Powrót do pracy okazał się trudny. Jestem chora.... i co tu dużo gadać...
Całe szczęście, że czwartek wolny.
Ostatnio dodane zdjęcia
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 20061 |
Komentarzy: | 531 |
Założony: | 12 stycznia 2009 |
Ostatni wpis: | 18 sierpnia 2016 |
Postępy w odchudzaniu
Powrót do pracy okazał się trudny. Jestem chora.... i co tu dużo gadać...
Całe szczęście, że czwartek wolny.
a na ruinach wyrośnie trawa, świeża i
soczysta...tirli, tirli... czyli głupawka
pomroczna
Moje mieszkanie to teraz jedno wielkie gruzowisko. Za kilka dni muszę się wyprowadzić, bo już nie będę miała gdzie spać. Padam ze zmęczenia, bolą mnie plecy, zbrzydłam jak nie wiem co, a jutro do pracy. He, he.... i te komentarze, że mi było tak dobrze i że sobie odpoczęłam na urlopie. Scyzoryk się w kieszeni otwiera...ale trzeba tę żabę przełknąć, bo nie wszyscy muszą wiedziec, co i jak... Włączam więc wewnętrzne "piękno" i
ZACZYNAM ROZTACZAC AURĘ SZCZĘŚLIWOŚCI
Zanim jednak to nastąpi, kolejne pudła trzeba przewieźć do schowka. Nie ma rady, jestem na takim etapie remontu, że odwrotu nie ma.... Pocieszam się, że będzie cudownie po wszystkim, choć teraz pył zatyka mi wszystkie pory w skórze. Chyba jestem przez to cięższa, chociaż schudłam na pewno, bo dawno tak nie harowałam fizycznie. Godzina na stepperze przy tym to pryszcz.
Nic nie mogę znaleźć, więc dodatkowo skaczę po stosie kartonów w poszukiwaniu zaginionej ładowarki etc. a przyczajony telefon naśmiewa się ze mnie, jakby wiedział gdzie jest ukryty krem do rąk....
POWIETRZA!!!!
A na dworze tak pięknie... Jak się to wszystko skończy to znowu wezmę kilka dni wolnego i ucieknę gdzieś na zieloną trawkę. NIe wiem, jak ci budowlańcy mogą pracować w takich warunkach. Trafiłam na dobrego fachowca, chociaż jest to najbardziej małomówny człowiek, jakiego w życiu spotkałam. Pracuje jednak solidnie, zna się na rzeczy i nie traci czasu na głupawe opowiastki.
tirli, tirli, tirli...fiu, fiu, fiu....
Finito encantate
Remont i dieta nie idą w parze. Nie śpię, zasuwam, jak mały robocik, a i tak końca nie widać. Ale jestem przeszczęśliwa, że wreszcie.... Za miesiąc będzie pięknie i świeżo i wreszcie można będzie odetchnąć (mimo wyzwań, które już mi się szykują od połowy czerwca w pracy, brrr - ale trzeba łapać szanse, bo mogą nie wrócić).
Nowe życie. Wszystko to, co do tej pory zabierało energię, zniknie. To niesamowite, ile rzeczy można jeszcze wyrzucić przy okazji remontu. A myślałam, że już pół domu wyrzuciłam. W sumie niezłe ćwiczenie, takie bieganie do śmietnika, tam i z powrotem. Po co ja nazbierałam tyle gazet i tym podobnych śmieci? No ale.. jak życie człowieka dopada, to tak się dzieje, nie o wszystkim można myśleć. Przychodzi jednak taki moment, żeby zmienić kurs i pójść w stronę słońca ;)
Wyrzucam ze słownika słowo "ZNOWU"
Słowo "znowu" powinno się wyrzucić ze słownika. Zwykle używa się go w sytuacjach negatywnych np. znowu przytyłam, znowu się nie udało, znowu się spóźniłaś, znowu nawaliłaś ... itp. Zdecydowanie rzadziej mówi się : znowu pięknie wyglądasz, znowu jesteś na czas, znowu wykonałaś fantastyczną robotę itp. Jak się coś robi dobrze, to to jakby ma być normą, od której odstępstwem jest zrobienie czegoś choćby trochę gorzej. . A jak się coś nie uda, to porażka, nagana, napiętnowanie i tygodnie depresji i np. ... zajadania się słodyczami.
Ludzi puszystych należy traktować delikatnie. Puszysty jest przytulaśny i ma przed sobą piękną szczupłą przyszłość!!!!
Eh, co ja świat chcę zmieniać...
Ale nie godzę się na wpędzanie mnie ciągle w dół, bo coś tam nie wyszło.
Nie schudłam - JESZCZE
Utyłam - SCHUDNĘ!!!!
THE END
wyznania "sfrustrowanej pracoholiczki"
Chyba mnie niektórzy znienawidzą za ten wpis. Dla mnie to jednak kwestia osobista - najfajniejsze w świętach jest to, że się kończą i że tydzień pracy po świętach trwa np. tylko cztery dni jak teraz.
Jakiekolwiek święta mamy i jakkolwiek chciałabym, żeby były cudowne, takie niestety nie są. Zaburzają tylko normalny rytm i potem trzeba się znów przyzwyczajać do "normalnego życia" . I WCALE NIE CHODZI O PRZEJEDZENIE.
