najlepszy weekend pod słońcem!!!
dojechaliśmy na pewną mini plażę, o której istnieniu nie miałam jeszcze pojęcia, o godzinie 22:22. było tam kilka, może cztery, może pięć grupek z namiotami, więc i my rozłożyliśmy się i... hyc do wody!!! woda była cudnie czysta i cieplutka!!! ale ciemno było, więc się fajnie pływało. ze mną popływał tylko Wojtek. reszta wymyślała tysiąc powodów, by jeszcze nie wejść do wody. a to, że jeszcze za wcześnie, że dopiero co przyjechaliśmy, a to, że już za późno i za zimno... a ja miałam to gdzieś i pływałam w tą i z powrotem, ponieważ było cudownie. powoli upijaliśmy drinki, aż w2 końcu chłopaki rozpalili drinki. było ich trzech, zaś my dwie. okazało się, że jednak przyjadą Tomi z Olą, ale po jakichś dwóch godzinach zostawili nas, bo już późno. swoją drogą, to jechać trzy godziny po to by wrócić po dwóch... ale to nie moja sprawa. jakie mieliśmy napady śmiechu, normalnie do bólu brzucha!!! muzyka z telefonów, czasami muzyka podsłuchana od sąsiadów, którzy biwakowali tam i impreza plażowa wrze!!! ja co rusz pływałam, nie tylko z upału ale dlatego bardziej, że woda to mój żywioł!!! a nad ranem, gdy obudziłam się jako pierwsza, to było trochę chłodno, wiec czekałam niecierpliwie, aż się słońce pokaże. Darek spał w namiocie, a my... Renia weszła do śpiwora i udawała, że śpi, później zmorzyło Wojtka, w końcu i ja przykryłam się śpiworem, ale zastanawiałam się nad D., który siedział i sączył kolejne piwo. widać było, że już zasypia, ale jak się odezwałam, to powiedział, że ktoś musi czuwać. odpowiedziałam, żeby się nie wygłupiał i położył, i jak się wyłożył pomiędzy mną a Renatą, tak po dwóch sekundach zasnął chrapiąc. i spał najdłużej ze wszystkich. rankiem więc założyłam maskę i pływałam nurkując nieco. ach jakie cudne rybki widziałam!!!! a jedna to była niesamowicie piękna!!! była trójkolorowa: pomarańczowo, błękitno zielona, fosforyzująca!!! no prześliczna!!! kilka razy ja widziałam, aż w którejś chwili Renata wróciła z morza, mówiąc, że jeden co łowi ryby złowił taką kolorową... no cóż... była sobie rybka... długo by pisać o tym weekendzie!!! wszystko było super, a na koniec niespodzianka... guma... no ale na szczęście było trzech facetów, więc bam bam zmienili koło na zapasowe i wróciliśmy powolutku... prowadził D., zajechaliśmy na Dafni, D. i Wojtek wysiedli, Renia wreszcie doczekała się, by prowadzić swój samochód. pomyliła drogę, tam gdzie byliśmy sześć minut od Pireusu, skręciła w prawo i dalej szukaj drogi , zjazdu by wrócić na Pireus... zamotała się przez swojego GPS-a, który non stop kazał skręcać w prawo... a tam gdzie kazał skręcić w prawo za dwieście metrów, tam akurat Renia nie dosłyszała i pośpieszyła się... gdy w końcu zajechaliśmy pod mój blok, zadzwonił D., pytając czy już śpię... za kilka minut porozmawialiśmy i nie chciał wierzyć, że dopiero wchodzę do domu... a gdy weszłam w drzwi.... masakra!!!! jak w piekarniku dosłownie!!! szybko drzwi i okna pootwierałam i wskoczyłam pod zimny prysznic, który trwał z godzinę!!! później do łóżka i spałam do niedawna jak zabita. jutro o piątej wstaję do pracy. popracuję tylko cztery godziny. szkoda, że musieliśmy wracać... zamieszkać na takiej plaży... ach marzenia!!!
jedziemy dzisiaj na plażę na Sunio.
