Wczorajszy dzień leniuchowania.
Jedzonko:
- dwie kromeczki keto chlebka z pastą oliwkową + pomidor
- micha rosołu z omletem jako makaron
- pikantna tajska potrawka z wieprzowiny z mlekiem koksowym i masłem orzechowym
- migdały przegryzane suszonymi pomidorami z oliwy
- dwie kawy śmietankowe gdzieś po drodze.
Mój TŻ również jest doświadczony w kwestii ketozy i wczoraj toczyliśmy dyskusję, czy mogę się napić kieliszek wina. Bo była w sumie taka jedna okazja (ale tajemnica). A my alkoholu właściwie nie pijemy więc nie mamy wiedzy na ten temat praktycznej, tylko to co kiedyś gdzieś tam przeczytaliśmy. On uważa, że mogę bo wino nie ma węgli a alkohol nie powoduje wyrzutu insuliny. Ja tam nie wierzę za bardzo w brak węgli w winie Proces fermentacji jakoś do mnie nie przemawia, a przecież powinien (chemia, chemmia, chemia!!!) No bo jak uwierzyć, że słodkie a nie ma węgli? No jak. Ale ale, mój duch niespokojny już złapał zajawkę i będę testować. Oj będę! Jak już wejdę w ketozę to sprawdzę czy kieliszek wina mnie z niej wywali. Pewnie po trzech dniach już jestem keto, ale zapomniałam rano nasikać na paseczek dla sprawdzenia. Bo. O dziwno, nie miałam żadnych negatywnych skutków odstawienia węgli, nie bolała mnie głowa, nie czuję osłabienia. Hmmm. Jutro rano nasiusiam na paseczek jak należy. A potem sprawdzę czy będzie wina wina jak z keto wypadnę. Strasznie mnie to ciekawi.
Ciao - Groch.