już tuż tuż do slubu,a my nerwowi...
Waga znowu w górę-dotarłam znów do 100.
Zimno ostatnio-wczoraj zmarzłam na dożynkach gminnych odbywających się w naszej wsi.
,no,ale to dlatego,że nie tańczyłam i jestem zawiedziona tym,że R.mnie ani razu nie poprosił do tańca-Jak mu o tym dziś powiedziałam,to wpierw się wyobrażał,a potem coś o tym ,że on nie lubi pierwszy na parkiet się pchać.Niestety szału na parkiecie nie było-kilka dzieci i jedna solistka(żeby nie było trzeźwa,ale to chyba jakaś fanka Kornelii i Leszka Filec(śpiewał sam Leszek,jego zony nie było)A więc była fajna skoczna muzyka i śląskie teksty,ale zero skakania.Potem śpiewała Eleni,ale my już musieliśmy jechać ,bo R. na nockę miał.
Dziś wsadziłam cebulki tulipanów w ziemię,oddałam garnitur do czyszczenia,a i ostatnie sprawy w USC załatwiłam.Wódkę do kołacza kupiłam tylko jeszcze wstążki powiążę.
To wesele i ślub mnie chyba przerasta-obawiam się,ze to będzie klapa,ale to tak jest jak ja sama za wszystkim ganiam,a mój mąż chce mieć dużo ludzi,bo niby wtedy jest weselej....
chroniczny brak czasu i multum kurzu-remont bez
końca...
Wiecznie w pracy lub w domu zasuwam ,a efektów zbyt wiele nie widać.Do ślubu już niewiele czasu zostało ,a ja mam słabe paznokietki i wiecznie w wodzie więc się łamią -więc kupiłam regenerum na paznokcie i od dwóch dni używam.
Ogródek zaniedbałam i kwiaty doniczkowe również-aż żal patrzeć.
Pomiędzy pokojami na dziś mam wyrąbaną dziurę na drzwi,ale wszystko idzie dłużej niż się spodziewaliśmy-zawsze coś nie tak.
Jak się uda to w następnym tygodniu drzwi będą wstawione,a na kolejne to chyba do końca września się doczekam.
Nerwowo jest też,bo wszystko na raz się dzieje,a doba trwa tyle co dla wszystkich.
Waga to w górę to w dół-ogólnie około-99.5,ale też nie robię nic by była mniejsza,a jak już ze dwa dni coś zrobię to potem zawalam.
Jutro mam iść do drugiej pracy,ale chyba zajadę tylko omówić menu na swoje wesele i jeśli zechcą to poczekają aż się obrobię i wtedy dopiero w październiku będę mogła dodatkowo robić.
Pozdrawiam zaglądających i dziękuję że mimo mojej absencji jeszcze zaglądacie i pamiętacie.
wycieczka urlopowa i dodatkowa atrakcja-zdjęcia
też....
Jak to ostatnio bywa rzadko tu bywam ,bo i czas ślubu coraz bliżej i wymiana okien,a na drzwi to chyba poczekamy aż do 2 września jak bóg da-oczywiście na wstawienie bo już od tygodnia są na magazynie,ale mój kolega coś z czasem kiepsko stoi i się wszystko w czasie obsuwa .
Od 5-go miałam wolne,ale dopiero w piątek mi zaczął,okna wstawiać,a na niedzielę jak pisałam miała być i była wycieczka do Rud Raciborskich na zabytkowy dworzec i przejażdżka ciuchcią wąskotorową.
Po południu po niecałej godzinie jazdy autkiem bylismy na miejscu.obejrzeliśmy zakątki dworca:
Lokomotywownię-wejście wzbronione więc tylko od zewnątrz zajrzelismy.
Potem w zrekonstruowanych koszarach dworcowych, przez zapaleńców i zbieraczy starych przedmiotów z czasów wojny.Przebierali się na zmianę to mężczyźni to znów kobiety w mundury niemieckigo wermachtu i z bronią u boku konwojowali każdy świąteczny przejazd.
