Wczoraj wieczorem miałam test swojej silnej woli, mini test, mogłam zostać u dziewczyn i razem z nimi bawić się do rana, ale ja wróciłam grzecznie do domu, bo trening sam się nie zrobi . Poćwiczyłam ładnie cardio na całe ciało +A6W. Dobrze, że te cardio tak urozmaicam, bo już dawno bym się znudziła.
Chciałam coś napisać o spalaczach tłuszczu. Dlaczego? Bo przeżyłam z nimi 'trochę chwil' nie tylko ze spalaczami.
Zaczęło się od tabletek pu-erh były dostepne czerwone, zielone i czerwono zielone (kolory opakowań), brałam je dość długo i to na samiutkim początku przygody z odchudzaniem (czyli w wieku 12 lat). Pomogły, poskromiły mój apetyt, do tego piłam czerwoną herbatę. Pamiętam jakiego powera po tym miałam Przez jakieś 2 miesiące bez żadnej diety, totalnie żadnej tylko branie tych tabletek, herbatka- skutek uboczny mniej chciało mi się jesc- schudłam jakoś 5-6kg, jakoś tak. Do gimnazjum chodziłam już trochę odchudzona, lepiej wyglądałam.
Później przyszła pora na coś innego LINEA. One z tego co pamiętam nic specjalnego nie wniosły do mojego życia, no, odchudziły mój portfel . Lepiej sie jednak czułam będąc już na diecie i biorąc 'magiczne tabletki', miałam komfort psychiczny.
Pierwszym zakupionym termogenikiem, lekkim, był THERM LINE II, nie był jeszcze wtedy tak popularny, nie reklamowano go, ale ja nie potrzebowałam reklam, kiedy w internecie można znaleźć wszystko czego się chce. Brałam to cudo i się zawiodłam. O ile za pu-erh płaciłam śmieszne kilkanaście złoty (jakoś 12zł) o tyle za to już 10 zł więcej (teraz chyba ze 40 pare złoty kosztuje). Stwierdziłam, że to pic na wodę i trzeba czegoś lepszego.
Tak trafiłam na forum, gdzie ludzie odchudzali się przy pomocy takich rzeczy. Ja w sumie chciałam odciążyć się psychicznie takimi tabletkami, żeby nie było, ze po każdym zjedzonym ciastku mam wyrzuty sumienia, takie tabletki sprawiały, że myślałam sobie 'one na pewno sprawią, że nie przytyję'- nie wierzyłam w to, ale tak było łatwiej.
Długo mi zajęło wybranie 'odpowiedniego dla mnie' splacza tłuszczu. Czytałam masę opinii zanim podjęłam ostateczną decyzję. Przyjechał do mnie DYMATIZE BURN XTRA (nie pamiętam nazwy, ale coś w tym stylu). To było to czego oczekiwałam. Pisali, że to jeden z mocnych preparatów, ale polecali dla 'początkujących'. Ten specyfik przywrócił w moją wiarę w 'magiczne tabletki'. Początkowo po czymkolwiek, co zjadłam leciałam do WC. Po czasie wszystko się unormowało, a ja schudłam, wszyscy mówili 'Ojej, ale schudłaś", "Ale z ciebie chudzinka", a ja cieszyłam się, że w końcu coś ruszyło do przodu.
Na koniec przygody brałam znaną wszystkim l-karnitynę, ale wtedy juz jakiś sport był, ale totalnie mnie zawiodła.
Pomimo brania tych 'cudów' mój brzuch nigdy płaski nie był, czy to bylo 48-49kg czy 53kg. Dopiero kiedy dojrzałam to tego zrozumiałam, że nie tędy droga. Dieta jest ważna, ale dla mnie ćwiczenia ważniejsze. Jednak to dzięki nim w końcu zaczęłam widzieć zmiany, nie tylko ja.
Czy żałuje swoich przygód z tabletkami?
Nie, abosolutnie tego nie żałuje. Jesteśmy ludźmi, jesteśmy ciekawi, a ja taka byłam, spróbowałam, przekonałam się na własnej skórze jak to jest i odstawiłam, nie brnęłam w to nie wiadomo jak długo.
Czy zrobiłabym to jeszcze raz?
W aktualnym stanie, nie wiem, dobrze mi tak jak teraz prowadzę swój tryb życia. Nie wiem czy chciałabym coś 'naruszyć'. Nauczyłam się dzięki temu cierpliwośći w dążeniu do celu.
Dzisiaj znowu czekają mnie zakupy, mam nadzieję, że coś fajnego upoluję . Gryze się z myślami, czy poćiwczyć teraz czy po zakupach... aktualnie mam trochę lenia i jeszcze mi się ziewa od niedawnego wstania z łóżka . Obym coś fajnego znalazła!