jestem tak zabiegana, że wpadłam tutaj tylko na minutę aby życzyć Wam zdrowych, spokojnych, ciepłych i radosnych Świąt Wielkanocnych...:))
Buziaczki, trzymajcie się świątecznie..:))
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (4)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 13478 |
Komentarzy: | 247 |
Założony: | 4 października 2009 |
Ostatni wpis: | 6 marca 2017 |
kobieta, 61 lat, Miasteczko
163 cm, 74.20 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Historia wagi
jestem tak zabiegana, że wpadłam tutaj tylko na minutę aby życzyć Wam zdrowych, spokojnych, ciepłych i radosnych Świąt Wielkanocnych...:))
Buziaczki, trzymajcie się świątecznie..:))
.....dziś rano waga bliżej tego co na pasku bo, 77,05 kg. Ćwiczenia zaliczone jedzonko zgodnie z założeniami za wyjątkiem jednego wybryku, dorwałam się do mleka skondensowanego w puszce tzw.kajmak...i zjadłam prawie pół puszki..:((
Jutro waga mi ten kaprys wynagrodzi w dodatkowych niechcianych cyfrach..:((
Ale było to silniejsze ode mnie przypuszczam, że jutro dokończę puszkę..:(( a może i nie, bo coś z tego łakomstwa zaczyna mnie brzuch boleć.
Ale czuję się tak jakby ciężkie dni nadciągały i chyba temu ten atak na słodkie.
Naskarżyłam na siebie i znikam..:)) Buziaczki i nie dajcie się słodkościom tak jak ja dzisiaj!!
Dziś bardzo krótko..:))
- ćwiczenia zaliczone,
- woda dostarczona w odpowiedniej ilości,
- jedzeniowo pilnuję się..:))
Ściskam mocno i trzymam za Was kciuki..:))
Ten spadek wagi to była chyba taka podpucha ze strony mojego organizmu, aby zachęcić mnie do działania, już wczoraj było 0,65 kg więcej ale na razie nie zmieniam paska aby się nie dołować...
Ćwiczę wytrwale, choć trudno to co robię nazwać ćwiczeniami, gdyż pozostaję przy ćwiczeniach rozciągających, potem szybki chód na bieżni i na koniec ćwiczenia wyciszające. Moje chodzenie polega na podkręcaniu tempa i dystansu. W pierwszym dniu przeszłam ok 600 m..hehe... przy tempie 5 km/h i zajęło mi to 10 min. Teraz reguluję sobie tempo pomiędzy 5km/h do 5,8km/h i pokonuję dystans już 1200m..:)) Moim zamiarem jest stopniowo zwiększać dystans i na tyle podkręcić tempo na ile się da, byle nie prowokować biegu...Późniejszy plan to robić mix.... szybki chód i beg...ale zobaczymy..:)
W sumie to się nie martwię, że ta waga podskoczyła, bo to nie moje pierwsze odchudzanie połączone z aktywnością fizyczną..... zawsze tak miałam, na początku spadek, potem w górę i następnie jak nie skapitulowałam to wolny spadek.
Mam nadzieję że nie skapituluję...:))
W połowie marca, zapisałam sobie termin do dietetyczki...i wyobraźcie sobie najbliższy termin to 6 maja!!!! w godzinach dopołudniowych, bo popołudniu to dopiero gdzieś w połowie czerwca...masakra...
Cieszę się, że nie pozostałam na czekaniu i objadaniu się aż przyjdzie mój termin, ale wzięłam się za siebie. Nie będę rezygnować z tej wizyty, bo w sumie jest mi ona potrzebna, przynajmniej tak myślę, że się tam coś dowiem ponad to co sama wiem..:)) Ale jestem teraz w tak głupim czasie, że myślę iż fachowiec doradzi jak radzić sobie ze zwolnioną przemianą materii jaką mam ze względu na wiek dojrzałej nastolatki...:))) i ciągłe diety.
Jeszcze nigdy nie korzystałam z porad dietetyka, pora kiedyś spróbować...byle nie była to kolejna kasa wyrzucona na darmo...