A to zrobione w nieświadomości zabronione dwa zdjęcia z wnętrza pokoju koszar.Pan mówił,że można wszystkiego dotknąć i o zdjęciach mówił,ale zrozumiałam,że można skoro macać wolno
Nawet nam nakręcił patefon i popłynęła z mikrofonu melodia marszu niemieckiego.
Na bocznicach stało wiele wagonów i kilka ciuchci,ale w makabrycznym stanie-rdza je już zjada-niestety.
Ten wielki parowóz na pierwszym planie to niestety ja
No,a teraz o samej przejażdżce.Są dwie trasy-dłuższa i tylko na niedziele i święta do Stanicy(40min) ,i krótsza do Paproci(30min)
Wybraliśmy na 14 do Stanicy.Maszynista uprzedził nas ,że będą manewrować wagonami więc mamy siedzieć na tyłkach spokojnie i nie wysiadać.
No i ruszyliśmy jako pierwszy wagon w stronę Paproci,po czym za stacją odczepiony został nasz wagon,a pociąg podjechał na bocznicę obok po dwa wojskowe wagoniki z wojskiem wermachtu(no więc były komentarze,że teraz za niedyscyplinowanie zostaniemy na stacji,a oni pojadą.
Ostatecznie chyba się zlitowali bo nas doczepiono i pojechaliśmy w stronę Stanicy jako ostatni wagon.
Pan siedzący obok nas opowiadał dzieciom o kolejach kolei parowej jak to człowiek ten postęp udoskonalał itd,a jak wsiedli wojskowi dodał,ze jadą z nami żeby nas ratować,jak nas w lesie zbójcy napadną.
Po 5 minutach jazdy pod górę,lokomotywa na ropę(chyba przegazowała kilka razy i niestety stanęła-jak się okazało po kilku minutach awaria . No i były kolejne komentarze,że teraz to wysiadamy i ciągniemy ją na stację ,lub pchamy pod górę.
W oczekiwaniu na ratunek i przyjazd lokomotywy parowej były żarty i sesja zdjęciowa.
Większość zdjęć mamy na aparacie ja udostępniam te z telefonu,bo niestety jak mój R.kilka miesięcy temu schował kabelek do kompa to do dziś jest schowany,ale niestety nie wie gdzie
To jak podjeżdża lokomotywa a na pierwszym planie mój R .od tyłu jak filmuje tą akcję.
Po dotarciu na dworzec-oddano nam kasę za bilety i chcieliśmy kupić na następny kurs do Paproci tym razem,bo Na Stanicę już nawet na 16-tą miejsca były niepewne.
Niestety informacja była do niczego,bo mogliśmy zostać w wagonikach i na tym poprzednim bilecie jechać na Paproć w ramach rekompensaty,ale nie zrozumieliśmy wszystkiego w tym zamieszaniu.
Nieco się rozkład posypał i była obsuwa o 15 minut ,ale to i tak mało znając opóźnienia w PKP-
W kasach wstrzymano sprzedaż biletów do wyjaśnienia sprawy,a jak już zaczęto na 16-tą sprzedawać i staliśmy chyba jako 30-ci w kolejce(z marnymi szansami),to podbiegł pan z biletem rodzinnym na 4 osoby za 40zł i pytał czy komuś go nie odsprzedać za 20zł ,bo jego dzieci się boją wejść i nie chcą jechać pociągiem.tak więc udało nam się zdobyć taniej bilet i dobiec niemal w ostatniej chwili do pociągu odjeżdżającego na Paproć.
Zadowolony Romuś w wagoniku
Widok z trasy przejazdu.
Wnętrze kabiny maszynisty w parowozie.
Tak więc mieliśmy podwójne szczęście-nielicznym zdaża się dodatkowa atrakcja jaką jest awaria lokomotywy i akcja ratunkowa i a po drugie nie musieliśmy tam wegetować do przejażdżki o 17-tej.
