Jak ten czas szybko leci
minęło 9 miesięcy od mojego ostatniego wpisu, a tyle w moim życiu się pozmieniało. Ledwo troszkę się przyzwyczailiśmy do domu bez córki ( bo na studiach w Nysie a do domu przyjeżdża raz na miesiąc) do braku biegania, śpiewania, radosnego śmiechu rozbrzmiewającego spontanicznie bez specjalnej przyczyny........
Minęły święta Bożego Narodzenia skromne bo mąż na bezrobociu, pożegnaliśmy Stary Rok mając nadzieję że Nowy Roczek będzie dla nas łaskawy..........a tu 10 stycznia mąż się rozchorował, 13 trafił do szpitala 15 był operowany, swoje 60 urodziny obchodził w szpitalu , końcem stycznia dostaliśmy wynik i rozpoznanie. Nowotwór złośliwy , ledwo odebrałam męża ze szpitala a odwiozłam moją mamusię. Niby przeziębienie , niby początek zapalenia płuc a wykluł się z tego zawał podwsierdziowy ..łagodny w przebiegu ale źle rokujący....... i trzy tygodnie gonienia dwa lub trzy razy dziennie do szpitala a to dokarmić a to oklepać, a to poćwiczyć......w międzyczasie szukałam pomocy dla męża i znalazłam ją w Katowicach, tam też zawiozłam męża na drugą operację i tam po raz pierwszy usłyszałam jakieś słowa nadziei, wyniki też były lepsze. Początkiem marca stan mamusi pogorszył się, do szpitala już jej nie chcieli przyjąć i tak 14 marca zmarła .
A teraz mąż jest już po trzeciej operacji, w czwartek jedziemy do lekarza i zobaczymy ??????????????
Córa zaliczyła pierwszy rok, wszystkie egzaminy w terminie zerowym, wysoka średnia 4,7 jestem dumna.
A ja zapomniałam o sobie i zaniedbałam się, przytyłam, przerwałam jeżdżenie na rowerze, posypałam się psychicznie....... teraz muszę zabrać się za siebie ...... poprawić kondycję i stracić parę kilo...
A czas tak szybko leci
....był maj, była matura, było oczekiwanie na wyniki, były nerwy i nie było czasu dla siebie. I przyszedł czerwiec i czas na składanie papierów na studia ( a studia musiały być muzyczne) i rozpoczęło się jeżdżenie po egzaminach, kolejne czekanie na wyniki i przyszedł lipiec i ogłoszenie wyników..... jest zdane, ale nie na wokalistykę jak było w planie a na realizację dźwięku....w.Nysie....hura jeden etap za nami. Teraz tylko dowieźć dokumenty, załatwić kwaterę bo akademik..... za wysokie progi....nieosiągalny.Na dokładkę od czerwca mąż na bezrobociu ( likwidacja stanowiska pracy), zakład splajtował, przejechał się na budowie autostrady A2 i zwolnił 3/4 załogi. Całe szczęście ,że ja pracuję 2-3 razy w tygodniu.....zawsze jakiś grosz wpadnie. Między tym wszystkim jeszcze moja chora i wymagająca pełnej opieki mamusia. I przeminęły wakacje. Teraz córa na studiach, mężowi wyszukuję różne zajęcia( np malowanie mieszkania) a ja próbuję poukładać sobie wszystko od nowa i znaleźć czas na rowerek i jakiś odpoczynek.
Mam dorosłą córę
Była 18 stka, była gościna, były prezenty, była fajna zabawa, zostało 1,5 kg więcej na wadze.
i co dalej
W poniedziałek mąż dostał zwolnienie z pracy. Zwolnienie grupowe , likwidacja stanowisk pracy. Gdzie sześćdziesięciolatek znajdzie pracę. Mąż jest załamany, ja też , ani pedałować się nie chce.
Po próbie
Próba wysiłkowa wyszła dobrze, moje serducho jest wydolne. Narazie nie muszę się martwić. Spadły ze mnie emocje i ubyło mi sił, nie daję rady tyle pedałować. Muszę troszkę zmniejszyć tempo.
Dawno mnie tu nie było...
Oj, dawno mnie tu nie było. Basia pisała, że tu same pajęczyny i miała rację. Nie zaglądzłam tu od ponad roku. A wszystko przez to, że poszłam do pracy . Najpierw na 40 godz miesięcznie, potem na dwa razy w tygodniu a teraz na trzy razy. I muszę przyznać, że całkiem dobrze mi w tej pracy, troche oderwę się od domowych obowiązków, opieki nad mamą, wymyślań córy, pogadam i innymi ludzmi, wysłucham ich, pośmiejemy się i jakoś weselej, odpoczywam psychocznie. W maju byłam w sanatorium. Dostałam Nałęczów. Fajny ośrodek,zadbany duży park, zabiegi ( basen każdy dzień godzinkę, ćwiczenia grupowe, rowerek, kapiel perełkowa ,okłady parafinowo-borowinowe) spacery, wieczorki taneczne i dużo innych atrakcji. A po powrocie zapomniałam, że jest grupa z którą pedałowałam a mój rowerek stał a kuchni i cierpliwie czekał. I doczekał się zaproszenia do •Rowerkiem stacjonarnym w 52 tygodnie roku 2013. Mojej kozy dosiada też mąż, bo musi ćwiczyć kolana ( skrzypią ze starości ) , a ja poprawiam kondycję przed kolejną próbą wysiłkową . Ciekawe co usłyszę od kardiologa , może te by passy troche sie oddalą ......