Ponadto miesza mi się wszystko....mam na myśli ciężkie dni. Teraz mam przerwę przeszło 44 dni, innym razem miałam po 20 dniach....wiem że teraz tak jest, ale to zaczyna być wkurzające, ciągle muszę ze sobą nosić zabezpieczenie..:)) Ale niestety taka dola kobietek..:(.
To się rozpisałam, mam jeszcze coś w zanadrzu żeby się ewentualnie doradzić....całkiem z innej beczki.... ale jeszcze nie teraz...musi nam się wszystko powyjaśniać...
Buziaczki i udanej niedzieli..:))
Wczoraj miałam napięty dzień i tak się złożyło, że aktywność fizyczną zaliczyłam rano i wieczorem, bo w każdą środę chodzę na Latino solo - już prawie 2 lata...:)) dodatkowo od miesiąca chodzę również na angielski dla dorosłych, tak że ostatnio każdą środę mam zajętą do 21-szej..:))
Chyba za tą wczorajszą podwójną aktywność waga była dziś łaskawa i pokazała 77,00 kg. Tempo po zbóju, bo w trzy dni 2 kilo!!!!... Musiałam mieć niezły zastój wody w organizmie...:(.
Dziś rano aktywność zaliczona, posiłki w normie, podobnie jak w poprzednie dni...chodzi o przedział czasowy i podobną kaloryczność.
Jutro raczej ćwiczeń nie będzie, bo musimy po 5 rano wyjechać do Austrii. Jak pisałam wcześniej, moja połowice jest na chorobowym, a że należy pod austriacką krankenkasse to sobie zawezwali go na kontrolę, tak jak robi to nasz zus przy dłuższym chorobowym. Przy okazji chcemy wstąpić do firmy męża, bo już też wydzwaniają kiedy wraca, więc jutrzejszy dzień będzie w rozjazdach..
To ja już znikam i pozdrawiam serdecznie, planuję teraz wanienkę i chcę iść wcześniej spać. Miłego wieczorka papa...:))
Witajcie...:))
Z samego rana waga mnie mile zaskoczyła bo było kilo mniej, wczoraj zaczęłam przy 79,00 dziś było 78,00. Wiem, że to sama woda ale i tak cieszy..:))
Ćwiczenia zaliczyłam, wydłużyłam czas na bieżni o 5 minut ale czas ćwiczeń pozostał jeszcze bez zmian czyli 25 min.
śniadanko powtórka ze wczoraj...:)) ale uwielbiam omlety...mniam...:)) robię zawsze z dwóch jajek, łyżki otrąb owsianych zmieszanych z mielonym lnem i łyżkę płatków migdałowych. Niczym nie doprawiam, mieszam i na patelnie, potem troszkę dżemu lub serka homogenizowanego w zależności co mam..:)) Nieraz kroję na górę plasterki banana i obficie sypię cynamonem. I tak przeważnie wygląda moje śniadanie niezależnie od tego czy się odchudzam czy nie..:))
Zostały mi maliny więc drugie śniadanie również jak wczoraj, gorzej będzie z posiłkiem o 16, bo dziś pracuję do siedemnastej. Wzięłam ze sobą zupkę z Allevo i słoiczek jedzonka dla dzieci. Zostało mi z ostatniej akcji odchudzania- dieta słoiczkowa...:)) Musze się przyznać, że była skuteczna ale potem wyskoczyły moje urodziny i tak ciągnęło się aż do świąt wielkanocnych, tak że te 3 kg które zrzuciłam w dwa tygodnie wróciły, a zapas słoiczków pozostał, więc dziś wykorzystam jeden z zapasów..:))
Buzka i udanego dnia życzę...:))
A teraz coś dla uzupełmnienia tej dużej luki mojej
nieobecności...
....ostatnio mam sobie w miarę fajnie, bo nie jestem weekendową żonką...:) W październiku małżonek miał mały wypadek w pracy, efektem było zerwanie Achillesa, tak że do dziś jest na chorobowym. Na początku było ciężko ale im bardziej wraca sprawność nogi tym jesteśmy spokojniejsi. Niestety powoli będzie musiał wracać do pracy a, że pracuje w Austrii to znowu będziemy się widzieć tylko w weekendy, ale dużo lepiej niż jak pracował w Niemczech. Wtedy widywaliśmy się co 5-6 tygodni..:(.
