No to byłam u lekarza i mam antybiotyk i tabletki musujące +do ssania na gardło. Do piątku włącznie (ku niezadowoleniu współpracowników )mam L-4. Leżenie mnie już boliile można. Ale na 2 godzinki zaraz wskoczę pod kołderkę potem muszę rozpalić w piecu ,żeby nie zmarznąć. Dziwi
mnie tylko jedno w 2005 miałam wycięte migdały,a ile razy idę do
lekarza z bolącym gardłem to słyszę ,że mam mocno napuchnięte migdały
których nie mam(odrosły czy jak?) Od soboty mnie przeziębienie połamało,a robota leży odłogiem i nie mogę patrzeć na ten bałagan i kurz.Roman ma 2 zmianę i do południa cos nabałagani,a po pracy znowu i nie jest możliwe,żeby to ogarnąć.
Dziś wolne mam ,ale teraz na zakupy jadę bo koty żarcia nie mają,a potem gruntowanie sufitu mnie czeka w pokoju ,żeby można było chociaż raz sufit przemalować i przykleić listwy ozdobne podsufitowe i karnisz-no bo teraz jesteśmy na widele-cała okolica nas widzi co robimy w tym pokoju Zimno dziś aż strach wyjść-ponoć w nocy to przymrozek nawet do -3 był. To dobrze ,że wczoraj te powiędłe pomidory wyrzuciłam ,ale jeszcze patisony trzeba wyrwać ,bo i tak nie urośnie już nic.Chciałabym jeszcze pognoić na zimę ,ale jakoś sił nie mam -boli mnie kręgosłup Mąż wspomniał,że na jego kopalni są dostępne dotowane karnety na basen,ale fajnie by było gdyby był na ten w naszej miejscowości,bo ten w Gliwicach-Sosnicy ponoć ładny,ale trochę km jest i z dojazdami prawie żadna korzyść. no ,ale na zimę by się przydało-tylko jak ja pogodzę prace i basen to nie wiem,bo ja pracuję od 13-22,30,a basen rano to tylko na 6-7,30,a potem od 16. Ten u nas na miejscu jest czynny cały czas dla wszystkich,bo nawet jak ze szkoły są to połowa jest wolna
Ja
dziś dzień lenia mam-jedynie przetarłam po szlifowaniu,obiad odgrzałam i
skopałam pod czosnek i już w ziemi siedzi-ciekawa jestem czy
urośnie-niby ma być polski ,bo chiński w ziemi gnije. Waga po wycieczce nawet 103 pokazała-dziś 102,5-nie ma co znowu muszę zewrzeć poślady. Do
dodatkowej pracy trzeba by iść,a chęci nie mam-i dlatego odwlekam-a w
dodatku w tym miesiącu obiecałam posprzątać cioci i pani B. Remont
-to jakieś nieporozumienie-mam wrażenie jakbyśmy go co tydzień zaczynali
od nowa i jak ten kopciuszek ze szmatami tylko latam,a brud jest i tak.
Wczoraj wróciliśmy z Zakopanego-była piękna pogoda i widoczność,więc nacieszyliśmy oczy i posłuchaliśmy gwary góralskiej-Byliśmy na posiadzie w izbie regionalnej w Murzasichle.Góral pięknie opowiadał historię tego terenu,przeplatał tą opowieść muzyką na skrzypkach ,dudach,piszczołkach i tubie.było wiele dowcipów i zabawy,a na koniec wyczekiwany po długiej przerwie obiad w tej izbie. Droga powrotna była męcząca a to dzięki sąsiedztwu w autokarze-niestety kilku delikwentów całą droge spożywało alkohol i chwalili się brakiem inteligencji i tzw bełkotaniem alkoholowym. Mimo tego jakoś szybko dotarliśmy do domu i cieszyliśmy się ostatnimi godzinami urlopu. Dziś już niestety do roboty i nie ma że boli. A dodatkowo urlop odłożył mi się na boczkach-do wycieczki się pilnowałam,ale w górach mam wilczy apetyt ,a posiłki były obfite. Zdjęcia podobno już są u moich córek więc w środę je wstawię.
