1 dzień diety Cambridge.
Teraz mogę już zacząć odliczać.
Dieta wreszcie doszła i wszystko się zgadza. Dokładnie jak zamówiłam.
Bardzo się cieszę.
Mam ogromną motywację na przeprowadzenie tej właśnie diety.
To ona wyciągała mnie z tych największych tarapatów wagowych.
Zrobiło się dzisiaj znacznie chłodniej i postanowiłam ubrać spodnie, których nie zakładałam z dobry miesiąc. Ledwo w nie wlazłam!
Aż trudno było mi uwierzyć, że aż tak przytyłam.
Więc dieta przyszła w ostatniej chwili.
Zaczynałam się już nawet gorzej czuć (bóle głowy).
Mysle, że teraz będzie już tylko lepiej.
Pamiętam, że jak kiedyś stosowałam te dietę to bardzo poprawiła mi się cera, paznokcie, włosy. A energia to mnie wprost rozpierała. Oczywiscie były też chwile gdy bardzo trudno było mi się oprzeć jedzeniu. Brakowałao mi smaku w ustach. Wszak nie wolni ci nawet zjeść skórki od jabłka. Jeśli sie skusisz wraca uczucie głodu i jest jeszcze trudniej.
Dzisiaj czuję się wspaniale.
Właśnie zjadałam sobie zupkę jarzynową - pycha.
Następne posiłki będą o 13 i 17, a miedzy nimi woda, dużo wody.
Dam radę!
Jestem bardzo zmotywowana a to najważniejsze.
Rok temu na tej diecie schudłam dobre 10 kg.
Mam nadzieję, że i tym razem mi się uda.
Choć miałam wówczas wpadki i nie wytrzymałam do końca diety.
Tym razem chce wytrzymać bo warto.
No dobra a teraz muszę zająć się pracą i nie myśleć już o diecie.
Za trzy tygodnie te zbyt ciasne spodnie będą ze mnie spadać.
Trzymajcie się Kochane Vitalijki!
15:10 Wodę piję i nawet chce mi się pić. Tak po troszku, małymi łykami. Czuję się bardzo dobrze, a co najważniejsze nie czuję głodu i nawet nie myślę o jedzeniu a raczej o tym co będę robić w domu gdy wrócę z pracy - generalne porządki mi się marzą!
Jak tu z sobą wytrzymać?
Normalnie jestem dzisiaj pełna jadu.
Muszę bardzo uważać by nie wybuchnąć.
Domyślam, że ten stan bierze się z tego, że za tydzień będę mieć okres.
Zawsze jestem nerwowa tydzień wcześniej.
Choć trochę powodów do złości mam.
Już ponad miesiąc temu zapłaciłam na allegro pewnej pani za uszycie welonu i bolerka do sukni ślubnej. Kobieta ociąga się bardzo. Nie rozumiem jej postępowania. Niech jeszcze nawali poczta to się chyba wścieknę.
Zamówiona dieta Cambridge jeszcze nie doszła. Moja nadzieja na zmieszczenie się w sukienkę ślubną. Normalnie ręce opadają.
Jedno z zaproszeń ślubnych wysłane priorytetem mimo, że minęły już dwa tygodnie jeszcze nie dotarło.
Mam też problem z kupnem rajstop do sukienki ślubnej. Nigdzie nie mogę dostać mojego rozmiaru.
Dobre...w pracy zakwitł nam katus. Kwiat prześliczny ale jaki śmierdzący!
Normalnie szok! Śmierdzi padliną.
15:00 - Dieta przyszła! Super! Jeszcze na pocztę i mogę zaczynać.
Odliczanie zacznę od jutra. Moje 21 dni z dietą. Kurcze sama jestem ciekawa jak będzie tym razem.
Co tam dzisiaj słychać?
U mnie zdecydowanie lepiej jeśli chodzi o ból głowy, bo ustąpił.
Czuję teraz, że mogę góry przenosić, aż chce się żyć.
Jeśli chodzi o dietę. To wczoraj przesadziłam z kolejna miseczką płatków i nektarynkami.
Nadal nie doszła do mnie zamówiona dieta Cambridge a czas leci.
Mam nadzieję, że dzisiaj będzie już do odebrania na poczcie.
