piatek...
wreszcie piątek...
szybko minął ten tydzień,
z dietą było różnie, a z ćwiczeniami... rozpoczęły się we wtorek i skonczyły w środe - dosłownie - steper kupiony dosłownie nie cały miesiąc temu, a używany może z 10 razy zaczął się sypać- dosłownie i w przenośni.
w środe zauwazyłam, ze jakoś dziwnie skrzypi i tak jakoś ciężko sie na nim chodzi- więc zaproponowałm mężowi, żeby go może potraktował WD40, ale stwierdził, że jeszcze on poćwiczy i potem się nim zajmie. i tak też było poćwiczył i wziął w swoje łapki, a tu patrzymy w miejscu gdzie stał - czarne plamy- najpierw przerazenie- chyba plami olejem- no nie!!! - nasz dywan!!
ale jak się okazało, to tylko pył metalowy, no i tak zakończyła sie sprawa ćwiczen na steperze.
fotki zrobiliśmy i teraz czeka nas cała procedura reklamacyjna. zobaczymy co z tego wyjdzie.
a może któraś z Was ma jakiś godny polecenia stepper - bo chyba skończy się na zakupie nowego.
głowa dzisiaj boli- nie wiem, czy to za przyczyną @ czy tez taki spadek ciśnienia i to sie na mnie odbija.
cały czas walcze z wieczornymi napadami głodu, muszę poczytac jak sie pozbyć tej przypadłości- może ktoś ma wypróbowany sposób.
to tyle na dzisiaj, może wieczorem jeszcze tu zajrzę.
pa,pa!
i znowu..
dieta poszła w kąt...
wciągu dnia zdążyłąm zjeść tylko śniadanie potem obiad ( mizeria, 1 ziemniak i kawałek mięska) a teraz chyba ze 4 łyżki wiśni w spirytusie:( to na odreagowanie stresu....
muszę je daleko schować najlepiej do piwnicy albo wywieść do rodziców, nie mogę się powstrzymać- takie są dobre..
nawet na słodycze tak mnie nie ciągnie jak na nie...
chyba zrobi ze mnie się alkoholiczka - jak tak dalej bedę się nimi zajadać - muszę to zmienić !!!
oj nazbierało się tego do zmiany... nawrzeszczałam dzisiaj na synka- teraz mam wyżuty sumienia- a wszystko przez tę nerwówkę...
teraz znowu chłopaki - zbierają pieniądze -bo brat idzie do szkoły, do pierwszej klasy- a co mnie to kurna obchodzi- jak mój synek szedł do szkoły to też od nikogo nic nie dostał- niech się wreszcie opieka społeczna weźnie do roboty -albo rodzice tych dzieci- wiem, że może one nie są temu winne -ale z jakiej racji co kilka dni mam z dobrego serca każdemu pomagać - co ja caritas???
ale mam nerwy...
sama siebie nie poznaję...
idę na stepper- może mi trochę ulży, i jeszcze to prasowanie- koszmar... brrr.......ta cała micha mnie już przerasta, a ile jeszcze w koszu!!, cała sterta do prania ;(
ale narzekam... szkoda słów- jakaś chandra mnie dopada... juz stąd zmykam -myślę, że jutro bedzie lepiej.
do zoo...
powracam do ćwiczeń...
wczoraj zaczęłam, mój speper juz odkurzony, wczoraj chwilke ćwiczłam, spaliłam jakies 80 kcal.
czy to dużo? chyba nie, ale zaczęłam się pocić - więc cos może zaczęło sie spalać.
najbardziej chciało mi sie smiac z meza- tak a propos- to stepper męża -- próbuje się zmobilizowac - wczoraj zaczał cwiczyć- tylko nie spadnijcie z krzeseł - na początek 3 min - no no to się napocił i naćwiczył....-ale co tam najważniejszee przynajmniej coś zaczyna w tym kierunku robić.
zobaczymy od dzisiaj juz zaczynam na ostro, śniadanko zjedzone-
dwie kromeczki ciemnego chlebka z białym serkiem, pomidorem, ogórkiem i rzodkiewką,
jeszcze czeka na mnie jabłuszko.