Lekarz rodzinny uczepił sie mojego cholesterolu, i choć wszystko jest w normie to nie podobają się mu proporcje dobrego do złego, w związku z tym kazał mi schudnąć przynajmniej 10 kg. Szybciutko wykupiłam sobie dietkę na chore serce w VITALII ( schudłam na niej pierwszy raz 16 kg) i zabrałam się za odchudzanie. Ale Vitalia ma jakiś problem techniczy i nie ma przeliczników do owoców a zamienniki tylko trzy, a obiady są tak monotonne i bez możliwości wymiany ....jestem rozczarowana.... to jakieś oszustwo ...przedtem było smacznie i urozmaicono.....muszę interweniować....wpłata pełna a usługa nie.
Po bardzo długiej nieobecności
Dzięki ci Kryniu za zmobilizowanie mnie do napisania paru słów.
A działo się dużo.
Najpierw złamana ręka babci, potem rehabilitacja, trudna ...... ale zakończona sukcesem. Ręka sprawna, pełna ruchomość.
Ale nie można długo cieszyć się spokojem, bo w maju przyszło ciężkie zapalenie płuc a dwutygodniowy pobyt w szpitalu tak babcię rozłożył, że odebrałam ją niechodzącą , do obracania co dwie godziny i na posiłkach płynnych lub półpłynnych, bo nie miała siły do pogryzienia. Gasła w oczach, a ja nie mogłam patrzeć jak pomalutku odchodzi i pogodzić się z tym, że nic nie można zrobić..........pełny bunt.
I zrobiłam.
Uruchomiłam hospicjum, znalazłam panią do rehabilitacji( taką co kocha swoją pracę i starych ludzi) i z jej pomocą postawiliśmy babcię na nogi. Dziś po półrocznej rehabilitacji masażach i gimnastykach babcia zaczyna chodzić po schodach, potrafi sama jeść ( tylko czasem trzeba ją dokarmić) a czasem obierze mi ziemniaczki na obiad............ udało się.
Ale ja jestem zmęczona i nie mam siły i czasu dla siebie a maja rodzinka to takie sierotki co muszą mnie jeszcze wspomóc. Brak mi sił na rowerek a czasu na komputer też nie mam, temu tak długo nie pisałam.
W listopadzie zaproponowano mi pracę od stycznia........ i by uciec z domu między ludzi.....zgodziłam się.
W czwartek idę na rozmowę, i zobaczymy jak ta praca będzie wyglądać ile godzin i co będę robić. Do babci znalazłam opiekunkę. Trzymajcie za mnie kciuki, może w pracy trochę odpocznę psychicznie.
brak czasu
ciągle brakuje mi czasu i dobrego nastroju by wpisać choć parę pogodnych słów.Mamusi zdjęto gips po 11 tygodniach i teraz jesteśmy na etapie rehabilitacji, Ćwiczenia oczywiście robię sama w domu i właściwie za mamę , bo jej stan ogólny tak się pogorszył , że jest tak bierna , nawet sama nie zje posiłku tylko trzeba karmić, a fizjologii pilnować bardziej niż u małego dziecka...... jestem zmęczona......
W środę miałam trochę wolnego i latałam z córką na casting Bitwy na Głosy, ciekawe wrażenia...
nic dobrego
jestem smutna i bardzo zmartwiona. Moja mamusia upadła na schodach i złamała kość ramieniową. Złamanie nadaje się do operacji a wiek i zdrowie nie pozwalają, pozatym demencja na jaką cierpi bardzo by się pogłębiła . I tak mam ją w domu z opatrunkiem gipsowym który nie usztywnia złamania bo go nie obejmuje a tylko obciąża rękę by kości się ustawiły i może złapie zrost. Opieka w takim stanie to makabra, podnosić 90 kg, ubierać ,karmić ,myć .........i cała reszta....i jeszcze po środkach przeciwbólowych zalicza spadki ciśnienia...... i tak około 8 tygodni ........byle tylko nie poszedł jakiś zator..... i tak mi ciężko i płaka się chce......
Kolaż
Taki kolaż zrobiłam sobie dla porównania........ i co ?? ......... widać różnicę?????