A można też rzec,że i po trzecie -nie musieliśmy ani pchać ,ani ciągnąć pociągu,ani też piechotą przez las wracać
A moja wymiana okien ma jutro dojść do końca,choć jeszcze sami musimy zagruntować i położyć gładź i przeszlifować przed malowaniem.
Tak wyglądało to dzieło we wtorek w mojej kuchni
Na razie w pokoju stoi mój półwysep kuchenny z piecem i trzeba się więcej nabiegać gotując i zmywając,ale to dobre na figurę.
Znowu wracam do dodatkowej roboty do początku września ,a potem mam od niej przerwę do października z wiadomych powodów.
Jak to bywa przed ślubem są spięcia ,bo i więcej załatwiania i piętrzą się problemiki,ale na szczęście potem można się pogodzić i załagodzić konflikciki
Pewnie znowu z tydzień nie zaglądnę ,żeby wpis zrobić,ale proszę z góry o wybaczenie.
Dziękuję że jesteście i pozdrowienia i kosze uśmiechów zostawiam dla Was.
mały urlopik...
Od 5 -go mam tydzień wolnego od pracy zawodowej i dodatkowej-tak postanowiłam i tyle-upał jest-ja po 15-tej każdego dnia choć godzinkę w ogródku pod orzechem cieszę się cieniem mocząc zmęczone nogi.
Do teściów przyjechał ich najstarszy syn z żoną i tak w poniedziałek byłam mu złożyć życzenia urodzinowe na 60-kę,a we wtorek zawiozłam ich na cmentarz do jego brata i chrześniaka.Szwagier ma obciętą jedna nogę i chodzi na protezie,ale teraz w drugiej ma amputowany dosyć świeżo palec ,więc nie da rady dużo chodzić-poprosili mnie bo nie wiem dlaczego nie chciał jechać ze swoim bratem-pewnie dlatego,że szwagierka go nie toleruje po odejściu ode mnie...
W środę natomiast odwiedzili moje i Romka włości ,a dziś odpoczywam,bo jutro mam mieć wstawiane okna w kuchni i pokoju.
Na niedzielę Romek chce mnie zabrać na wycieczkę do Rud Raciborskich na przejażdżkę kolejką wąskotorową-już się cieszę ,bo mam to obiecane od dziecka przez mojego tatusia ,ale jakoś nam nie wyszło.
Waga jak na razie paskowa(99.2)lub niewiele wyższa,więc nie spodziewam się spadku wielkiego na jutrzejsze ważenie.
Juz widziałam 2 razy poniżej 99,ale niestety to tylko obietnica niespełniona-wredna małpa z tej wagi...
zalatana i z brakiem czasu...
Nie pisałam dosyć długo bo czas mam ostatnio reglamentowany:)
Wypisałam większość zaproszeń na wesele i roznieśliśmy kilka z wielkim trudem pomiędzy moim przyjściem z pracy a wyjściem Romana do pracy.
Ostatecznie nie będzie to tak kameralne przyjęcie jak się na początku spodziewaliśmy( z 11 osób najbliższej rodzinki zrobiło się 32 też bliskiej rodziny).Oczywiście Romek się cieszy z tego że będzie nas więcej,a ja muszę się zająć sprawami organizacyjnymi-niestety.Mam już zaklepany termin w restauracji w której ostatnio dorabiam,ale niestety nie będziemy mogli mieć DJ-a,bo na sąsiedniej sali będzie grał popołudniu(tak więc do tego czasu musimy zorganizować muzykę chociażby z pendriwa ,a potem możemy skorzystać z ich muzyki-hihi.
Mam w planie wolny tydzień od 5-go sierpnia ,ale i tak mam zobowiązanie bo obiecałam posprzątać pani Bognie.
Ale 6 sierpnia będzie moim upragnionym dniem na lenistwo po 22 dniach ciągłej pracy.Jeszcze do tego mój szef kuchni wrócił z wczasów z jakąś wysypką -podobno uczulenie na słońce i teraz ma L-4 do 6-go sierpnia.
Realizuję się w pracy i zdobywam nowe doświadczenia w kuchni starej jak świat,ale daję radę.