Mnie to "zwyczajne życie" odpowiada po prostu bardziej, bo:
- nie muszę się martwić, że się spóźnię na świąteczny obiad i będzie awantura
- nie muszę się martwić, że nie zrobię wszystkich zakupów i np. okaże się, że nie mam groszku do sałatki
- nie muszę się stresować, że komuś nie będzie smakowało
- nie muszę stać przy garach i obsługiwać nie wiedzieć czemu całej rodziny z plusem, która nie wiedzieć czemu uważa mnie za zaopatrzeniowca, kucharkę, kelnerkę, sprzątaczkę i kierowcę w jednym i się dziwi, że jeszcze nie jestem gotowa...zzzz... zresztą skutecznie zajmie mi łazienkę właśnie wtedy, kiedy powinnam wziąć prysznic... zzz... i znowu się dziwi... tak, tak,.... dziwny jest ten świat , a baby mają wieczny okres...
- wolę się spocić choćby na steperze, a nie w biegu od jednego gara do drugiego...
- nie wiem, jak bym się starała, nie odpoczywam w święta...
- im bardziej się staram, tym bardziej jestem zmęczona
- choć brzmi to paradoksalnie, cieszę się, że jutro idę do pracy, bo wreszcie odpocznę....
zzzzzzzz....
i proszę, niech nikt nie mówi, że powinnam się lepiej zorganizować, ustawić rodzinę, wyjechać itp...
jutro będzie pięknie, a teraz po prostu musiałam to z siebie wyrzucić i padło na vitalijkowy pamiętnik...
Wciąż za mało ćwiczę - ale kręgosłup trochę nie pozwala. Powolutku...
------------------------------------------------------------------------------------------
Raniutko założyłam krokomierz. W ciągu godziny od wstania z łóżka przeszłam prawie pół kilometra po domu! kuchnia, łazienka, kuchnia, szafa itd...
He, he - to i na koniec świata się uda
W pracy zap...l, łażę już na czworakach... i odechciewa mi się...wszystkiego...
***
6 rano - zwlekam się z łóżka, cholerny trzeci budzik się drze...
snuję po domu, jak śnięta ryba
***
6:30 otwieram okno... Boże, jak pięknie....kilka wdechów świeżego powietrza -tak mało człowiekowi do szczęścia potrzeba...
Cudowna woda...ehh, jestem w raju...
***
Godzinę temu: Pojemniczki spakowane, saszetki spakowane, oko zrobione, nowa czerwona pomadka wygląda super...
Kolejny dzień - i będzie piękny choćby nie wiem co... :):):)
Witajcie po przerwie :)
Chyba się wreszcie wychorowałam. Wracam do ćwiczeń i tego wszystkiego, co popycha do przodu. Przekonałam się, po raz kolejny zresztą, że nie jestem niezniszczalna i "trybiki czasem naoliwić muszę" i o siebie dbać. Co tam, że jeszcze tyle rzeczy do zrobienia - jak przychodzi pora, to po prostu trzeba dać ciałku odpocząć i tyle. Rano jakoś tak wszystko wydaje sie proste - wystarczy się przespać z problemem i już jest pieknie. Zainwestowałam ostatnio trochę w stroje do ćwiczeń i jak patrzę w lustro, to mimo niedoskonałości tu i ówdzie, miło się na serduchu robi - od razu zapał rośnie. Lekarz zalecił mi więcej ruchu, więc z czystym sumieniem rzucam wszystkie "niecierpiącezwłoki" obowiązki i idę na szybki, długi spacer, robię brzuszki, babskie pompki i squady. Przedłużyłam abonament vitaliowy o pół roku i obiecuję, że ćwiczyć będę. Zostawiam samochód w garażu i załatwiam sprawy "na piechotę". Buduję formę, żeby od września zacząć biegać - wciąż wierzę, że się uda, jednak do tego muszę koniecznie zrzucić wagę - inaczej nie ma opcji. Na razie, jak w wierszu Tuwima - "ruszyła jak żółw ociężale... :" - ale już nabrala trochę rozpędu ;)
Dzisiaj wskoczyłam na wagę z dobrym przeczuciem. Jest, jest!!! Znowu troche mniej. Jest spadek!!! Cieszę się bardzo!! Małe a cieszy, he, he. Więc prolavia faktycznie działa. A na pewno motywuje i zmusza do regularnego odżywiania się i picia wody. Udaje mi się jako tako przestrzegać diety. Kłopot jeszcze tylko z ćwiczeniami. Kocham ćwiczyć, sprzęt jest, ale jakoś tak siły ciągle brak. Ta dziwna wiosna działa tak osłabiająco, bo nie tylko ja tak mam. Ale z ćwiczeniami też nadgonię. Oby tylko opanować dietę i przygotowywanie posiłków, bo jeszcze sporo czasu to zajmuje i się miotam. Do pracy noszę torbiszcza z pojemniczkami i ciągle coś w siebie wpycham.... jejku, a gdzie tu czas na inne sprawy... Ale jak się czegoś naprawdę chce, to nie ma przeproś...
Wczoraj odebrałam wyniki badań - nie za dobre... ch...ra... CIekawe, co lekarz powie.
Jestem dobrej myśli jednak - wszystko będzie dobrze....