Dzieci z domu na całego wyfrunęły....syn od już prawie 9 lat mieszka w Niemczech i jest zawodowym żołnierzem, a córka od prawie roku przebywa w Belgii, pojechała tam za swoim chłopakiem, rodowitym Belgiem. Kraj jej się podoba ale ma problem z pracą bo mimo że jest to część Belgii anglojęzyczna przy zatrudnieniu wymagają niderlandzkiego, a w tym języku nie mówi jeszcze zbyt biegle.
Od pewnego czasu myśli o wyjeździe do Kanady, gdyż ma tam możliwość podjęcia pracy w firmie naszego znajomego ale musi starać się o wizę pozwalająca jej podjąć pracę w Kanadzie. Natomiast o wizę może się starać przez specjalny program... International Experience Canada na Polskę jest ponoć tylko 800 miejsc. Zresztą dowiemy się jak otworzą inicjatywę a termin otwarcia przypada na jutro.
Z jednej strony kibicuję jej aby jej się udało, z drugiej trochę mnie przeraża ta odległość. Europa to Europa..:)) no zobaczymy co z tego będzie.
Podsumowując zostaliśmy sami z kotem i psem..:)) W kwietniu zeszłego roku za namową córki, kupiliśmy owczarka niemieckiego długowłosego, takiego samego jak nasz kochany Porto i na jego cześć nowy psiak dostał jego drugie imię rodowodowe -Advil.
Głupie to się wydaje ale Advil ma wiele cech Porta, najdziwniejsze było to, że jak przywieźliśmy go, to zachowywał się jakby wrócił do domu, nic nie skomlał za matką i wybierał wszystkie te miejsca które lubił Porto i do dziś tak mu zostało...:))
Ale się rozpisałam...ale przynajmniej w pigułce napisałam co się u mnie działo..:))
Buźka i miłego wieczorka...:))
ps.
cały dzień trzymałam się dietkowo..:))
Witajcie,
jakoś dziwnie mi się piszę wpisy po tych zmianach na Vitali, ale trudno...
Wstałam dziś trochę później niż zamierzałam bo o 5.35 i trochę czasu mi zabrakło, ale założenie związane z aktywnością fizyczną wykonane...:))
Przebrałam się w strój do ćwiczeń, zrobiłam zdjęcia jak do kartoteki policyjnej tyle, że w całej swojej krasie od stóp do głów, pomierzyłam się i ruszyłam tworzyć nowe dzieło...:))
Na ćwiczenia poświeciłam nie dużo bo zaledwie 25 min., wolę nie przeholować, bo potem na drugi dzień nic się nie chce.
Więc zaliczałam ćwiczenia rozciągające, potem szybki chód na bieżni z ustawioną prędkością 5 km na godzinę, a na koniec kilka ćwiczeń na mini atlasie.
6.30 - śniadanko - zjadłam omlet z bez cukrowym dżemem jeżynowym,
10.00 - II śniadanko - maliny z jogurtem naturalnym posłodzone stevią,
i zobaczymy co będzie dalej, bo na razie mamy 11.00...:))
na 13,00 planuję jabłko z cynamonem, na 16,00 kurczaka, z kaszą jaglaną i jakąś surówkę, na 19,00 koktajl z firmy..(zapotniałam nazwę)
Narka, miłego dnia życzę i do następnego wpisu..:))
...może to będzie jakiś przełom albo znowu chwilowy napad na dokonanie zmian..:( Oby to pierwsze...:) A zainspirował mnie pewien Amerykanin, który w rok zrealizował marzenie swojego życia..
https://vitalia.pl/gid,16517899,img,16517997,kat,26263,title,Szokujaca-przemiana-z-mezczyzny-w-kobiete,galeriazdjecie.html?ticaid=11280c
Pomyślałam sobie, skoro jemu się udało w rok osiągnąć taką przemianę, to ja głupich 15 kg nie zrzucę!!!!
I od jutra start:
- rano pomiary,
- seria ćwiczeń,
- zero słodyczy,
- poprawne jedzonko.
OBY MI TEN ZAPAŁ ZOSTAŁ JAK NAJDŁUŻEJ..:))))
Bużka i dobrej nocki