Większość zdjęć na weselichu robiła koleżanka córki i jeszcze na nie czekam.Jestem już niecierpliwa jak z tym remontem.Jutro poproszę choćby kuzynkę o przesłanie tych które ona robiła.Na naszym aparacie jest ich tylko kilka i tak właściwie to są marne. Proszę jeszcze o nieco cierpliwości
Witam piątkowo-musiałam się trochę zastanowić jaki dziś dzień -urlopma swoje prawa. Wczoraj wykonałam 70% planu dziennego,bo Roman się rozgadał u teściów i mi czasu brakło-hihi. Po szlifowaniu wymyłam okna potem unigruntem pomalowałam i znów trzeba umyć,żeby się potem nie wściekać przy drapanku.Dostałam takiego kopa do prac malarskich,ze postanowiłam dziś obmalować przynajmniej wkoło okna i pod kaloryfer,żeby go móc zawiesić-niestety dziś chyba nici z tego,bo szwagier się znów schlał i w dodatku pojechał konno z Romkiem po gruz do kuzynki,ale ta dzwoni,że on wsiadł na konia i zaczął jeździć na nim zamiast go przypiąć do wozu.Coś mi się zdaje,ze nic nie przywiózł,bo teraz właśnie wjechał wierzchem na podwórko.No jak z dzieckiem z nim mamy....szkoda słów. Teraz muszę kaloryfery wymyć i wyczyścić w środku przed zawieszeniem. Kolega który podjął się wstawiania okien i drzwi znów nawalił i mamy już dużą obsuwę,a ja mam już nerwy na ostatniej nitce.Tak to jest jak się umawia z nieodpowiedzialnym gościem który za wiele prac chce na raz zrobić.
Niestety dopiero teraz mogę coś skrobnąć,bo miałam kompa rozłożonego na części pierwsze ,żeby móc na nim odtwarzać muzykę podczas wesela. Wszystko poszło dobrze,choć na początku były nerwy-pod urząd wyjechaliśmy wcześnie,bo wielu sąsiadów zapowiadało robić tzw bramy(po naszemu godo się"szpery)-więc mogliśmy się spóźnić -jednak nikogo z tych ludzi nie było na drodze i dojechaliśmy tym samym o prawie 20 minut wcześniej niż było zaplanowane.No i teraz zdurnieliśmy,bo w urzędzie niby czekali już od 11 na jakąś parę i nas pospieszali,ale my mielismy ślub na 11,30-kolejne minuty mijały i tak zrobiło się 11,20 i dopiero zjawiali się kolejni nasi goście i od tej pary z 11. Szybko podesłałam naszych świadków z szampanem i dokumentami ,żeby nas nie ubiegła tamta para,bo to nie my się spóźniliśmy przecież.Ostatecznie nasz ślub odbył się o czasie ,a tamta para musiał godzinkę poczekać. Potem było wesele(jak śpiewają Bratanki). Było przywitanie chlebem i solą,sto lat,gorzko gorzko,a potem przyjęcie i balety. Jak to na takich imprezach bywa nikt się na parkiet pierwszy nie pcha zanim nie zatankuje-hihi. Jednak później się nieco rozhulaliśmy i uśmialiśmy do łez tańcząc labada-małego walczyka,ale gwoździem programu i głównym rozbawiającym był mój szwagier-miał już nieco w czubie i dobrze się bawił,ale jego styl tańca to sposób na powożenie Baśki(konia)-rękami szarpał jakby lejce trzymał ,a nogi uginał jakby na powozie balansował.Im więcej miał w czubie tym bardziej się kołysał ku uciesze gości,a moja młodsza córka była jego główną tancerką(obawiała się jedynie o soje ręce,bo szwagier ma siłę konia jak wypije). A jak palnęłam hasłem: "żebyś Ty szagier moim zięciem czasem nie zostoł" to moje siostry mało nie popuściły ze śmiechu. Psełdo oczepiny miałam już o 20-tej bo moi goście się zaczęli wykruszać(siostra chora była,kuzynka na kolejną imprezę szła w niedzielę...) Welonu nie miałam,ale moje córki załatwiły taki jajcarski od koleżanki z panieńskiego i wpięły mi welon w kutasiki Welon złapała moja młodsza córa a krawat mój szwagier i ten taniec to już nas wszystkich powalił na kolana Teraz mamy urlop roboczy w domu,ciasnotę w pokoju bo i więcej mebli niż ustawa przewiduje i skrzynki z prezentami,a do tego dziś ma wpaść kuzynostwo Romka-chyba sobie będziemy na kolanach siedzieć. Ale wiem jak się Romek cieszy,że zaczęła rodzina nas odwiedzać,a to,że jego brat przyszedł do nas wczoraj na obiad to już wielki krok milowy(nawet się przebrał z ciuchów roboczych i porozmawiał z nami jak człowiek. Na weselu ponoć zapraszał moje siostry i kuzynkę do nas i na konia.Bo niby teraz to my są już rodzina....jestem jeszcze w szoku.Ale w dodatku jak mu zaproponowałam,żebyśmy razem zrobili nieco porządków w jego pokoju to powiedział"nie ma sprawy"
