.....obejrzalam.....
.....obejrzalam "Poklosie"....mechanicznie zalozylam buty i pobieglam w deszczu przed siebie....nie umiem sobie odpowiedziec na pytanie gdzie sie zaczyna a gdzie konczy CZLOWIEK.....
....wciaz na zielonym i surowym...:))....jestem troche przeziebiona i stad samopoczucie ukierunkowane raczej w dol....jakas rozdrazniona jestem....nie lubie siebie takiej....duzo cwicze....ostatnie kilka dni po 3 godziny na silowni....za 2 tygodnie lece do Polski....mam nadzieje, ze pogoda sie zlituje i odpusci....ja nawet nie mam zimowego palta , o butach nie wspominajac....u nas deszczowo, ale w miare cieplo....tzn w okolicach 10 stopni.....sprawdzalam dzis temperatury dla Lodzi....w nocy ma byc -17!!!.....
.....ok....nie nudze....skoro pisze o pogodzie znaczy cos ze mna nie tak......
Ps.......gdybym mogla cofnac czas nie ogladalabym tego filmu ....ale Ty go zobacz...
....bo ruchu mi trzeba bylo.....ruchu ....
.....zdecydowanie lepiej dzis :).....15 km w sloncu podzialalo jak pigulka szczescia......bieganie to jest cos co przywraca mnie do zycia.....wohooooo!!!! :))))
...wyjatkowo ponarzekam....
....bo nie wiem czy to wina zblizajacego sie okresu czy zupelnie cos innego....czuje sie zmeczona....bardzo zmeczona.....faktem jest, ze ostatnie 2 tygodnie daly mi niezle w kosc....umarlo czterech moich dziadkow....Grace, Jim, Irene i Ron.....o kazdym z nich moglabym napisac powiesc....kochani byli....ale to chyba nie jest powodem mojego samopoczucia.....bardziej zgonilabym na diete....sadze, ze cos zle robie z tym raw....zbyt latwo mi to przychodzi....nie jestem 100% surowa.....bywa, ze dodam do salatki podgotowanej kaszy....bywa, ze wypije herbate z mlekiem.....ale jesli mam taka potrzebe to ja realizuje.....nie dam sie zwariowac.....zauwazylam jednak, ze zaczelo mnie odpychac od kolorow....nie wspominam juz o rybach, jajkach czy serze.....coraz mniej jest we mnie checi na owoce....jadlabym ZIELONE w nieskonczonosc....nawet pomidory i papryka zaczynaja mi przeszkadzac....do moich zielonych koktajli dodawalam wczesniej banany...teraz wydaja mi sie one za slodkie.....kiwi i szpinak w zupelnosci mi wystarczaja.....przez niejedzenie owocow drastycznie tne kalorie, ale staram sie je uzupelnic jedzeniem avokado i orzechow....tyle tylko, ze te drugie jakos kiepsko mi wchodza.....musze sie doszkolic teoretycznie, bo w koncu zostanie mi do jedzenia tylko trawa hehehhehe.....
......obejrzalam wczoraj Samsare....kolejny raz....za kazdym razem odkrywam w tym filmie cos nowego....cos co porusza mnie tam gdzies w srodku...prawde mowiac to Samsara w glownej mierze przyczynila sie do mojego powrotu do weganizmu a pozniej witarianizmu....Ci ktorzy widzieli wiedza o czym pisze....reszta musi koniecznie zobaczyc....piekne zdjecia, cudna muzyka i okropienstwa cywilizacji.....film krecono ponad piec lat w 25 krajach.....zmienia myslenie...otwiera nasze szeroko zamkniete oczy :))
.....tak na szybko...
...w skrocie pisze bo albom zapracowana albom zbyt zajeta soba zeby sie odzywac....buuuuu....bywam nieznosna....ale do rzeczy....wczoraj 15 km przebiegniete ....zakupy ciuchowe zrobione.....ostatnio zakochanam w White Stuff....te sukienki przeslodkie....i te cardigany z guziczkami w ksztalcie serduszek.....eeechhh....wydalam znowu fortune....ale ....co tam kisic kase na kontach....jutra moze juz nie byc....prawda????
