miałam wczoraj pracowity dzień..
zakupy, sobotnie sprzątanie, trochę w ogródku no i to co najważniejsze spotkanie z Żuczkiem o 19..
tak jak pisałam wczoraj zaczęło się od poważnej rozmowy, która dotyczy jak zawsze relacji między nami.. razem jesteśmy już 2,5 roku i przez pierwsze 1,5 roku myślałam, że nic piękniejszego w życiu nie mogło mnie spotkać, było cudownie mimo iż doświadczenia poprzedniego związku sprawiły, że moje uczucia do facetów były zdecydowanie na nie.. miałam do nich obrzydzenie...
i gdy się poznaliśmy nie chciałam słyszeć nawet o miłości..
to raczej było na zasadzie spotkać się pogadać, nie chce faceta,
ale przyjaciel ok..
ale się zakochałam.. (przyjaźń męsko-damska?? nie ma czegoś takiego)
gdy jesteśmy razem wszystko jest szuper..
zawsze się dogadujemy..
jednak mamy możliwość spotkania tylko 2 razy w tygodniu..
na codzień to telefony, smsy, gg..
od zeszłego roku nasz reacje się zmieniły gdy powiedziałam, że jak co roku jadę do Niemiec na 1,5 miesiąca.. i się zaczęło... brak zaufania, zazdrość, głupie dogadywani, a co dalej kłótnie, które udaje nam się zakończyć tylko gdy się spotkamy.. nie wiem co się z nim stało lub co ja zrobiłam, że tak zmienił podejście do mnie.. w tych najgorszych momentach miałam wrażenie, że to nie ten człowiek którego poznałam i pokochałam, że ktoś mi Go podmienił, ukradł..
rozumiem, że ma stresującą prace, problemy w domu, ale dlaczego wyżywa się na mnie? kocham Go, poza tym jestem osobą, która ma pewne zasady i myślałam, że już mnie zna..
niestety najbardziej boli to, że mimo iż jest się uczciwym i kocha się te drugą osobę ona rani swoim zachowaniem... bo ja nie lubie skomplikowanych sytuacji źle to na mnie działa... mam za słabe nerwy..
mimo iż oboje jesteśmy uparci to jakoś udaje nam się dojść do jakiegoś konsensusu, fakt nie zawsze na długo, ale dużo rozmawiamy i próbujemy to naprawić.. odbudować to co trochę się posypało..
chce szczerości, zaufania, wsparcia, otwartości, uczciwości, poczucia bezpieczeństwa i chce być przede wszystkim jemu potrzebna..
ale to musimy jakoś sami złożyć..
wczoraj udało nam się spokojnie wyjaśnić pewne niedomówienia..
a dziś byłam w południe z Tatą i Sarą na długim spacerku... zrobioliśmy sporo kilometrów przez las i pola.. Sara zaliczyła chyba wszystkie rowy, które są teraz pełne wody.. chociaż normalnie nie lubi się kąpać.. spotkaliśmy pana bociana, panią jaszczurkę i 3 sarenki.. oczywiście całe to towarzystwo moja sunia przegoniła..
ale fajnie było... cielputko, świeże powietrze
i ta natura krtóra budzi się do życia..
dietka na dziś ok. 1300 kcal... ruch to spacerek w glanach w extremalnych warunkach.. wystarczy :) teraz trochę poszperam w vitalce.. poczytam pamiętniczki moich Psiapsiółek.. a potem na herbatkę...
Życzę Wam Kwiatuszki
Miłego Niedzielnego Wieczorku...