jestem zdana na łaskę innych, ponieważ Sunio jest daleko a ja nie mam samochodu.... Ale cieszy mnie fakt, ze nie będę w domu siedziała!!! wczoraj odwiedziłam Renatę. Przyjechał do niej Darek i posiedzieliśmy sobie przy kawie. było fajnie. wtedy doszliśmy do wniosku, że zdało by się gdzieś pojechać. telefon od D. i już było wiadomo, że jedziemy na Sunio. tylko że Tomek, który ma samochód nie pojedzie bo jego kobieta nie ma ochoty jechać, więc została jeszcze Agata, ale i ona odmówiła, bo idzie gdzieś na imprezę do kuzynki, więc zostało nam się zabrać z Renatą... i git. tylko, ze ja chciałam zabrać Kasię i Martę, których jednak nie zabierzemy, bo nie mamy samochodów... i lipa... Kasia koleżanka Agaty też by pojechała, ma samochód, ale to nie moja koleżanka tylko Agaty, więc skoro Agata nie jedzie to i Kasia odpada i Piotrek... psia kość... szkoda, ze nie mam samochodu.... wielka szkoda...
moje przyjęcie urodzinowe było super!!!
Wciąż pamiętam tydzień przed, gdy nie mogłam się doczekać soboty. czas mi się dłużył okropnie, zaś teraz... Teraz jest już po wszystkim... Ale leci ten czas... Więc tak. Najpierw przyjechały Agata i Kasia. Byłam już gotowa. Od razu chciały drinka, bo na kawę "to sobie przyjadą innym razem". Zrobiłam nam po drinku i rozgadałyśmy się. Siedziałyśmy przed telewizorem, gdy usłyszałam jakiś hałas na klatce schodowej, ale najpierw pomyślałam , że to znowu u sąsiadów kłótnia, ale gdy wsłuchałam się w hałas odezwała się Agata, mówiąc, że ktoś mi śpiewa "sto lat"!!! Dotarło do mnie wreszcie, że właśnie "sto lat" słychać za drzwiami, więc szybko poszłam otworzyć drzwi. Kasia, Renata i Darek przyszli, a już się bałam, że nie dojadą. Tym bardziej Darek, ponieważ wymyślał sto powodów, a to, że na prezent nie ma, a to że mu głupio przyjechać bez niczego i takie tam. Ale wreszcie dotarło do niego , że pragnę by przyjechał i wypił za moje zdrowie. Później przyjechał Daniel i Wojtek, którego nie znałam wcześniej, ale zaprosiłam go, ponieważ Daniel mówił, ze Wojtek jest super człowiekiem. Ucieszyłam się, że poznałam nową osobę w tak ważnym dniu. Wojtek okazał się być super chłopakiem. I jest w moim wieku. Ma świetne poczucie humoru i jest gentelmanem, jak Daniel. Zrobiłam najpierw kurczaka - pajdakia, który był super smaczny. Najpierw nikt nie chciał się częstować, a to, bo dieta, a to, bo się wstydzi, ale w końcu każdy wziął po kawałku i okazało się, że wszystkim smakowało. Poszła jedna butelka wódki, potem Martini się skończyło, potem kilka piw, aż w końcu chłopaki zabrali się na miasto w poszukiwaniu alkoholu. Poszła kolejna butelka wódki i wszystkim humory dopisywały. Aż wrzało w mieszkaniu. Podobało mi się to, że ludzie czują się dobrze u mnie. Tak wiem, ze opisuję to jakoś drętwo, ale poważnie było super!!!! Pierwsze wybyły się Agata i Kasia, a my zostaliśmy i bawiliśmy się dalej. Darek mnie trochę wkurzył, gdy po raz kolejny wspomniał, że już musi iść do domu, bo rano pracuje, ale nie wychodził, co mnie cieszyło. Zrobiłam jeszcze wieprzowinę , którą tak jak kurczaka zamarynowałam w przyprawach, co dało jej cudowny smak i okazało się, że było