W środę usunięto mi ósemki. Dwie sztuki - górną i dolną z prawej strony. Boleć, nie bolało. Przynajmniej sam zabieg. Było to bardzo nieprzyjemne, ale rachu ciachu - 20 minut i górna usunięta, kolejnych 30 minut i dolnej też nie było. Koszmar zaczął się, gdy przestało działać znieczulenie. Najgorsze było, gdy już przestało działać na tyle, że czułam coraz większy ból po zabiegu, ale nadal nie miałam czucia w dolnej wardze i języku.
Plus jest taki, że jednym ze wskazań pozabiegowych było jedzenie lodów, a że w osiedlowym sklepie były tylko czekoladowe, z wielką przykrością je kupiłam
Generalnie dziś już jest lepiej pod każdym względem, ale w czwartek i piątek było tylko gorzej i gorzej. Napuchłam strasznie - dostałam gratisową symulację Aniki +100kg. Bolało jak cholera. A do tego szczękościsk i niemożliwość przegryzienia czegokolwiek.
Wczoraj pojechałam do dentysty, żeby zapytać, czy to normalne, że wyglądam, jak chomik z trzytygodniowymi zapasami upchanymi w jednym poliku. Jak dentysta mnie zobaczył to powiedział: "uuuuu, aż tak?!". Nie, kuźwa, to tylko wideoprojekcja mnie! No ale suma summarum powiedział, że goi się ładnie, że obrzęk będzie znikał i że mam ćwiczyć otwieranie buzi.
Musiałam też wczoraj pojechać ze szczurem do weterynarza. Bidulek miał jakąś paskudną narość... Okazało się, że to rak. Nie do usunięcia. Szczurek został uśpiony
Smutno mi, bo bardzo lubiłam to bydlęcie. W sumie miałam 3 szczury, ten uśpiony był najstarszy i najmądrzejszy.
Pogodzić logistycznie dentystę i weterynarza udało się tylko dzięki eks. W ogóle stanął na wysokości zadanie i bardzo mi zaimponował przez ostatnie dni. Już w środę po zabiegu odwiedził mnie na chwilę, sprawdzić czy żyję i pogłaskać po główce. W czwartek wpadł rano ze śniadaniem (które byłam w stanie zjeść). W piątek z kolei pomogło mi zabrać szczura do weterynarza, a potem jeszcze wpadł na kolację (rosół bez makaronu), żebym nie siedziała sama. To że wziął odpowiedzialność za szczura wyjątkowo dobrze o nim świadczy. W końcu to był też jego szczurek. A szczur to namiastka psa, pies z kolei to namiastka dziecka. Dzisiaj też wstąpił. Wyklikałam zakupy w Almie, ale jakoś zapomniało mi się o jogurtach. Eks w drodze z pracy kupił mi trochę i przywiózł.
Jestem... skonfundowana? (chyba jest takie słowo) Nie wiem w sumie, czego on ode mnie oczekuje i do czego zmierza, i nie jestem pewna, jak długo chcę czekać, aż on zadecyduje, o co mu chodzi w życiu...
Offtopic, czyli z kategorii inne:
1. Jakoś na początku tygodnia byłam na drugiej randce z panem ogarniętym. Niech za komentarz wystarczy, że trzeciej nie będzie.
2. Nadal nie palę!!!!