Teraz piszę dopiero o 1 w nocy bo do tej pory robiłam tort dla mojej kadrowej na zamówienie,bo jej córa ma 20-te urodzinki.
Waga nadal skacze,ja się gimnastykuję w dwóch pracach i domu.
Dziękuję za Wasze wsparcie i znowu zajrzę przy okazji-pozdrawiam-Gaba
data ślubu na 100% ustalona.
Dziś załatwialiśmy ostatecznie sprawy ślubu i tych wszystkich dokumentów,więc nie mieliśmy większego wyboru z datą,bo nasz Urząd udziela ślubów wyłącznie w soboty.Tak więc i wilk syty i owca cała,bo Roman się marszczył,że 13-go to pechowa data ,a tak nic już pechowego w 14-ce nie widzi.
Obrączki zmierzone na przymiarce ,ale są na razie brzydkie w stanie surowym bez szlifów i graweru.
Ostatecznie też zrezygnowałam ze zmiany pracy,bo nie mam zamiaru na starość szarpać się i gimnastykować ,a jeszcze i tak wszystkie psy będą na mnie wieszać,bo i szefowa wszystkie złe słowa pod moim adresem będzie wypowiadała jakby coś było nie tak jak chce i ja będę się czuła źle ,bo to że przychodzę to nic,ale ,że niby dlatego ,żebym miała miejsce pracy zwolnił się szef kuchni to już coś zupełnie innego.
Poza tym poznałam już tą panią pracując u niej 3 lata 18 lat temu i nie mam do niej wielkiego zaufania.
Jak na razie mam swoją pracę w której mnie szanuje załoga hotelu i dodatkową w której mogę zarobić na wacikii to mi wystarczy i jest więcej warte niż kilka groszy więcej do wypłaty.
wolny dzień-macieżyńskie,i kociaki...
Dziś wolny dzionek i leniwy nieco ,bo deszcz oczy zamyka i otwiera buzię.
Rano mój R.w pracy ,a ja po kociaka pojechałam,bo córka zabrała od kolegi dwa,żeby je uratować od zagłady.Mam takiego tygryska w odcieniu rudym z białymi skarpetami.Jednak nie jest sam,bo wczoraj mój szwagier też kociaka przyniósł tygrysek ciemno siwy i taki drobiazg napuszony jak szczotka.
Nie wiedziałam o tym ,bo w sumie wspominał o kocie od jakiegoś czasu to postanowiłam mu podszkolić malucha i dać na urodziny w sierpniu,atu mamy dwa kociaki i dobrze,bo myszy nie będzie,a i nie miauczą bo mają towarzystwo.
Tak więc dziś miałam dzień macierzyńskiego na koty i uczyłam je korzystania z kuwety-mój od razu załapał,a ten drugi jest chyba wstydliwy,bo nie da się podejrzeć.
A oto moje kociaki -nasze dwa nowe członki rodziny.
kolejna rozmowa o pracę...szwagier chyba miał
egzorcyzmy-hihi ogródek zdjęcia
Jak pisałam wczoraj miałam iść pogotować na 7 godzin do restauracji w której kiedyś pracowałam gdy była jeszcze barem przydrożnym całodobowym.Grzecznie jednak odmówiłam tłumacząc,że zrobiłam za i przeciw i jednak nie chciałabym ponownie wchodzić do tej samej rzeki,że teraz urlopowo u mnie w pracy i ledwo mam kilka dni wolnego...No i co?Szefowa poinformowała mnie,że chce wrócić do zwykłej kuchni śląskiej którą kiedyś miała do prostych dań i że nie chce już takich napuszonych kucharzy,którzy myślą że są Bogami ,i,że proponowała również pracę i powrót kucharce która pracowała za moich czasów bytności tam,że pytała ją o mnie i ,że ona mnie chwaliła i ,ze chce ze mną pracować.