2 kawki, i herbata zielona
znowu za mało piję, woda jakoś mi nie wchodzi, nie wiem czemu... cytryny w bufecie nie ma - a ja znowu zapomniałam zabrac jej z domu
mam tu jeszcze red pulsa - w tabletkach do rozpuszczania - moze zamiast kawy...
muszę dzisiaj jeszcze zastosowac odżywke na paznokcie - strasznie mi się rozdwajają, na oliwke ciepłą -nie mam czasu, może przynajmniej sally hansen - odżywka coś mi pomoże- oby...
o nie!!!
jakies zmęczenie mnie dopadło - trzeci raz próbuję coś napisac i nic... kolejny raz tracę to co napisałam,
juz dzisiaj nic nie napiszę, może po weekendzie znajde chwilkę.
do zoo!!
blisko, coraz bliżej
wczoraj udało mi się juz spakować rzeczy syna i w 90% córki- dobrze że został u babci i dziadka, dziasiaj czeka mnie pakowanie moich i męża- udręka - jak ja nie cierpię pakować :(
z dietą kruuuuucho:(( a @ jak jej nie ma tak nie ma - pewnie czeka na wyjazd- jak ja uwielbiam takie wyjazdy .............
wczoraj wreszcie dotarł stepper- uff 350 kroków w 3 minuty - dzisiaj troche czuje mięsnie na udach - no i dobrze!!
nie uwierzycie - mąz tez się skusił i tez troche ćwiczył- chyba troche sie przejął tym, że mi sie chce - a jemu nie- i musi cos z tym zrobić.
wiecie co zauważyłam?? odkąd zaczełam ćwiczyc - to jakbym miała troche więcej energii - i tak spać sie nie chce, kiedyś o 22 -giej - to juz spałam, teraz to dopiero zaczynam coś robic - (troche ćwiczyć, prasowac) ciekawe na jak długo mi to zostanie :) niestety ale głód dalej jest nie do opanowania wieczorem buu...
wczoraj znowu o 22,30 wszamałam 3 plasterki polędwicy drobiowej - przynajmniej białko ;) no po prostu ten głód jest nie do opanowania, nie wiem juz co z tym zrobic .
myslałm , że ispagul troche mnie zamuli - ale nic z tego :(( pożarłam 3 łyżeczki, zapiłam woda z cytryna i nic. poradzcie co na ten wilczy wieczorny głód? dobrze, że przynajmniej na wypróżnianie dobrze robi.
dzisiaj wieczorem powtórka urodzin szwagra- wczoraj na szczeście udało sie zakończyć imprezke na kawałku tortu sernikowego na zimno i lampce wina musujacego - dzisiaj zaproszenie na kolację - oj znowu dieta pójdzie w kąt
Dzisiaj na sniadanie
1/2 serka chudego ( ok 125 gr)
2 kromki ciemnego chlebka z masłem
pomidor, ogórek, rzodkiewka
herbata zielona, 2 kawy, woda z cytryną
a obiad?
biała kapusta, ziemniaczki, kawałek rzeberek duszonych w sosie własnym chyba niezbyt dobrze kalorycznie - ale trudno,
kolacja??
to się okaże...
do zoo...w piątek - przed wyjazdem :)) hurra!!!!!!!!!!!!!!!!!!
do kitu z dietą a przede wszystkim z ćwiczeniami:(
w niedzielę siostra miała urodziny - znowu porażka, juz od rana mnie ciągneło do jedzenia, po prostu masakra :(
w poniediząłek wcale nie lepiej gotowałam do późna i oczywiście ciągneło mnie - do kosztotowania , wczoraj zresztą też. ważyłam się wczoraj - ale waga narazie stoi w miejscu.
najbardziej martwi mnie brak konsekwencji w ćwiczeniach, wieczorem jestem juz tak zmęczona, że nawet nie mam mysli aby ruszyc naga czy reka- mam nadzieję, że ta krzątanina wokół gotowania - na kilka dni i góra prasowania w jakis sposób "cudowny" spala moje zbędne wieczorne kalorie.
zamówiłam "niby dla męża" steper skrętny- miał wczoaj juz dojśc - ale jakos nie doszedł- może dzisiaj wreszcie dotrze- oby!!!
przede mna dwa tygodnie wczasów - wyjezdzamy w sobote raniutko a pogoda wcale nie optymistyczna - 20-25 stopni!! mogłoby byc troche cieplej - ale cóz oby nie padało - dzieciaki i tak sie będą cieszyc- wreszcie morze i góra piachu na plaży - no i mama z tata 24h na dobe - nie wiem jak ja to wytrzymam nerwowo ;) i no i oni ze mną !!! :)
pewnie nadchodzace dni z @ wcale mi nie pomagaja w zmobilizacji do ćwiczeń i samozaparciu w trzymaniu diety, i znowu w podróży z @ - jak ja lubie takie wyjazdy :(((
ale nie ma co narzekać - przede mna tylko dziaiaj - urodziny szwagra- i znowu dietka pójdzie na misie..., jutro - poprawka z rozrywki- zaprosił nas na uroczystaa kolacje i piątek!!! wielkie pakowanie!!
