Już nie płaczę.
Aż mi wstyd teraz, że tak się rozkleiłam kilka dni temu.
Czas szybko leci i za tydzień będę już w domku.
Dzisiaj jeszcze sprzątam i pakuję się do szpitala.
Mam nadzieję, że faktycznie spędzę tam tylko kilka dni.
Mam stawić się w poniedziałek w południe na oddziale chirurgicznym.
We wtorek zabieg usunięcia woreczka żółciowego a w czwartek powrót do domku.
Musiałabym mieć ogromnego pecha gdyby mi się nie udało.
Już nie mam tak destrukcyjnych myśli jak wcześniej.
Zresztą muszę wrócić bo w pracy mam mnóstwo nie dokończonych spraw.
Plany na przyszłość - idę na studia o kierunku rachunkowość i finanse.
Mam też do pozbycia się sporo ciężkich kilogramów.
Zresztą mogę tak wymieniać bez końca.
To jeszcze nie mój czas na odejście.
Bardzo dziękuję za słowa wsparcia.
Na prawdę mi pomogły.
Szczerze to myślałam, że od tamtego dnia będzie tylko gorzej.
Stało się jednak inaczej.
Zapanowałam na strachem.
Nadal się boję ale już nie panikuję.
Będzie dobrze i szybko do Was wrócę.
A co do diety to samo jakoś mi ubyło pół kilograma - wiem, że to okrutne tak pisać. A może to tylko zwykłe wachnięcie się wagi? Już nie waże się każdego dnia.
Tylko, że niestety z wesela przywieźliśmy trochę ciasta i tak je podjadam po małym kawałku. Właściwie to już go nie ma i bardzo dobrze. Jem teraz bardzo mało bo trzustka ciągle przypomina mi o swoim istnieniu i bardzo muszę uważać.
Zdaję sobie sprawę, że po operacji będę musiała uważać jeszcze bardziej, przynajmniej przez jakiś czas. Liczę, że będzie sprzyjało to dietkowaniu.
Kurcze będzie mi Was brakowało przez te kilka dni.
Szkoda, że nie mogę zabrać komputera ze sobą.
Zresztą zaczynam być ciekawa jak tam będzie?
Czy pielęgniarki nie będą zołzowate i czy da się z nimi dogadać. Tyle się o nich słyszy sprzecznych informacji. Zobaczymy. Zresztą mam nadzieję, że po powrocie zdam Wam szczegółową relację.
Zdjęć z wesela jeszcze nie mam.
Moje Kochanie miało mi zrobić zdjęcia w tunice ale ostatnio wraca tak zmęczone z pracy, że nie mam siły go zamęczać. Może jutro...?