Co do przygotowań ślubnych to wczoraj odbyliśmy ostatnią obowiązkową wizytę w Poradni Rodzinnej (chyba tak się to nazywa). Pani przystawiła pieczątki i złożyła podpisy na kartkach do spowiedzi, i kolejna sprawa załatwiona. A do spowiedzi nie prędzej jak na tydzień przed ślubem. W Kościele wszystko złożone i spisane. Pozostały tylko opłaty. To jednak mamy załatwić na chwilę przed ślubem gdy będziemy oddawali kartki od spowiedzi.
Obrączki zamówiliśmy w minioną sobotę. Zostawiłam też pierścionek zaręczynowy do powiększenia bo teraz będę go nosić na innym palcu.
Dałam też złoty łańcuszek do naprawy. Chcę go założyć do sukienki ślubnej. Jest bardzo delikatny. Do tego zawieszka w kształcie malutkiego serduszka a na uszy delikatne złote kolczyki z cyrkoniami. Myślę, że takie delikatne ozdoby będą stosowne.
No to do roboty - koniec marudzenia.
kolejny dzień
...dzisiaj czuję się paskudnie bo trzeci dzień boli mnie głowa.
Nadzieja w tym, że minie jutro, bo jeśli już boli mnie głowa to przestaje po trzech dniach.
A co do diety to zupek już nie mam a nowe jeszcze nie dotarły.
Staram się pilnować.
Mam gdzieś tam zakodowane, że jak głowa boli to trzeba coś zjeść.
Więc jeszcze i to.
Staram się i nie poddaje się.
Mam nadzieje, że dzisiaj dojdą do mnie te zupki i będę mogła zacząć dietę na dobre.
Zacznę też od tego dnia na nowo odliczać dni diety by innych osób, które byłyby zainetresowane jak na mnie podziała dieta Cambridge nie wprowadzać w błąd.
Moja deta będzie zgodnie z planem wynosić 21 dni.
Mam nadzieję, że uda mi się schudnąć 10 kg.
I moja sukienka ślubna by wyglądała na mnie dość przyzwoicie.
Moje Kochane zostało mi już tylko 7 tygodni do ślubu. (13.09.2008).
Dzsiaj rano waga pokazała mi 108,00 kg.
Spokojnie jak tylko będę miała zupki to zacznie spadać.
Pewnie Was zaskoczę ale sprzedałam mojego orbitreka.
No nie lubię ćwiczyć i już.
A to bidactwo i tak służyło mi za wieszak, który zajmował sporo miejsca w moim malutkim mieszkanku. A pieniądze na wesele potrzebne.
Przez trzy lata może ćwiczyłam na nim najwyżej przez dwie godziny i to w pierwszym roku.
Więc po co się oszukiwać.
Trzymam za Was kciuki!
2 dzień diety Cambridge.
Jest ok.
Niestety po zweryfikowaniu zapasów pozostałych zupek Cambridge okazało się, że zostało mi tylko kilka paczek makaronu.
Myślałam, że mam ich więcej. Trudno!
Wczoraj ratowałam się po południu sałatką z pomidorów i miseczką płatków. Dopadł mnie ból głowy ale wytrzymałam i nie najadłam się tym razem.
Dzisiaj rano na wadze było 107,90 kg. Super!
Zawsze to coś.
Nim dotrą do mnie zupki pocztą na całą dietę, postaram się jeść delikatnie i pilnować kaloryczności. Jak to dobrze, że lubię pomidorki.
Kalorii prawie wcale a tak wspaniale wypełniają brzusio i mało pracy przy nich.
Boli mnie jeszcze głowa ale solpadeine jest bardzo pomocne.
Dzisiaj na śniadanie była ostatnia zupka z zapasów - koszmarny żurek.
Zapiłam wodą i poczułam się lepiej. Jest sycąca - to fakt.
A teraz do pracy!
1 dzień diety Cambridge.
Zdecydowałam się jednak przejść na dietę Cambridge.
Aby szybko osiagnąć bardzo dobry efekt nie robiąc sobie krzywdy mogę polecić tę właśnie dietę.
Nie jest to łatwa dieta bo zjadasz tylko trzy specjalne zupki dziennie i na tym koniec. Pijesz oczywiście wodę. I tak przez trzy tygodnie. W nagrodę masz nawet do 9 kg mniej. Oczywiście różnie to wygląda u poszczególnych osób. Ja nawet gubię 10 kg. Odpowida mi ta dieta bo nie muszę gotować i po kilku dniach brzusio się kurczy i nawet nie czujesz głodu. Już stosowałam tę dietę.
