zmęczenie... i powrót do korzeni
Zmęczona jestem... dietowanien... marchewką na śniadanie,
lecho na obiad, surówką na kolacje... w przenośni, ogólnie dietowaniem
bez skutku. Hm, może nie bez skutku (nie tyje), ale bez rezultatów.
Weekend wzrost, tydzień w dół. Stara a głupia. Zero nauczki.
Chyba na chwilę wrócę do korzeni. Trochę więcej białka i ruchu... (Na chwilę z białkiem, na stałę z ruchem).
Bo wiem o czym pisała Basia - ciało rok temu było inne: gładsze, jędrniejsze.
Jak wystartuję z nieco ściślejszą dietą, zmobilizuje mnie to do ćwiczeń,
które mam nadzieję będą mi towarzyszyły całą jesień, zimę itd...
Bo jak nie teraz, nie w tym momencie, na przedsionku jesieni, to dobrze
wiem, że jesienną chlapą nie zmuszę się do niczego. Muszę znowu
sprawdzić, że sprawia mi to przyjemność i zwalczyć lenia.
Z białkiem z umiarem, dodam go trochę więcej (bo szamam praktycznie same
warzywa i owoce ostatnio-sezon wiadomo) i odstawie kilogramy owoców,
uspokoję cukier. Mam nadzieję, że rezultat mnie zmobilizuje dodatkowo.
To tyle.
Postanowione, upulicznione, wycofać się głupio
menu
nektaryna 60, marchewki, 40, pomidor 20, jabłko 60, kawa x 2 - 90 = 270
ziemniaki 150, fasolka 150, kefir 100 - 400
kawa 40, maliny 100
placki cikiniowe 200
2 wafle ryżowe 80, nektaryna 60, jabłko 60 - 200
1170
+ rower i badminton
5 tygodni na wyrobienie kondycji
W Tatry z wywalonym jęzorem to wstyd!
Daję sobie 5 tygodni na poprawę kondycji i zrzucenie chociaż 4 kg!
Czas start.
Menu:
marchewki 40, jabłko 50, pomidor 30, sok 150, kawa 40 - 310
kawa 40, sok 150 - 190
zupka cukiniowa 150, bułka mała, ciemna 150 - 300
mini homo 110, kawa 40 - 150
nektaryna 60, banan 100 - 150
bułka ciemna 150, sałatka jarzynowa 300
czekoladka.... 150
1400 kcal
Sałatka i czekolada (poimprezowe) wykończone, już nie będę zajadać takich rzeczy :)
Ćwiczeń niestety 0, na 4 piętrze temperatura 30 stopni tak dawała popalić....że nie miałam siły się ruszać ani wyjść.
pourlopowo
Melduję się w Vitaliowie. Bałtyk zapłakany. Bursztynu wyrzucać na pocieszenie nie chciał. Liczę więc, że chociaż mój organizm potajemnie doładował baterie, uzupełnił niedobory jodu.
Cała nadzieja we wrześniowych górach!
Ale... no właśnie - znów małe ale. Skoro chcę śmigać po tatrzańskich szlakach jak kozica górska, to bez cielesnego nadbagażu i nie w takiej kondycji.
Więc co? Więc znów wypada zrobić plan...
Waga pourlopowa 70,5, dzisiejsza 71,4 - co jak sądzę skutkiem nadrobienia braków owocowych - czuję się jak balonik, przejdzie.
A plan następujący, wizualizacja: (100 g dziennie, 0,7kg tyg)
16 VII - 71,4
19 VII - 70,7 w oczku 70
26VII - 70 na wadze 70,7 przed @, balonowatość...
2 IX - 69,3
9 IX - 68,6
16 IX - 67,9
23 IX - 67,2
nie mogę się pozbyć wrednej 7...
Czy 6 była fatamorganą?
Nie dam się!!!
marchewki 40, jabłko 60, nektaryna 50, kawa 40 - 190
pomidorowa z makaronem - 350
melon 150, kawa 40 - 190
lecho 200
930
cdn
menu
kawa 40, marchewki 40, jabłko 50, śliwki 40 - 170
zupa pomidorowa z makaronem 250
lecho (tylko z warzyw) 150
cdn
menu
kawa 40, marchewki 40, jabłko 70 - 150
ziemniaki młode 100, fasola szparagowa 150 - 250
a w planach piwko ze znajomymi... ech.
cdn...
2 tygodnie do bikini...
pokompulsowa waga 71,1
Walczę na ostanie prostej, chociaż o mniej wydęty brzuch i wygładzone z cellu uda. A co!
Do roboty!
kawa 40, jabłko 50, marchewka 20, jogurt z tyci musli 170 - 280
napoleonek w pracy (niech ich licho ;) 200
ziemniaki młode 100, kapustka 150, maślanka 100 - 350
banan 100, krążek ryżowy 40, śliwki 100 - 240
chrupaki z czymś tam - 200
1270
jednak liczeniae kalorii to podstawa
Nie umiem bez tego. Dorzucam dodatkowe produkty. Może i nie wysokokaloryczne, ale banan, jogurt z musli, czy a może zwłaszcza kawałek gorzkiej czekolady - robią ambaras w bilansie...
Tak więc:
kawa 40, jabłko 50, nektaryna 60, marchewki 40 = 190
a potem spadek cukru, omdlenie - i dieta poszła w las przez mega kompuls. (pierwszy od baaardzo dawna). Już znam mój błąd i naprawiam. Nigdy więcej słodyczy prawie na czczo!
żaby mi się tak chciało jak mi się nie chce...
Plany planami, a po powrocie do domu najczęściej to samo. Po drodze zakupy, w domu nie jestem szybciej niż 16;30-17-30, zanim przygotuję obiad, różnie bywa 17-19, ogarniecie domu i jak uwinę się szybko jest 18, jak potrzebuję więcej czasu 19 albo i później... dopada zmęczenie, chwilę odpoczywam... i czasem na tym poprzestaje zamiast ćwiczeń spacerów, owerów i tym podobnych. Może dziś się uda. Urodziny lubego, ale on wychodzi wieczorem na piłkę, więc może i ja wyskoczę np. popedałować :)
W planie mam kupić nam po symbolicznym kawałku ciasta i tyle :)
kawa 40, marchewki 30, jabłko 60 = 130