Jest już prawie północ,więc chyba już tylko 1,5 dnia do powiedzenia sobie "TAK" prawie wszystko już załatwione-jeszcze tylko jutro pazurki,kupno owoców na stoły i zainstalowanie muzyki(czyli kompa). Pozostaje mieć tylko dobry humor i żeby nic nie dokuczało,a potem bawić się jak najdłużej i jak najlepiej(choc zbyt długiej zabawy nie przewiduje. Pewnie to wesele to kolejne 2-3kg na plus
Ubrania na uroczystość ślubną w szafie już zawisły,my mamy mentlik w głowach,wiecznie chodzę z notesem i długopisem,żeby nie zapomnieć o niczym i żeby ten dzień był dla nas i naszych gości niezapomniany. Waga mnie nie kocha z wzajemnością-mam nadzieję ,ze się polubimy jak będzie już po ślubie. Przede mną jeszcze tylko 3 dni w pracy,a od 12-go mam 18 dni wolnych-normalnie szaleństwo Zakopane na nas czeka A to jest moja ulubiona piosenka,którą chcę dedykować mojemu Romusiowi:
Jest nadal nerwowo-w dodatku mamy w zakładzie nasłaną kontrolę z ZUS-u i zostałam wylosowana do przesłuchania.Inspektor był mało przyjemny-zadawał podchwytliwe pytania-ale mimo,że mnie straszył że zeznawanie nieprawdy jest pod sankcją karną jakoś dotrwałam do końca.Jednak już na kuchni nerwy mi żołądkiem wywracały,a w dodatku weszła szefowa i jakby się nic nie działo-"ale tu pięknie pachnie-jestem taka głodna-dalibyście mi coś? Wtedy miałam ochotę rozkołysać nogę i zasadzić jaj kopa. No,ale wiecie jak jest pracujemy,żeby się utrzymać,a prywaciarze nas skubią,a my musimy się na to godzić,żeby się utrzymać na powierzchni. Poczekam ,aż sprawa się dalej potoczy,albo ucichnie"amen" Na razie muszę się skupić na sobie i Romku. Ostatnie dni do nocy bawię się w tworzenie list z muzyką na nasze wesele(taka rezerwowa lista,bo kolega ma mi na pendriwie zgrać kilka folderów po 40 min) Bawi mnie to i pewnie jeszcze długo nie znudzi,bo dopiero się uczę-Mało techniczna jestem niestety. Waga skacze i to niestety częściej w górę. Większość truskawek opielone-na ogrodach już jesień-pozostały tylko buraczki i pietruszka u mnie,no i pomidorki ,których nie potrafimy przejeść. Nie pisałam jeszcze o weselu-po ślubie w USC jedziemy do restauracji w której dorabiałam dodatkowo-mamy mieć ok 30-tu gości.Nie mamy DJ-ja,bo później po południu w lokalu na głównej sali przylegającej do naszej mają być urodziny z muzyką i przeszkadzalibyśmy sobie. Dlatego musimy odkurzyć nasz stary komp stacjonarny i zawieźć te pudła do lokalu żeby mieć na czym odtworzyć muzykę. Żeby nie było na początku drętwo,muszę poprosić córkę ,żeby przed naszym przybyciem odpaliła kompa i załączyła muzykę (tu sama sobie dobieram co),no i na porę obiadu też spokojniejszą muzykę zgram. Teraz mam ciężkie 3 dni-wesele na 90 osób,a ludzi do roboty brak-Tylko wiecznie słyszymy o kryzysie. Boję się ,że w poniedziałek będę miała szczątkowe pazurki i trzeba będzie doklejać pod żele-póki co tylko jeden jest krótki(starałam się je zregenerować regenerum i jest efekt,ale ta praca to koszmar dla pazurów i nóg. Stópki już mam odnowione.Niestety nie mam jeszcze umówionej fryzjerki -ale to co spieprzyła poprzednia jest chyba nie do naprawienia-trzeba chyba postawić je na żelu i lakierem utrwalić i tyle-będę się poruszała żwawo to może nikt nie zauważy,a w niedzielę już będzie to nieistotne. Jeszcze nigdy nie miałam robionego profesjonalnego makijażu ,ale tym razem nakusiła mnie kosmetyczka z naszego hotelu i nawet do mnie przyjedzie do domu. W sumie to cieszę się na sobotę,ale wolałabym już żeby była niedziela. Monia(moje Maleństwo) dzięki za wiarę we mnie-może jednak znasz mnie lepiej niż ja sama siebie-szkoda,że tak daleko pojechałaś i zostawiłaś mnie samą w tym gnieździe os w pracy.