Oczywiście cudów nie ma. Trzeba się potem pilnować.
Ostatnio bardzo przytyłam. A przy normalnej diecie nie schudnę tyle do mojego wesela.
Sporo to kosztuje bo aż 426,00 zł będę musiała zapłacić za cały zestaw zupek na 21 dni.
Dzisiaj paczka zostanie do mnie wysłana, więc jeszcze trochę poczekam.
Ale mogłam zacząć od dzisiaj bo zostałao mi jeszcze trochę zupek z zeszłego roku.
Dzisiaj na śniadanie zjadałam żurek (paskudztwo).
Zupka jest sycąca i faktycznie nie chce mi się jeść.
Następną zjem o 13.00.
A ostani posiłek w postaci specjalnego "Cambridgowego" makaronu ok 17.00.
A moja waga?
Dzisiaj rano ważyłam 108,30 kg
Same widzicie jak bardzo przytyłam.
Ale tak to jest gdy objadam się wieczorami.
Nie chcę zmieniać wagi na pasku Vitalii.
Mam nadzieję, ża za trzy tygodnie będę ważyć 99 kg.
Zresztą będę pisać w pamiętniku moje zmagania z wagą i detą Cambridge.
Dzisiaj czuję się bardzo dobrze.
Motywacja też na wysokim poziomie.
A teraz do pracy!
Mam plan!
Przemyślałam i doszłam do pewnych wniosków.
Ano - tak dłużej być nie może!
Zapuściłam się strasznie.
Przyznam się Wam choć tyle, że moja waga jest (o zgrozo) dużo wyższa niż ta na pasku.
Wiem jedno - do wesela muszę miec przynajmniej to co jest na pasku Vitalii.
A jak się postaram to jeszcze moge przesunąć tego ślimaka na mniejszą wagę.
A może najwyższa pora by zamienić ślimaka na coś innego?
Mój plan jest dość prosty.
Zrobiłam sobie różne symulacje wagi. Tzn ile mogę schudnąć minimum a ile maksymalnie do dnia ślubu. Wiem jedno szału to ja już w sukni nie zrobię ale mogę jeszcze uratować się przed katastrofą.
Zdecydowałam też, że zrezygnuję z diety Vitalii. Jest ok ale ja nie umiem, aż tak bardzo trzymać się tego planu, a na zmiany go nie mam czasu. Szkoda mi tylko, że będę musiała rozstać się Panią Emilią - moją dietetyczką bo bardzo ją polubiłam.
Nie lubię zbyt urozmaicać sobie jedzenia i muszę jak najmniej czasu spędzać przy robieniu potraw bo zaczynam się łamać.
Śniadanie to podstawa - więc będę jeść płatki lub musli z mlekiem.
Żadnych słodyczy i tłuszczu, i zadnego jedzenia po 18,00.
Dużo wody małymi łykami.
I warzywa! Malutki posiłek co trzy godziny.
Pilnowanie kalori by nie przekroczyć 1000.
Będe gotować sobie zupę Kwaśniewskiego
Zobaczymy...?
No i gdzie ta mobilizacja?
...nie widać!
...nie słychać!
...ani nawet nie czuć!
Aniu!
Kobieto!
Do roboty!
Liczysz na komputerową obróbkę zdjęć ślubnych?
O naiwności!
A co z tańcem?
Tak lubisz tańczyć,...no to pomyśl o ile wygodniej i mniej boleśnie będzie Ci się tańczyć z każdym kilogramem mniej.
Dziewczyny Kochane dajcie mi jakiegoś wspomagaczo-mobilizatora bo zupełnie nie mogę zabrać się za siebie.
Jak tak dalej będzie to faktycznie zamiast brać za dietę będę musiała pomyśleć jak tu sukienkę powiększyć.
U mnie zaczyna się wariactwo z porządkami. I pozostało jeszcze parę spraw do załatwienia.
No tak a na jedzenie i tak Ania znajdzie zawsze czas!
No to od dzisiaj zamieniam go na zaglądanie do Waszych pamiętników.
Postaram się ponadrabiać wszystkie zaległości.
A teraz biorę się do pracy!
Znam wynik!