i upragniona sobota...
nie wiem jak często w trakcie urlopu tu zaglądać - ale przynajmniej podzielę się informacjami na temat pogody optymistycznymi oczywiście :)
z dieta to nie wiem jak bedzie- sami bedziemy gotowac - stąd to wielkie gotowanie przed wyjazdem - leczo warzywne i dietetyczne gołabki- aby na miejscy nie spędzic całego dnia w kuchni - ale pewnie nie obejdzuie się bez rybki z panierką itd - jak sobie przypomne te rybki z jednej smarzalni....och dobrze że to juz bliżej niz dalej :))
tym optymistycznym wpisem kończe do zoo.. wkrótce :)
sobota- a jednak mały sukces !!
waga trochę drgneła- -1kg zawasze to coś
ale też troszkę wczoraj ćwiczyłam, nawet syn zauważył małe zmiany, -mama ćwiczy??!! - hm, zapytał : - mamo dlaczego ćwiczysz? po co ci to, chce ci się??!!,
no ładnie, wśrod własnej rodziny uchodze za leniucha i nieudacznika !!!
ispagul jednak trochę działa, nie chce mi się tak bardzo jeść, jednak opanowanie wieczornego wilczego głodu - dużo, nawet bardzo dużo kosztuje!!
alergia znowu daje o sobie znać - troche dłużej na dworze i znowu katar, kichanie - ledwo żyję - już sobie mogę wyobrazić co będzie na urlopie, pewnie podwójna dawka leku nie wystarczy - ale po co martwić się na zapas!!!
wreszcie za tydzień będę już nad morzem :) byle do soboty :))
dzis juz piatek :)
jeszcze tydzień i wyjazd nad morze, mam nadzieje, że pogoda sie nie zepsuje. kazdorazowo jak wyjeżdzaliśmy - czytaj nad polskie morze - pogoda byla wymarzona. mam nadzieję, że i tym razem tak będzie wczoraj dzień raczej bez rewelacji ;) rano: mała bułka z serkiem białym z warzywami, na to plasterki pomidora, ogórka i rzodkiewki, II sniadanie : 1/2 opakowania makreli w galarecie ok, 100gr 2 kawy, 1 zieleona i niezliczona ilośc szklanek wody 3 x 2 łyżeczki ispagulu obiad: 2/5 paczki ryżu, 1/2 schaboszczaka i góra buraczków z papryka kolacja: 1/2 opakowania sledzia w galarecie no i czysta rozpusta 1/2 szklanki jogurtu naturalnego podłodzonego z galaretka - no nie mogłam sobie odpuścić :( ale było warto:)
a dzisiaj rano: szklanka wody z cytryną i kawa na obudzenie :P
śniadanie: dwie kromeczki cieniutko z masłem i kiszonym ogórkiem
II świadanie: 400 ml.maślanki i kawałek serniczka 1,5 cm. x 3,5 cm
na obiad bedzie biała kapusta, ziemniaczki i rybka
podwieczorek- wczoraj przygotowany serniczek na jogurcie naturalnym z galaretka i owocami ( borówka i truskawki)
na kolacje>?? może jajko na twardo i 4 -5 kuleczek zottarelli
Nie wiem ile to kalorii - ale może w 1500 się zmieszcze??
a jutro ważenie i mierzenie- chociaz nie spodziewam się cudów. ćwiczenia trochę odpuściłam - wczoraj tylko 5 min skakanki i kilka wymachów nóżkami, brzuch jak balon przed @.
dzisiaj to nie wiem co się uda zrobić - z tego co juz było to tylko 2 serie schodów w pracy z parteru na II piętro i z parteru na III piętro.
mam ochotę na łyżworolki - ale jak sobie pomysle ja stara baba, dzieciata z taaakim dupskiem na rolkach ?? tym bardziej, że nigdy na nich nie jeżdziłam - ale jak się kiedyś zdecyduję -to na pewno będzie z tego niezły cyrk:))
czwartek- kolejny dzień liczenia kalorii
wtorek i środa jakoś niepostrzeżenie minęły, próbuje uważac na to co jem, ale czasami wiecie- skusi czekoladka- i tak we wtorek . zresztą jakiś ten wtorek był do niczego - zmęczenie jakieś mnie dopadło- czy co, ledwo żyłam, ale zdąrzyłam wieczorem jeszcze trochę poćwiczyć, w środę niestety tylko skakanka :(, sił już brakowało.
