceum i pierwszy rok studiów. Zaraz po liceum poszłam do pracy. Była to praca biurowa więc ruch był minimalny, a pokus do niezdrowego jedzenia było mnóstwo. Objadałam się kebabami, pizzą itp. i nadal myślałam, że mi to nie zaszkodzi. Dziwnym trafem nie zauważałam, że spodnie robią się coraz bardziej ciasne... 

Po roku zmieniłam pracę, zaczęłam wykładać towar w markecie. Tutaj już na ruch nie mogłam narzekać, zapierniczałam jak mały samochodzik. Jednak nie zrezygnowałam z szybkiego i mega niezdrowego jedzenia. Zamiast zrobić sobie śniadanie kupowałam pączka, kolacje jadłam późno i najczęściej było to coś smażonego w głębokim tłuszczu. Nie powiem Wam jak szybko tyłam, nie ważyłam się i udawałam, że wymiana ubrań na większe to coś naturalnego. Do tego doszło przyjmowanie hormonów, lekarz twierdził, że są one niezbędne, jak się okazało, mylił się:| I tak sobie tyłam i tyłam... Coraz częściej słyszałam komentarze w stylu "uuu komuś się przytyło" itp. A ja jedyne co robiłam po takich komentarzach, to płacz. Mówiłam, że przecież to nie moja wina, że to przez te tabletki, że przez geny, że przez niekorzystny biomet... dobra, tego ostatniego akurat nie mówiłam:D, ale same widzicie jak bardzo byłam zaangażowana w spychologie..

Po trzecim roku studiów pojechałam na wakacje ze znajomymi. Poszliśmy na imprezę, na której odrobinę się wstawiłam i zaczęłam wylewać swoje żale do mojej przyjaciółki, ryczałam i mówiłam "jestem głupia, brzydka i gruba", a ona odpowiedziała "nie, nie jesteś ani głupia ani brzydka". I tu jakbym młotkiem dostała w głowę... nie powiedziała, że nie jestem gruba, coś musi być nie tak. Wróciłam do domu weszłam na wagę i zobaczyłam 77 kg. Popłakałam się. Do tego doszły fotki z wakacji, na jednej byłam ja i moja przyjaciółka, ona wyglądała normalnie, a ja jakbym połknęła takie dwie jak ona.. I tak sobie siedziałam i dalej się użalałam i płakałam, długo to trwało.. Jednak powoli doszłam do wniosku, że może zacznę "coś" ćwiczyć. Zaczęłam z Mel b, później Jillian itp. Coś tam spadło, ale szału nie było, czemu? Odpowiedź banalnie prosta, bo nie potrafiłam zmienić sposobu odżywiania. Mówiłam, że poszłabym do dietetyka, ale ja nie potrafię tak jeść jak mi każą, że szkoda kasy... Długo tak mówiłam. Dokładałam ćwiczeń i hamburgerów.. Jednak moja waga zjechała do max. 68 kg i ciągle się wahała (oczywiście w tę najbardziej niepożądaną stronę:D)

Tak na dobrą sprawę ogarnęłam się dopiero we wrześniu tego roku... weszłam na wagę, a tam znowu 70 kg i powiedziałam dosyć.. Poszłam do p. dietetyk, która była bardzo polecana w moim mieście. Już na pierwszej wizycie coś wzbudziło mój niepokój, ale pomyślałam "nie zaczynaj znowu się wykręcać". P. dietetyk nakazała mi ćwiczenia z E. Chodakowską, chociaż nawet nie zainteresowała się kim jest Shaun T, z którym ćwiczyłam. P. dietetyk nie słuchała, że nie lubię jeść niektórych rzeczy tylko cały czas powtarzała, że muszę to jeść i koniec. Ale mimo wszystko mówię sobie dasz radę, nie ma, że boli... Po pierwszym tygodniu nowej diety zaczęłam czuć się strasznie zmęczona, nie miałam na nic siły, ćwiczenia, które wcześniej robiłam z palcem w.. bucie sprawiały mi trudność, robiło mi się słabo. Ale ja dalej szłam w zaparte, masz walczyć, widocznie tak musi być, bo coś tam schudłam. Jednak w pewnym momencie kiedy dokładniej przejrzałam przepisy na słodkości (których nie miałam przewidzianych w jadłospisie) zorientowałam się, że p. dietetyk skopiowała je z różnych blogów, nawet czcionki jej się zmienić nie chciało. Wkurzyłam się maksymalnie, bo przecież do cholery nie płacę jej za kopiowanie... 

Zaczęłam na nowo poszukiwania i odnalazłam moją teraźniejszą p. dietetyk. Przekonała mnie swoim blogiem kulinarnym. Na pierwszą wizytę musiałam przynieść wyniki moich badań (poprzednia tego nie wymagała) oraz jadłospis z ostatnich min. 4 dni. Jak ta kobieta zobaczyła ten jadłospis to zbladła... Powiedziała, że byłam na głodówce, przeważnie jadłam jakieś 1000-1100 kcal. Wiadomo, sama jestem sobie winna, że tak bezgranicznie zaufałam opinii innych i ślepo wierzyłam w profesjonalizm, mogłam to wcześniej sprawdzić, ale cóż, mleko się rozlało.. Więc początek obecnego nowego stylu życia polegał na podkręceniu metabolizmu, co niestety opóźniło moje spektakularne efekty...  Jednak już od miesiąca jestem na właściwej drodze, jadłospis jest urozmaicony, mam siłę, a waga spada:D

Nie powiem, że zawsze jest kolorowo, miewam jakieś doły i doliny, ale staram się jak najszybciej podnieść i walczyć dalej, bo już wystarczająco dużo czasu zmarnowałam...

Mam nadzieję, że nikogo nie zanudziłam i że jeżeli ktoś podjął trud przeczytania moich wypocin to przeżył:D

Dziękuję za uwagę;) idę sprzątać, a później trening!!!

Pozdrawiam:)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.