....dzis pracowalam troche.....zaliczylam tez heat i spinning.....czyli 2 godziny intensywnego ruchu....zaraz potem pobieglam jeszcze 5 km plaza co by wyprobowac nowe butki.....dostalam od Ceza sliczne ecco do biegania.....przyznam, ze niezle sa....fajnie wyprofilowane i dobrze amortyzuja....
raw caly czas w natarciu.....waga na stalym poziomie .....z nieznacznymi tylko wahaniami
....jutro i pojutrze po 12h w pracy.....
milego weekendu wszystkim :))
......bo
......bo choroba sama w sobie nie jest tym czyms najgorszym....najgorsza jest SWIADOMOSC, ze ona jest....gdzies tam w tobie.....cos czego nie mozesz dotknac i zobaczyc....to swiadomosc paralizuje i wylacza racjonalne myslenie....z choroba mozna zyc....ze swiadomoscia jest juz trudniej.....dopoki nie wiesz to funkcjonujesz .....wiedza powala na kolana....to swiadomosc boli najbardziej i najglebiej.....czasami boli tak, ze chcesz zeby choroba ewaluowala i zeby juz sie to wszystko skonczylo.....nie bol fizyczny, bo na to jest morfina....ten inny bol.....bol zlosci i niemocy.....czasami z pomoca przychodzi nadzieja....ale ona rzadko ma sile przebic sie przez glebokie poklady nagromadzonego strachu.....niektorzy maja to szczescie, ze wraz ze swiadomoscia dostaja psychoterapeute w pakiecie.....wtedy jest latwiej....ci co maja duuuuuzo szczescia do pakietu dostaja jeszcze domowego uzdrowiciela dusz.....to juz jest w ogole bajka.....zalapalam sie do grona tych ostatnich....widocznie Ten W Gorze lubi niebieskookie brunetki :
:P:P
.....niezmiennie raw ....
....czuje sie 20 lat mlodsza.....energia mnie rozwala....silownia dzis zaliczona i 15 km outdoor tez....pogoda u nas suuuuperowska.....
zalapalam sie na herbate na plazy ( malo ma z raw wspolnego ale nie badzmy konserwatystami )
wagi nie znam....
gosc w dom.....
.....rozmawialam dzis ze znajoma....wlasciwie tylko znajoma....w anglii trudno o kolezenstwo...a o przyjazni zapomniec mozna....no chyba ze jakies ekstremum sie nam trafi...mnie sie niestety nie trafilo.....proszona bylam na tzw kawe.....gospodyni stanela na wysokosci zadania....mialam do wyboru sypana, rozpuszczalna i z ekspressu.....pierwszy zgrzyt nastapil kiedy grzecznie odmowilam zyciodajnego trunku.....ale jak???....ze kawy nie?? to co????.....noooo wode mowie i widze jak znajoma powoli traci cierpliwosc.....wody u mnie pic nie bedziesz!!!....cola , squash czy herbata???.....jesooooo....przed takim wyborem juz dawno nie stalam....z dwojga zlego ( a wlasciwie i trojga ) wybralam herbate....potem bylo juz tylko gorzej.....ze sernika nie chce, ze batonika nawet ....i w ogole co ze mnie za kolezanka jak nie chce mowic co u naszych wspolnych znajomych z pracy...to wlaciwie ja taki gosc jak nie gosc na koncu uslyszalam....i ze dziwak jestem z tym jedzeniem warzyw samych surowych....i ze po tej surowiznie mnie sie chyba cos stalo....i ze lepiej mam juz zaczac jesc "normalnie" ( cokolwiek to znaczy ) bo mi nie sluzy.....
....wyszlam strasznie umeczona.....poszlam do parku pobliskiego co by poukladac w glowie sytuacje....bo mnie sie nigdzie nie spieszy....mam uporzadkowany swiat i mnostwo czasu dla siebie....i nie chce tego zmieniac.....ale czy slusznie...?
wciaz probuje uchwycic ta cienka granice otwarcia sie na ludzi....mecza mnie ich ciekawskie pytania i interesowne spotkania...ale moze na tym wlasnie polegaja stosunki miedzyludzkie....moze to ja brne w slepy egoizm?
....w dalszym ciagu raw food....wlaczylam do diety ziarna zboz....mocze z orzechami w wodzie i dodaje do salatek....odkrylam liscie zielonego groszku....no wiecie ....takiego straczkowego....nie wiem czy w Polsce mozna je kupic, ale jesli tak to polecam....salata i szpinak chowaja sie przy nich....no i mlode liscie buraczane....mniammmm.....
aaa....i jeszcze chcialam Wam przedstawic moja najswiezsza milosc...Antonio :))
nie taki diabel straszny .....
