Moja aktywność - spaliłam 2503 kcal
krokomierz,41710,358,2503,33120,27529,1448552769
Dodaj komentarz
Moja aktywność - spaliłam 1925 kcal
krokomierz,32080,275,1925,44550,21173,1448395189
Dodaj komentarz
Moja aktywność - spaliłam 4053 kcal
krokomierz,67551,579,4053,44811,44584,1438535758
Dodaj komentarz
Moja aktywność - spaliłam 1061 kcal
krokomierz,17684,152,1061,20642,11671,1438457879
Dodaj komentarz
Moja aktywność - spaliłam 2294 kcal
krokomierz,38231,327.56970214844,2294,36391,25232,1436313780
Dodaj komentarz
Moja aktywność - spaliłam 2294 kcal
krokomierz,38231,327.56970214844,2294,36391,25232,1436313780
Dodaj komentarz
polska "gościnność"
Niektórzy naprawdę nie rozumieją słów "nie, dziękuję"! Nie chcę więcej ciasta/drinka/sałatki, już się najadłam, wszystko jest pyszne, ale jestem pełna-jak jeszcze można odmówić, kiedy ktoś nieustannie namawia nas do kolejnej porcji? Czy zwykłe, oklepane "nie" tak bardzo straciło na wartości, że do nikogo już nie przemawia?? O ile w miarę łatwo uzasadnić decyzję o nie piciu alkoholu (chociaż dla mnie nakłanianie do picia samo w sobie jest niekulturalne jeszcze bardziej niż do jedzenia-tutaj absolutnie "nie" powinno oznaczać "nie", bez dodatkowych tłumaczeń), z jedzenia wykręcić się trudno-nie powiem przecież, że biorę antybiotyk czy prowadzę i dlatego nie zjem jeszcze kawałka karkówki... W ostateczności używam już, choć ciągle niechętnie, sformułowania "jestem na diecie". I nie dlatego, że to ukrywam czy się tego wstydzę! Wiem, co się będzie potem działo! "A, kawałek ci nie zaszkodzi; każdemu coś się należy od życia; dzisiaj moje urodziny, zrób sobie dyspensę; tak się napracowałam, nie chcę teraz wyrzucić tyle jedzenia; dieta to ściema, i tak nic nie daje, zresztą i tak wyglądasz świetnie, nie potrzeba ci odchudzania bla bla bla bla". Skupiam na sobie uwagę wszystkich gości, którzy w myślach oceniają, czy ta dieta fakycznie jest mi potrzebna czy nie (oczami wyobraźni już widzę jak po powrocie do domu omawiają każdą moją fałdkę) i oceniają, czy ładnie się zachowałam czy nie, odmawiając zjedzenia tego, nad czym gospodyni tak mocno się przecież napracowała. A ja, zamiast w poczuciu dumy i zadowolenia z siebie z powodu silnej woli i nieulegania pokusom, wychodzę z imprezy pełna - jedzenia i... wyrzutów sumienia.... Bo nawet jeśli wytrwałam w swoich postanowieniach-uraziłam gospodynię, jeśli zaś nie wytrwałam-wiadomo.... Wniosek - bądźmy mniej "gościnni"!! ;)
Imprezowo
Tak sobie myślę, że na imprezkach różnego typu nie powinno w ogóle być jedzenia ;) Bo o ile łatwo jest wytrwać w diecie na co dzień, kiedy jesteśmy zaganiani i niemal nieustannie zajęci, to w towarzystwie, przy suto zastawionym stole przeróżnymi pysznościami, którymi zazwyczaj chcą popisać się gospodarze, trudno nie sięgnąć choćby po trochę sałateczki, jeden koreczek, a może tylko cieniutki paseczek ciasta.... A potem kiedy dojdzie do tego jeszcze alkohol, niepokojąco łatwo stracić kontrolę... Odizolowanie się od reszty świata nie jest rozwiązaniem, ale jak odizolować się od imprezowego stołu i wszystkiego, co jest on w stanie udźwignąć? Nie znalazłam na to jeszcze sposobu... Walczę i walczę, ale na coś zawsze się skuszę, ponaglana ofertami gospodarzy-że sałatka taka pyszna, kurczak przyrządzony w najmodniejszy sposób, a kiełbaska taka swojska.... Jedyne pocieszenie, że większość moich znajomych uwielbia tańczyć więc po biesiadzie zazwyczaj lądujemy na parkiecie i może chociaż trochę spożytych kalorii umyka wśród pląsów. Ale część na pewno zostaje ze mną....
(Kolejny) nowy początek
Jak zazwyczaj - od poniedziałku zaczynam odchudzanie... Planów tysiące, pomysłów miliony, silna wola postawiona w stan gotowości... Zobaczymy na jak długo. Nie chcę znów sobie mówić, że "tym razem się uda", bo "ten" raz jeszcze nie nadszedł jak do tej pory, a każdy jest kolejną próbą, trwającą krócej lub dłużej, z większymi lub mniejszymi sukcesami, ale zawsze z takim samym zakończeniem-powrotem do starej wagi plus vat... Zobaczymy.