Dziekuje Wam dziewczyny za te wszystkie słowa otuchy i wsparcia... najważniejsze dla mnie chyba było przeczytac że nie popełniam największego błedu... tego chyba potrzebowałam...
sytuacja jest nadal napięta... w sumie od poniedziałku do wczoraj żylismy jakby rozmowy nie było... więc sytuacja się nie zmieniła... ale od niedzieli nie widzę żeby nadal szukał...
wczoraj go zapytałam co mam robic z opłatami za następny miesiąc a on zdziwiony pyta:"jak to co zrobić?? nie rozumiem..." no to mówię że 28ego zawsze robie przelewy na nastepny miesiac czynsz itp i nie wiem czy bedzie tu nadal mieszkal.. patrzy na mnie zdziwiony... chyba myślał że jak mi pomógł dwa razy w ciżgu tego tygodnia jak szykowałam kolacje to już będzie ok i nadal będziemy żyć jak do tej pory...
pewnie moja wina tkwi w tym że jak mnie zapytał czy mu pomogę szukać mieszkania to powiedziałam że nie i że nie zrobie tego bo nie chce żeby sie wyprowadzał ale to nie znaczy że chce żeby było jak do tej pory i chyba fakt że tego nie dodałam spowodował że poczuł sie znów pewnie i myslal ze "jakos to bedzie"
zapytal mnie o co mi w koncu chodzi i czego ja chce... to mu powiedzialam ze chce zeby spedzal z nami czas.. zebysmy co jakis czas zabierali gdzies dzieci i spedzali fajnie czas... chce zeby mi pomagal w opiece nad dziecmi.... w lekcjach... w zajmowaniu sie domem... ze nie chce ciagle byc niewystarczajaco dobra bo zawsze sie czegos czepi, jak nie gotowania, to tego ze nie wygladam jak trzeba... albo ze za malo zarabiam... dosc juz mam poczucia bycia najgorsza zona na swiecie....
no to sie dowiedzialam ze wyolbrzymiam i dorabiam sobie wiele rzeczy... i ze on nigdy nie powiedzial ze jestem beznadziejna... coz nie powiedzial tego dokladnie tymi slowami ale tak wlasnie sie czuje...
koniec koncow wyszlo na to ze i tak jest moja wina... bo to ja przesadzam itd... i ze jak ja chce zeby sie wyprowadzil to tak zrobi...
zapytalam czy uwaza ze za duzo wymagam... powiedzial ze nie... siedzial chwile cicho a potem stwierdzil ze mam racje i ze najlepiej bedzie jak sie wyprowadzi... bo jak nie to i tak sie nie dogadamy bo ja rozgrzebuje przeszlosc.... to sie pytam jak ma byc dobrze jak nie wyjasnimy sobie co bylo źle do tej pory.. nic nie powiedzial tylko stwierdzil ze jak tylko cos znajdzie to sie wyprowadzi...
Dzis rano wstalam i zeszlam na dol... on juz tam był... siedział zwiniety w kłebek na kanapie... a jak zeszlam to poszedl na gore sie położyć... i śpi do tej pory...
a wystarczyło by schować swoją męską dumę do kieszeni i powiedzieć... spierdoliłem przyznaje sie... ale kocham Was i bede walczyl... nie rozstawajmy sie...