jej trochę za mało... Było pyszne!!! Po Kasię przyjechał jej facet, po czym około 3:30 została Renata, jak również Daniel i Wojtek. Wytrwaliśmy do rana. Trochę oglądaliśmy Jasia Fasolę, po czym już nad ranem Renia położyła się spać na łóżku, zaś Wojtek poszedł na balkon, na kozetkę... Ułożył się tam, choć wiadomo było, że nie jest mu tam zbyt wygodnie, ale spał twardo. W końcu sen znużył i Daniela, wiec go zostawiłam na kanapie i poszłam położyłam się obok Renaty. Spaliśmy do około 9, tak mi się wydaje. Ja pierwsza wstałam, po czym obudził się Wojtek, z którym siedzieliśmy na balkonie i rozmawialiśmy, żartowaliśmy sobie. On jest naprawdę super!!! Dołączył do nas Daniel, a jak już obudziła się Renata, to zrobiłam wszystkim kawę frappe, tosty, a i też kanapeczki podgryzaliśmy, a były pyszne. A to jeszcze po piwku co niektórzy wypili, albo i po dwa. Nie chciałam by wychodzili... Daniel jeszcze znalazł w swoim plecaku butelkę wódki i dużą paczkę paluszków, i mi je wręczyli, jako że dla mnie to przywieźli, ale zapomnieli... Tak wiec jedna butelka wódki chłodzi się w lodówce i czeka na kolejną imprezę... Czułam się cudownie. No ale w końcu musieli wrócić do domu. Szkoda mi było, że Renia też odjeżdżała, ale cóż począć... W końcu zostałam sama w moim domku... I? Wykąpałam się, włączyłam klimatyzację i zasnęłam... Jednak trudno mi było zasnąć, ponieważ wciąż czułam niezmierną radość z udanego przyjęcia!!!! Czułam się tak naładowana pozytywną energią, że, gdyby mnie ktoś wtedy zobaczył, to pomyślałby, że naćpana jestem!!!! Ale ja poważnie cieszyłam się, że goście dopisali i że wszyscy byli zadowoleni!!! Z tą radością wypisaną na mojej twarzy zasnęłam... Mocny, głęboki sen... Daniel zadzwonił, po raz kolejny powiedział mi, że jedzenie było pyszne a drinki były mocne... Mówił, że jest bardzo zadowolony z weekendu. Ja też jestem baaaardzo zadowolona z moich trzydziestych urodzin!!!! Ale to baaaaaaaaaaaardzooooooooooo!!! Tyle zapamiętałam na tą chwilę... Ten tydzień też był super!!! popracowałam trochę i dorobiłam, opłaciłam kilka rachunków, oraz mieszkanie, a jutro mam w sumie wolne, dlatego jeszcze nie śpię... Pozdrowionka!!!! I dobrej nocki!!!!!
dziękuję!!!!
bardzo dziękuje wszystkim za miłe słowa i za życzenia urodzinowo- imieninowe!!!!! dziękuję, dziękuję, i jeszcze raz dziękuje!!!!!!! impreza w sobotę była przecudna!!!!! i trwała do 11 w niedzielę rano!!!! było super!!!
a w dzisiejszym dniu wyglądam tak...
czy ja wyglądam na 30 lat??? nie!!!!!!!!! za nic w świecie. jeszcze niedawno jak wczoraj jakiś facet dał mi 27 lat... tak wie.c wszystko gra!!!!! a życie naprawdę zaczyna się po trzydziestce??? sprawdzę na własnej skórze!!!! dziękuję za życzenia!!!!!!!!!!!!!! buźka!!!!!!
aaaaa!!!!!
nie mogę się doczekać moich gości urodzinowych!!!!!!! rano byłam w pracy 4 godziny, ale mi się dłużyły jak jeden długi dzień!!!! wciąż myślałam o tym, czy ktoś w ogóle przyjdzie i jak to będzie!!! niedawno rozmawiałam z kilkoma osobami, już są w drodze. jejku!!!!! i nie zapomnijcie napić się za mnie!!! tak!!!! będę miała 30 lat!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!