W sumie na odczepne powiedziałam,że ja dopiero będę mogła jeszcze raz przemyśleć ten temat za 3-4 miesiące jak załatwię sprawy ślubu i urlopu i myślałam,że da mi spokój ,bo pewnie do tego czasu kogoś znajdzie,ale ona potwierdziła,że temat jest nadal otwarty i ponownie odezwie się do mnie w październiku.
Co ma być to będzie-kusi bo ja lubię wyzwania a ta praca to jedno wielkie wyzwanie.
A teraz szwagier-wczoraj bez problemu dał mi kasę na pierwszą ratę za okno,a potem wręczył mi papiery,że musi się w sądzie zgłosić,bo w lutym stanął na zakazie i chyba w maju lub czerwcu policja podjechała pod dom go spisać.Okazało się,że 3 wezwania pewnie zlekceważył bo ma w zwyczaju nie otwierać poczty a myślę,że nawet nie wie co to jest awizo,bo zrobił oczy jak mu daty wezwań przytoczyłam.I tak przez swoją niefrasobliwość i głupotę zamiast 100zł musi 180 zapłacić.On jest taki ,że nawet nie wie gdzie ma szukać tego sądu ,ale ja zaproponowałam pomoc i oddał ta sprawę w moje ręce.Dziś zadzwoniłam do sądu do danego wydziału i upewniłam się ,że nr. kąta jest poprawny -tak więc szwagier wręczył mi 200 i mam mu to zapłacić przez internet.No jestem w szoku bo wcześniej byłoby to nie do pomyslenia,żeby miał do mnie takie zaufanie-na jakichś egzorcyzmach był czy co?nawet w ostatnią niedzielę w kościele był...A może te moje modlitwy i rozmowa nad grobem jego rodziców pomogły...
Oby tak dalej bo i nam i jemu będzie wtedy lepiej.
Rynna od podwórza skończona.
Wczoraj była u mnie pierwszy raz moja najstarsza siostra zobaczyć jak mieszkam i pogadać o sytuacji w swojej pracy(tej do której mnie namawia była moja szefowa.
Głowa mnie wczoraj bolała już od siedzenia i kręcenia się po słońcu,ale jesteśmy obie zjarane
Waga nic w dół ale w górę też nie .
Póki co z dodatkowej pracy nie dzwonił szef,ale ja się obawiam,że nie tyle on ,ale jego kucharka chyba mnie nie zaakceptowała po tym jednym dniu,bo jak pisałam wcześniej sama wie i lepiej wszystko zrobi,a szef się pewnie boi stracić pracownicę ,która pracuje po 260-300 godzin miesięcznie).Ich wybór,będzie dzwonił to pójdę nie to mam więcej wolnego i wypoczynku.
Dziękuję Wam za odwiedzink,i moje kochane i komentarze -podeślijcie mi trochę motywacji do ćwiczeń i diety,bo te naście km na rowerze w tydzień to pryszcz i nic nie zmieni.A teraz mój zielony zarośnięty ogród
okno bez firan-wieczny remont pokoju-hihi
moja piekna lilia żółta
no i różowa-kupiłam je pod koniec czerwca na dniach otwartych WODR-u -były wtedy w pączkach ,a już oko cieszą.Mam już też wierzbę ozdobną z biało-różowymi liśćmi na pieńku,ale niestety winobluszczu trójklapowego nie był
i po dylemacie w sprawie zmiany pracy....
Wczoraj
rozmawiałam z siostrą telefonicznie o pracy mi proponowanej i pytałam
czy się przez te lata coś zmieniło na lepsze,ale jest jak było-czyli
nakłada się więcej obowiązków na jednego człowieka niż jest w stanie
udźwignąć.Stwierdziłam że ta niewiele wyższa płaca i płaca brutto nie
jest warta tego bym się znowu wnerwiała i niechętnie chodziła do pracy.
Dziś grzecznie odmówię i jutro nie będę musiała stracić 6-7godzin przy piecu .
Umówiłam się z siostrą na dłuższą rozmowę na moim ogrodzie,bo ona(najstarsza) nie była jeszcze na moich nowych włościach.