.....kiedys bardzo balam sie umierania...i wlasciwie trudno sprecyzowac mi dzis czego tak konkretnie sie obawialam....chyba najbardziej niebytu...teraz nabieram oglady....wiem, ze moze to brzmiec drastycznie, ale tak wlasnie jest....prosze tylko nie mylic z rutyna....kazda smierc mimo, ze finalnie prowadzi do jednego, jest calkiem inna....od czasu kiedy pracuje w hospicjum odeszlo czterech moich podopiecznych....jak sie okazuje "najlepszym momentem" na umieranie jest okres okoloswiateczny.....nie wiedziec czemu....
to taka mala dygresja....i nie zeby mi bylo smutno czy jakos tak....po prostu wrzucac tu bede takie swoje male przemyslenia....slowo pisane latwiej do mnie dociera :)
....RAW FOOD to jakis CUD......
od kilku miesiecy bylam na warzywach i owocach....waga stala jak zakleta.....od 2 tygodni probuje swoich sil z surowizna....nie wazylam sie, bo nie liczylam na jakies spektakularne spadki....jem jak jem zeby nie wrocilo to co zle....dzis bylam na silowni...rutynowa kontrola cotygodniowa i co sie okazalo...hmmm...prawie 4 kilogramy mniej....w 14 dni....najadam sie do syta....jem cale miski warzyw....tyle tylko, ze wszystko surowe i ekologiczne....cos w tym musi byc.....na wlasnej skorze przekonuje sie powoli czym rozni sie witarianizm od wegetarianizmu czy weganizmu.....
najcudowniejsze w tym wszystkim jest, ze po 5 godzinach snu czuje sie jak mlody bog....organizm jakos przestal miec zapotrzebowanie na cukier....coraz mniej smakuja mi owoce nie mowiac juz o ich suszonej wersji, ktora dotychczas zastepowala mi slodycze,,,,
niesamowite doswiadczenie....
bede to kontynuowac i dzielic sie tutaj z Wami moimi spostrzezeniami....
BOKWA
....oszalalam na punkcie BOKWY.....nie wiem czy macie to juz w kraju, ale jesli tak to zachecam goraco...BOKWA to polaczenie tancow afrykanskich z elementami kickboxingu....spala sie do 1200 kcal podczas jednych zajec....a ile zabawy przy tym i smiechu :))
....co by byla jasnosc i wiedza powszechna to mimo tych moich wszystkich okolicznosci przyrody ani na chwile nie zrezygnowalam z silowni....no i oczywiscie biegam :))
....coraz bardziej podoba mi sie raw food....dzis jadlam pyszna salatke z burakow i ogorkow kiszonych....ale to naprawde nic w porownaniu z koktajlem szpinakowo-bananowym....kiedys takie polaczenia byly dla mnie niewyobrazalne.....teraz smakuja wybornie :)
aaaaa.....i bylabym zapomniala.....zmienilam prace....biurkowy stolek zamienilam na prace w hospicjum....i mimo, ze nijak to sie ma do mojego wyksztalcenia ( prawo i rachunkowosc ) czuje sie tam na swoim miejscu.....de Mello kiedys powiedzial, ze dobroczynnosc jest prawdziwa maskarada interesownosci przebranej za altruizm......dlugo tego zdania nie rozumialam, nie miescilo sie ono w moich kategoriach postrzegania.....teraz doskonale wiem o czym On mowil....czerpie z tej pracy ogrom pozytywnej energii....i pomimo tego, ze ktos z boku patrzacy moglby powiedziec, ze poswiecam sie dla tych odchodzacych ludzi to absolutnie nie jest to zgodne z prawda....kazdy ich usmiech....kazda iskierka zainteresowania w ich pustych oczach daja mi takiego powera, ze nic......TYLKO ZYC......
...tak bez tytulu....
......zatrzymalam sie na tym wielokropku....bo nie chce odgrywac drama queen, a z drugiej strony mysle sobie, ze nalezy Wam sie jakies wyjasnienie...ze mnie nie bylo, ze nie odpisywalam, ze zjawilam sie na jeden moment i znowu zniknelam.....ale co tu pisac??....dosmucacze nikomu w zyciu potrzebne nie sa....raz jest lepiej raz gorzej....nie jestem tutaj teraz z powodu odchudzania....chce byc wsrod ludzi....ot co :)))
..co do diety to jakas tam stosuje...diete doktor Dabrowskiej ....staram sie tez aby wiekszac pokarmow byla raw....to dla mojego zdrowia....w listopadzie ubieglego roku mialam byc operowana....jakims cudem nastapila recesja.....potem w grudniu kolejne zle wiesci....ale wciaz tu jestem :)))).....nie wierze w tabletki i chemie....wole ufac, ze Ktos tam Gdzies wciaz ma mnie na oku i ze jak Mu troche pomoge to bede zyc do setki :)))
......waga wciaz w okolicach 68 kg.....jak same widzicie choroba wcale nie oznacza chudniecia ....u mnie to zadzialalo w druga strone....ale co tam....wazne, ze wciaz potrafie sie usmiechac