- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
Ostatnio dodane zdjęcia
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 100693 |
Komentarzy: | 790 |
Założony: | 27 sierpnia 2009 |
Ostatni wpis: | 25 marca 2020 |
mężczyzna, 48 lat, Katowice
174 cm, 95.10 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Ostatnio dopadło mnie jakieś znużenie i niechęć do treningów na siłowni. Postanowiłem coś z tym zrobić. Oczywiście przerwa w treningach nie wchodziła w grę. Zrobiłem więc sobie wczoraj luźniejszy dzień - taki dla zabawy. No i zrobiłem.
Najpierw pół godzinki spokojnego biegania bez kombinowania z bieganiem z palców (które ostatnio tak pięknie wykańczało mi łydki) a potem pięterko - worek i brzuszki.
Brzuszki jak brzuszki ale bez spięcia nic na siłę a worek to sama poezja - uderzenia, kopnięcia, różne kombinacje. Świetna zabawa. Tego mi brakowało - odżyłem i nabrałem ochoty na dalsze treningi.
Mimo, że tak luźno piszę o moim ostatnim treningu to pot lał się ze mnie strumieniami a dziś czuję wczorajszy trening i to jest w tym wszystkim najfajniejsze.
No i pare dni luzu za mną. W czwartek byliśmy na imprezce urodzinowej, więc z treningu nici. Za to w piątek sobie zaszalałem na siłowni i w domu. Na siłowni pomachałem sobie workami do ćwiczeń - wymyślanie ćwiczeń z tymi workami to fajna zabawa. Realizacja też jest niezłą frajdą.
Przed siłówką pobiegałem trochę na bieżni. Istnieje teoria że szybciej się biega kiedy pięta podczas biegu nie dotyka ziemi. Postanowiłem przetestować ten sposób biegania. Dziwnie się biegło - nie tak ciężko jak myślałem - łydki nie bolały. To jednak chwilowe złudzenie bo może w trakcie biegu nie bolały ale za to po bolały - zresztą bolą do teraz :)
Trochę po chińsku dziś piszę bo od końca. Trzymając się tego muszę stwierdzić że przed wyjazdem na siłownię poćwiczyłem z sai.
Skoro to Vitalia więc wypadałoby czasem wspomnieć o wadze. Otóż był czas (całkiem niedawno), kiedy moja waga wynosiła 88 kg i mocno się zbliżała do 87 kg. Teraz za to ważę 89 kg i jest to waga stabilna. Stawiam, że wykluwają mi się mięśnie, bo waga podniosła się, ustabilizowała od początku wakacji, kiedy zwiększyłem częstotliwość treningów. Zobaczymy co będzie dalej.
Wczoraj wszystko poszło całkiem ładnie. Najpierw pół godzinki na bieżni z narastającą szybkością, a potem pięterko. Nie bardzo wiedziałem jakie ćwiczenia sobie zaaplikować - plan był robić ćwiczenia pod Ju Jitsu. Na szczeście podczas biegu wymyśliłem pare ćwiczeń z workami do ćwiczeń. Poprzerzucałem je trochę, popodnosiłem i dziś to czuję - czyli było dobrze - czuję te mięśnie, które chciałem żeby wczoraj popracowały. W domu jeszcze pomachałem tonfą i zrobiłem masaż brzucha Oli. Przypomniałem sobie jak ja lubię masować.
Dziś tylko trening z kijem. Idziemy na urodziny więc nie będzie czasu na porządną siłownie. Zastanawiam się tylko jeszcze czy po urodzinach nie wpaść na siłownię do sauny, ale to wyjdzie w praniu.
Dawno nic nie pisałem. Jakoś tak wyszło, sporo stresów i zajęć. Może teraz uda się coś więcej popisać.
Zaczęły się wakacje. Mam trochę więcej czasu dla siebie no i korzystam jak mogę.
Plan jest ambitny i od dwóch dni realizowany ze sporymi sukcesami. Przez najbliższe trzy tygodnie planuję mocno nad sobą popracować, żeby potem na obozie móc pracować jeszcze więcej - ciekawe kiedy padnę.
W każdym razie plan jest taki, żeby codziennie ćwiczyć Kobudo, na siłowni ewentualnie w domu elementy siłowe przeplatane z elementami sztuk walki, potem jeszcze masaż Oli i jezyk obcy. Jak na razie na języki brak czasu, ale reszta idzie nieźle.
Przedwczoraj pomachałem kijem, pomęczyłem Olę na siłowni i sam trochę popracowałem.