zbliża sie @ zatem pewnie to jest przyczyną i wieczorem znowu dopada mnie wilczy głód.
no i brak porządnego wypróżnienia - to też minus obecnego stanu, zaczęłam zarzywać ispagul- nie jest to takie straszne paskudztwo jak pisałyście na forum, ale nie widzę na razie efektów w zakresie zmniejszenia łaknienia- no moze ciut, ciut - wczoraj, ale to po 3 seriach 2 łyżeczek. dziewczyny pisały że skutecznie zapycha, ale chyba nie mnie. moze muszę zmienić nastawienie, nie czuje pustki w żołądku, ale też nie czuję, zeby był pełny.
to dopiero trzeci dzień jego zarzywania - zobaczymy, do końca paczki - a jak nie da efektu to może spróbuje slim green - wdziałam taki watek na forum, ale nie wiem, jak sie rozwija.
do zoo.
niedziela i poniedziałek
do niedzieli nawet nie chcę wracac, śniadanie nawet utrzyłało się ryzach
biała pieprzowa z wody i reszta niezjedzonej przez małą fantazji, potem obiad - nawet nawet- rosół z makaronem, królik i czerwona kapucha, a potem to już czysta masakra:((
siostra miała urodziny, wiec kawa - tort lodowy - 1/2 małego kawałka- bo mnie zasłodziło brrr., a potem schabik z grilla i 2 cieniuteńkie grilówki, to jeszcze nie koniec- jak wrocilismy do domy - to dopiero byłam głodna - a to za sprawą czerwonego winka- wody nie było bo sie właśnie wypiła :( i w ruch poszedł oscypek - taki jeden mały na zimno, a potem jeszcze na ciepło- miałam wyrzuty sumienia, ćwiczyć się nie chciało - pełna porażka.
poniedziałek - uzupełniałam moje wpisy w tajnym spisie - "co jem" i oczywiście jak już ładnie odświeżyłam sobie pamięć, przewertowałam kalkulatory kalorii, ładnie powpisywałam, to na koniec nie zapisałam zmian i w ch...rę poszło tyle pracy.
wczoraj juz próbowałam trzymać dietę - rano serek z papryka, dwie kromeczki z pomidorem, 2 ogóraski kiszone- swoja droga musze sprawdzic jak sie mają moje kiszone- i 3 łyki kefiru - to tyle w pracy do 15-tej, potem obiadek, małe ziemniaczki, mizeria z pietruszką i schabowy ( bomba kaloryczna!!!) potem na kolację tylko 1/3 makreli , paseczek rokpola 1cm x 5 cm, (ciekawe ile może ważyć - musze to sprawdzić - może dziaiaj) i plasterek kiełbaski wiejskiej.
potem juz tylko gotowanie leczo z cukini, odłozyłam kilka plastrów do upieczenia - ale jakoś do tego nie doszło- może dzisiaj zjem ją na kolację.
leczo wyszło super kilka łyżek też się zjadło- taki mały grzeszek- i to na koniec dnia- kiedy przed snem nie powinnam jeść. dzisiaj będzie lepiej. wieczorem 8 min i 8 mni arms i 6,5 skakanki.
no, no, mój mąż jest pod wrażeniem. wczoraj mówi mi - no nie spodziewałem sie, tak długo wytrzymasz? to kolejny dzień, kiedy ćwiczysz - a jednak.
mam motywację za 2 tygodnie będę na plaży ( nikomu o tym nie mówię, ale chcę jako tako wyglądać), odrazu krakowa nie zbudowali. a ja będę miała poczucie, że cos w tym kierunku robiłam :) ale satysfakcja:))
od kilku dni cwicze na skaknce- ale boję sie czy czasem jeszce nie rozbuduję dodatkowo łydek - juz tak wydają się być ogromne - 36,5 cm, masakra - ale chyba będę musiała się z nim pogodzić takie już są, troche tłuszczyku na nich jest - może jakies balsamy - albo zawijanie folią na noc? musze nad tym pomysleć, może ktoś ma sprawdzoną metodę na ich odtłuszczenie?