Nie wiem czemu, ale straciłam jakoś samozaparcie w pisaniu na V. :(( Ciężko jest mi się zebrać po całym dniu i opisywać co u mnie. A może, dlatego, że u mnie nic się nie dzieje, że jest nudno i chwalić się nie ma czym. Ciągle praca, dom, praca, dom a na weekend szkoła? Działam już automatycznie :/ i powoli staje się to bardzo monotonne. Dlatego też w niedziele, robiłam zupełnie coś innego niż w każda poprzednią niedzielę. Wzięłam się za książkę i w końcu (po 2 miesiacach!) udało mi się ją skończyć. Zrobiłam mały porządek w mieszkaniu (odkurzanie, kurze i posprzątałam w przyprawach - matko nie przypuszczałam, że tyle przypraw wywalę - ostatni raz sprzątałam w przyprawach 2 miesiące temu, i już się tyle nazbierało przeterminowanych. Poszłam za ciosem i przejrzałam jeszcze lodówkę - tutaj trochę lepiej :) Jako, że w lodówce pozostało praktycznie tylko światło, to ją umyłam :)), później mały spacer (przy okazji drobne zakupy spożywcze) i później szybki obiad - makaron ze szpinakiem i kurczakiem :). Mały relaks i siup na rowerek :) Godzinka zaliczona :D poczułam się szczęśliwa, bo w końcu nikt mnie nie gonił, nikt nie pośpieszał i mogłam robić co mi się podobało :))
W poniedziałek było ciężko - niestety nie mogłam zasnąć w nocy i 4godzinny sen, szybko dał swe znaki i po 15 chodziłam w pracy jak zombie. W drodze powrotnej zaliczyłam Lidla - kupiłam pieczywo, jogurty naturalne i syrop do kawy waniliowy z serii de lux-czeka na weekend i kawkę od męża ;) Myślałam już, że nie dam rady pojeździć, ale zaparłam się :) Znowu godzinka na rowerze stacjonarnym zaliczona :) Byłam z siebie dumna :D
Dzisiaj jest już ciężej :( W pracy połowa ludzi przeziębiona i kicha i prycha i coś czuję, że już mnie w kościach łamie (a może to zakwasy ;)) i jestem mega śpiąca :( Ale nie poddam się :) W planach jest rowerek :) trzymajcie kciuki, żeby mi się znowu udało zaliczyć 60 minut :)
Nie wiem jak Wy, ale mnie sie marzy urlop! A ten dopiero w grudniu na święta :/ dokładnie od 22go, więc jeszcze miesiąc i 2 dni i będę miała 2 tygodnie wolnego :)
Oj to mój tłuszcz ryczy z rozpaczy ;) i niech ryczy - wyrzutów sumienia w tym przypadku nie mam :P