Przez ostatnie trzy tygodnie żyłam w stresie egzaminacyjnym i jeszcze w strachu co do wyniku z cytologii.
Egazminy zakończyły się ok, a dzisiaj poznałam wynik cytologii i też jest ok.
Bardzo się cieszę.
Bałam się bo wynik z przed półtora roku był zły. Nie poinformowano mnie o tym. Byłam zupełnie nieświadoma, że coś złego się dzieje.
Ale jak się teraz dowiedziałm mój organizm sam się uporał ze stanem zapalnym i nie mam komórek rakowych. Tzn, że stan zapalny nie skończył się rakiem.
Normalnie chce się żyć!
Teraz mogę myśleć o diecie. Wcześniej zastanawiałam się, że może za chwilę dowiem się, że pewnych rzeczy nie mogę jeść.
Jeny! jakie to głupoty przychodzą do głowy.
Mój ślub 13 września tego roku!. Jeszcze wczoraj rozmawiałam z Piotrem, że może zmieni zdanie jeśli wynik będzie zły, że po co mu chora żona. Piotr stwierdził, że to nie ma dla niego żadnego znaczenia, a właściwie wpływu na decyzję o małżeństwie.
Z Piotrem dogadujemy się bardzo dobrze.
Nie ma żadnych problemów z piwem. Jest w rozsądnych ilościach na koniec pracowitego tygodnia. I mam nadzieję, że już tak zostanie.
A co do ślubu to właśnie rozwoziliśmy zaproszenia.
Jakoś bałam się tego.
Co powiedzieć i z jaką reakcją się spotkam.
Widzę, że jakaś dziwna się robię.
A w dniu ślubu to nie wiem czy z tego stresu to nie ucieknę.
Zdecydowanie wolę być gościem na takich imprezach.
No i dieta. Mam nadzieję, że teraz gdy wszystko już się wyjaśniło przestanę podjadać.
A teraz koniec przerwy i do pracy!
No to już trochę doszłam do siebie...!
Dzisiaj o godzinie 11,00 miałam ostatni egzamin (statystyka).
Nerwy w strzępach ale udało się! Zaliczone!
Wracając ze szkoły odwiedziłam zaraz Rodziców.
Niestety jakoś jeszcze nie mogłam dojść do siebie. Zjadłam tylko obiad i wróciłam do swego mieszkanka.
Te całe egazminy kosztują mnie tyle zdrowia! To prawdziwy koszmar!
Czy kiedyś uda mi się nad nerwami zapanować?
Wreszcie będę mogła odstawić "kolę" i kawę, i tabletki uspokajające i całą resztę pseudo-wspomagaczo-wspieraczy.
To co jeszcze mnie boli to zupełne niezrozumienie sposobu oceniania przez całe to doktorstwo.
Wspomnę o mikroekonomii.
Przygotowałam się dobrze i nawet pytania mi podpasowały. Po egzaminie dla świętego spokoju sprawdziłam odpowiedzi i były ok. Myślę no to 4 mam na bank, a może nawet 5, a tu moje Kochane 3+. I co Wy na to?
Wiem - powiecie - Aniu przyzwyczaj się - na studiach to normalne.
Napisałam bardzo szybko odpowiedzi ale nie oddawałam testu bo pomagałam koledze. Wszystko prawie mu podyktowałam, nawet pomogłam wyliczyć zadanie. Pisał bezokolicznikami i też ma 3+. A ci co za mną ściągali nwet 4+ i 5. Wiem, to że umiesz wcale nie znaczy, że zaliczysz.
A prawdę mówiąc to został mi jeszcze jeden egzamin a dokładnie poprawka i to w dniu mojego ślubu. I to z przedmiotu, który mam - jak to się mówi - dobrze obryty. I jak na złość chyba moja kartka spadła mu z biurka i tym sposobem nie zaliczyłam. Mam puste miejsce w indeksie. Kochane finanse publiczne. Będę je sobie czytać każdego dnia na dobranoc do września by nie zapomnieć i zaliczę nawet gdyby miał mnie odpytać.
Dość na tym.
Wracam do Was na dobre i biorę się za mój tłuszczyk, którego mi jeszcze przybyło przez wieczorne uczenie i podjadanie.
No to start!
P.S. Dziękuję za trzymanie kciuków - Kochane Jesteście!