Wczoraj wykończyłem się na siłowni - 2 h ciężkiej pracy, najpierw interwały na bieżni - tak na rozgrzewkę, potem praca na workach przeplatana brzuszkami i pompkami. Schodziłem z pięterka na siłowni półprzytomny :). W domu jeszcze pomachałem sai, a potem zrobiłem Oli masażyk.
Plan na dziś - na siłowni potrenować bardziej pod Ju Jitsu, a nie Karate. Musze wymyśleć jakieś fajne ćwiczenia.
No i minął kolejny tydzień treningów. Ten był stanowczo lepszy od poprzedniego, no i zakończył się miłym akcentem – stażem Kobudo.
Jak zwykle na tych stażach czegoś nowego się nauczyłem. Biegowo tydzień uznaję za udany. Łącznie przebiegłem spory szmat trasy – wprawdzie na bieżni, ale zawsze coś. Czuję, że forma pomalutku rośnie. Ćwiczenia siłowe też zaczynają powoli przynosić efekty. Ciekaw jestem pierwszych startów w nowym sezonie – one zweryfikują moje treningi i wskażą nad czym trzeba popracować.
W międzyczasie skrystalizowała się sprawa obozu letniego sztuk walki mojego klubu i wspólnego treningu mojego klubu z dwoma innymi zaprzyjaźnionymi. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie tak jak planujemy. Odbyłem też w tym tygodniu parę fajnych rozmów.
Treningi sztuk walki idą dość średnio – doba jest za krótka i sił trochę mało. Obecnie główny nacisk kładę na Kobudo, ale w najbliższym czasie będę musiał przenieść akcent na Ju Jitsu – ale to dopiero po feriach.
Poprzedni tydzień minął całkiem nieźle. Wprawdzie końcówka tygodnia treningowo nie była taka jak zaplanowałem, ale jestem zadowolony. Dalej eksperymentuje z ćwiczeniami siłowymi żeby dobrać odpowiednie i w odpowiedniej dawce. Wyznacznikiem tu jest ból w trakcie i po treningu. Myślę, że w przyszłym tygodniu już będzie zestaw gotowy.
Co poza tym? Nic szczególnego – tydzień zacząłem z kopyta. Treningi idą pięknie, czuję że mięśnie pracują, forma pomalutku rośnie, a waga spada. Wszystko zgodnie z planem. W klubie duże księżniczki coraz lepiej padają, więc mogę przejść do bardziej zaawansowanych rzutów. Dzieciaki mają już opanowane pady i fruwają jak ptaszki, ale tu z kolei powstrzymuje mnie przed aplikowaniem bardziej wymagających rzutów ich nierozsądek i nieuwaga, mogące stworzyć realne zagrożenie kontuzjami. Ogólnie atmosfera w klubie jest chyba bardzo fajna. Od czasu do czasu zjawi się ktoś nowy i zwykle jak przyjdzie na jeden trening to już zostaje. Ostatnio zauważyłem, że zarówno na grupie dziecięcej jak i dorosłej, mam więcej dziewczyn niż chłopców. To chyba jakiś znak czasów, bo jak zaczynałem, to dziewczyny na sekcji karate były rodzynkami.
Mam na starszej grupie taką jedną dziewczynę. Niepozorna, w okularkach, delikatna – to tylko pozory – nazywam ją Killerką. Jak dorwie kogoś to się nie patyczkuje. Czy to trening z bronią, czy samoobrona, walczy jak lwica. Jest świetną przeciwwagą dla mojego Piotrka, który też raczej się z partnerami nie patyczkuje. Duże księżniczki (Ola i jeszcze jedna ćwicząca mama) obawiają się ćwiczeń z Piotrkiem i Eweliną mimo, że póki co są większe od nich. :)
Trening Samoobrony i Kobudo, ćwiczymy kata z bo (kijem) Shuji no kun. Moje dwie uzdolnione, dorosłe uczennice trenują same, za zadanie miały szlifować poznane kata. Ja w tym czasie zajmuję się innymi mniej zaawansowanymi ćwiczącymi.
W pewnym momencie wywiązuje się pomiędzy nimi rozmowa:
- No i co dalej? – pyta jedna
- Ok, zapytam – odpowiada Ola
- Nie, lepiej nie, bo Ci powie: "Rysunek już znacie, teraz ćwiczcie energię." (protekcjonalnym tonem)
Rozwaliły mnie tym tekstem - aż głupio mi było po tym powiedzieć żeby wykonywały techniki bardziej dynamicznie :D
Oj wesoło bywa na tych treningach – wesoło.
Waga spadła do poziomu sprzed świąt – dobrze. Teraz mogę się wziąć za jej dalsze zbijanie. Plany są ambitne – zobaczymy co z nich wyjdzie.