no, cos ruszyło
...może to po dwóch maleńkich racuszkach, które zjadłam u mamy na podwieczorek:) fakt faktem - dziś mam znowu mniej. Szkoda, że według planu -> kg na tydzień, jestem 1kg w plecy, a przede mną wyjazd na komunię. Trzymajcie za mnie kciuki.
nooo, nic sie nei dzieje:(
no, zastoju ciąg dalszy. Niby mam te 400g mniej, ale powinno być już 1kg mniej a za w zasadzie już prawie dwa:( Nie lubię zastojów
kolejny zastój
No, tak. z regularnością kalendarzowa, co miesiąc mój organizm zatrzymuje wagę. Niestety. w zeszłym tygodniu spadło z programowej wagi jedynie 200g. Nie licząc kg który nabyłam w święta. Wiem, że to normalne...ALE JAKIE IRYTUJĄCE!!! znowu będę sobie musiała z moim organizmem pogadać.
święta, świeta...
No i przeżyłam święta. Musze przyznać, że ciut nagrzeszyłam pierwszego dnia. Wizyta u rodziców narzeczonego i mojej mamy...No, cóż tu dużo mówić...wzorem do naśladowania nie byłam, jednak po powrocie dopadły mnie wyrzuty sumienia i od razu wskoczyłam na rowerek. Niestety waga następnego dnia bezlitośnie wskazała 1 kg więcej. Załamka. Na szczęście w ciągu 3 dni nie tylko waga wróciła do stanu porannego z dnia rozpusty kulinarnej ale i o 200g pokazała mniej :) Znaczy upiekło mi się :) Jak mawiała moja babka - mam więcej szczęścia niż rozumu :) Walczę dalej
no, nie wierzę...
MÓJ ORGANIZM SZALEJE....dziś mam znowu o 600g mniej i tym samym przekroczyłam magiczne 75kg:) chyba podziałała groźba, że jak nie ruszy w dół waga zmniejszę mu dostawy i zwiększę zapotrzebowanie na "paliwo ". Stare metody jak zastraszenie, terror, groźba - zawsze działają:)
huuuurrrraaaa!
po półtora tygodnia zastoju, wyrzutów sumienia i irytacji stało się! waga drgnęła. :) huuurrra!
najczarniejszy dzień...
No, niestety - nadszedł najbardziej przeze mnie nie lubiany czas w diecie. ZASTÓJ... tak wiem, że to normalne, że tak się dzieje, że organizm przestawia się na zmniejszone porcje jedzenia. WIEM. Ale jak mnie to dołuje... ! A do tego ta barowa pogoda. Smutno, zimno, deszczowo. Przy takiej pogodzie nie myślę o niczym innym jak tylko o jedzeniu. Nie bez powodu każda dieta "klęka" jesienią. Mało tego - przeczytałam ostatnio że w okresie "zastoju" organizm wyłapuje ze zdwojona uwaga każde kcal, każdy cukier... a trochę sie nagrzeszyło... bez wielkiego szału, ale jednak. No i pojawia się myśl..." a może ten zastój to przez ten cm2 kaczki który podjadłam dodatkowo do obiadu z talerza swojego faceta? " albo " trzy żurawiny dodatkowe?" Wiem...absurd, ale gdyby nie absurdy czy wyglądałabym teraz tak jak wyglądam
Aleeeluuuja!
Dałam radę!!! Wprawdzie okupiłam ją trzema skrzydełkami więcej na obiad, ale bez tłuszczu :) więc liczy się jako sukces. Do tego godzina na rowerku. Świat szczupłych ludzi stoi przede mną otworem :) Wprawdzie waga dziś już drgnęła tylko o 100g :) ale to oznacza, że najwyższy czas, przestać ważyć się co dziennie.
Dzięki za wsparcie
klątwa dnia trzeciego
no, i zaczyna się. A może dziś jeszcze sobie podjem, może tylko ciasteczko, chipsiki albo chlebek z boczusiem. A jutro... i tak prze kilkadziesiąt natępnych jutr. No i dopadła mnie klątwa dnia trzeciego. Głód oczywiście nie fizyczny, tylko pschiczny. Dawno nie udało mi się tego przeskoczyć. Może tym razem...