Poniedzialek - 760 kcal. Wtorek - xxx (niezdrowy bo alkoholowy, ale bez jedzenia). Sroda - 780kcal. Czwartek 570kcal. Piatek (sniadanie 160kcal za ma i juz mnie nie ma)
Mam nadzieje ze waga pokaze mi w poniedzialek stosowny spadek, ale tez ze spadnie tempo zycia i zaczne znowu dobijac do 1000kcal. Uczucie ssania w zoladku jest mile, ale tylko na krotka mete - ja mam juz dosc.
Po poludniu poszarpie sie z meblami i spedze pierwsza noc w nowym lozeczku. Wiecie ze moj facet obrazil sie za ta sypialnie? A konkretnie za to ze nie skorzystalam z jego pomocy (przy zakupach, malowaniu, a teraz skrecaniu). Moj boze, gdyby kobiety mialy tak delikatne ego to gatunek ludzki wymarlby zanim zdazylby wyjsc z jaskin ;)