I tak mam co robić ,bo już mi Roman zapowiedział,że potrzebuje mojej pomocy ,by skończyć z nową rynną od podwórza,a na drugą stronę domu musimy kupić też deski do pomalowania i do końca lata położyć na nowo rynnę,bo teraz tylko tymczasowo wisi na starych uchwytach i może się wypatzreć bo są za rzadko jak na plastikowe rynny.
Podstawowych produktów też brak w domu więc zakupy się szykują pewnie jutro wieczorem.
Bałagan mam nieziemski w mieszkaniu i jutro jak tylko Roman wstanie do pracy przed 5 ja zabieram się za prasowanie i sprzatanie.I tak zaraz R.nanosi,bo znowu pokój będzie szlifował pomału.
Koń się uspokoił i mam ostatnio lepsze warunki do snu.
15-go mamy przymiarkę obrączek i idziemy do urzędu Stanu Cywilnego załatwić ostatecznie termin naszego ślubu.
pierwszy dzień dodatkowej pracy za mną....
Pierwszy dzień dodatkowej pracy za mną.Nie było łatwo,a to nie tylko przez to,że nowe miejsce i dużo roboty,ale kucharka Ewka -starsza już kobietka nie ma w zwyczaju być miła zwłaszcza dla nowych-rozumiem trochę bo musi się sama skupić na swojej robocie i dodatkowo pilnować mnie i jak sama uważa musi mi wszystko pokazywać ,bo nie daj boże źle bym coś zrobiła i tłumaczyła się szefem,ale to ona ma chyba problem z zaufaniem komukolwiek i najlepiej sama by tam pracowała ale nie da rady.Dopiero jak szef wkroczył na kuchnię nam pomóc zmieniła ton i nawet się czasem uśmiechnęła.
A już przesadziła jak przyszło zamówienie jedynie na kotleta szwajcarskiego więc zaczęłam go robić i formować jak widziałam były wcześniej podane,a ona niemal się obraziła ,że ona to lepiej sama itd .Jej córka (kelnerka) przekonywała ja że ja przecież też potrafię i mogę to zrobić -na co ona z fochem ,że jak chce mieć surowy to proszę bardzo i wyszła naburmuszona.Ja nie wiem ,przecież ja jej wcale nie mam zamiaru wygryźć,bo nie chciałabym pracować w takim skansenie na stałe,a poza tym ostrzegła mnie przed tym moja znajoma,bo jej koleżankę tam nieźle skubnęli i po pół roku zwolnili.
Mnie tam nic nie trzyma -zrobię dniówkę i zabieram kasę,a jak zechcę więcej mnie tam nie będzie i tyle.
Miało być niby spokojniej dziś a jednak dali nam popalić goście ,bo i kilka cateringów i dwie imprezy w restauracji + goście na obiady i kolacje.
Szef chce ze mną współpracować i to mnie cieszy widocznie się nadaję do takiego kieratu-hihi.
We wtorek umówiona jestem do proponowanej mi pracy jako kucharz zmianowy i zobaczymy co dalej z tym zrobię,ale ja już chyba wiem-najprawdopodobniej zostanę na starych śmieciach + ta dodatkowa robota w skansenowskiej kuchni.
Ja mam obawy by wejść do tej samej rzeki po raz kolejny,a wiem,że pracując w tym hotelu będę wracała padnięta po 11 godzinach roboty.No i to minimalne doświadczenie na mięsach -nie chcę się podłożyć,zwłaszcza,że koleżanka z którą rozmawiałam zna najnowsze ploty ze wsi i nawet nie pytana powiadomiła mnie,że była szefowa kuchni (ok 60-ki)być może wróci do poprzedniej pracy czyli pewnie i jej szefowa proponowała powrót ,a ona ma wielkie doświadczenie bo od lat po weselach chodziła gotować i piecze nieźle ciasta.Mała jest szansa bym z nią mogła konkurować,ale i mała by wróciła bo jest cięta na tą pracę i w złości się stamtąd zwolniła.
Dieta kaput-czasu na jedzenie nie ma,ale jutro mój upragniony dzień wolny.