Waga stoi. Uparla sie i NIC nie rusza.a jeszcze wrosla...Ehh. Grzeszki grzeszkami, a oczekiwania oczekiwaniami... trudno. Teraz nie ma pepsi max, nie bedzie przegryzek ktore lubie, a bedzie verbin na trawienie i pokrzywa. Raczej radykalne podejscie, ale cos trzeba urozmaicic.
Kolacyjnie leca salatki. Z camembertem, wedzonym kurczakiem albo losodiem i ogorkiem malosolnym domowej roboty. Nie moim rzecz jasna, a mamci.
Wczoraj wpadl domowy plesniak. Z mieseczka truskawek i ubita kremowka. Wow! Jakie to bylo pyszne!
Naszlo mnie na kulki ryzowe z tunczykiem, a w tym celu naszukalam sie zarowno ryzu du sushi, jak i arkuszy nori. Plus taki, ze kroki wpadly - prawie 10k. Minus - znowu but obtarl mi noge wiec bede kulawa.. ale juz ryz sie studzi wiec dzis cos mamci nieznanego zrobie. Jutro moze domowa pizze. Dostalam @, w koncu. Wiec mam apetyt. Plus jest tu piekarnik, wiec chcica na zarcie ktorego nie mam na co dzien jest podwojna!!