Moje próby ... na nic.
Próbuję, próbuję ... i nic!
Jak już spadłam ze dwa kilo, to po tygodniu okazuje się, że ni stąd ni zowąd mam je z powrotem, a nawet 0,5 kg więcej. Ciekawa jestem dlaczego? Skoro "nie zgrzeszyłam". I to jest u mnie najprostsza droga do ciągłej załamki i niewiary w możliwość zmiany własnego wizerunku (w tym dosłownym słowa znaczeniu).
Nie pozostaje mi nic innego jak tylko czytać Was na Vitalii.
Nie mam już siły....
Uff
Dobrze, że istniejecie, bo mimo, że mi nic nie wychodzi z ponownym zgubieniem nadmiaru sadła, lubię chodzić po tej stronce i czytać co u Was.
Bo ... miło poczytać, że wam się udaje (zapala się wtedy we mnie iskierka nadziei, że może u mnie coś ruszy) lub że umiecie poradzić sobie ze słabszym dniem w waszej diecie. Biorę z was dobry przykład, ale na niewiele jak na razie się on zdaje.
znowu
No i było już tyci lepiej, ale święta zrobiły swoje i zaczynam ... od samiutkiego początku. Już nie wiem (nie wierzę?), że mi się uda. Ale spróbuję. Trzymajcie kciuki.
Na Nowy Rok życzę sobie cierpliwości w tym względzie - u mnie bardzo powoli "uciekają" kilogramy z tłuszczykiem. Ciekawa jestem kiedy zobaczę pierwszy symptom - po miesiącu, dwóch czy trzech najwcześniej?
Od jutra ćwiczenia i poskramianie apetytu na wszystko, zwłaszcza słodkie.
Stres
Moje młodsze dziecko na nowo zaczyna fundować mi sporą dawkę stresogenną. Nie mogę do niej dotrzeć. Wpadła w takie towarzystwo, że nikt nie chciałby, by ich dziecko miało "takich" znajomych. Zaczynają się ucieczki z ostatnich lekcji (lub opuszcza pierwsze); popala i ... jeszcze wiele "takich innych" spraw, o których już nie chcę tu pisać, a które są dla mnie ciężkie do przełknięcia (ma 15 lat, a wydaje jej się, że może robić to, co dorośli ludzie).
Dziś, po pewnym "incydencie" dowiedziałam się, ze nie jestem dla niej matką, nienawidzi mnie, ojca i całą rodzinę, że pożałuję tego, co jej robię (bo ja nie chcę dopuszczać do pewnych głupot - z mizernym skutkiem mi to wychodzi) .
Z Jej ust wypływa sam jad.
Wie, że robi coś źle, ale mówi, że będzie robiła to, co zechce i nic nikomu do tego!!! A najgorsze jest to, że niestety wiem, że będzie chciała brnąć dalej w najgorsze.
Przyszła pora na radykalne zmiany - będzie ciężko!
Jak na razie przegrywam
Jak na razie przegrywam walkę sama z sobą. Jest jeszcze gorzej niż ostatnio pisałam. Nie wiem co się dzieje. Puchną mi stopy -chyba zatrzymuje mi się woda w organizmie; przez ostatni tydzień 2 kg w górę (nie wiem jaka jest tego przyczyna). Jak tu się po prostu "nie załamać". Ciężko mi dosłownie i w przenośni.
Podsumowanie września.
Myślałam, że po 1 miesiącu napiszę w pamiętniku: schudłam chociaż ze 2 kilo. A tu klops!
Staram się uważać co jem, a skutek jest odwrotny. Ciągle o tym myśląc, "kuszę" się na rzeczy, których bym na pewno nie zjadła chcąc się odchudzić. I co?... Jednak jem, jem, jem.
Te słodkości, owoce; ten mój apetyt na nie!
Staram się, ale nie potrafię nad tym zapanować. To nie jest tak, ze ciągle coś żrę - tylko nie potrafię sobie odmówić, jak mam na coś ochotę.
Zatem moje starania (raczej złe starania) nic na razie nie dają, bo ulegam pokusom.
Może za miesiąc będę miała dla siebie lepsze wiadomości.
Może się uda..
Najpóźniej od września - szarość dnia czyli powrót
do diety
No cóż. Życie bywa "okrutne".
W lipcu wyjechałam do Bułgarii. Wspaniała pogoda, opalenizna; ubyło mi 2 kg. Żyć nie umierać! Cieszyłam się i to bardzo. Najwięcej z tego, że nie potrzebowałam pocieszycielki "słodkości".
Cóż z tego. Teraz ważę 2 kg więcej niż przed wyjazdem! Tylko kilka razy sobie pofolgowałam do woli (grill, słodycze, które uwielbiam momentami) i efekt jak wyżej opisałam.
Zatem nie pozostaje mi nic innego jak zacząć swoją wędrówkę z gubieniem kilogramów OD NOWA. Niestety!
W tamtym roku o tej porze miałam minus 20 kg ...i stało się!!!
ZACZYNAM OD NOWA!!!
Dzisiaj wyjeżdżam na kilka dni do Słowacji - będę tuż, tuż obok granicy z Polską. Może to będzie ta dobra pora na powrót "ujarzmiania smoka"?
Jak nie, to na bank zacznę od następnego tygodnia.
A od września - nie ma zmiłuj: dieta na całego i ćwiczenia (które zarzuciałam dawno temu).
Trzymajcie za mnie kciuki!
Pozdrawiam wszystkie moje "dobre duszyczki", które pomagają mi trwać w tych moich złych dniach.
Trzymajcie kciuki
Co u mnie? Ogólnie nieciekawie!
Ostatnie miesiące w pracy byłu raczej udane. "Narobiłam" się i jestem zadowolona. Niestety problemy nazwijmy je domowe kruszyły i nadal kruszą moją już nadto nadwątloną psychikę, cierpliwość, wyrozumiałość.
Problemy, z którymi się borykam od kilku miesięcy, chyba mnie przerastają albo może nie umiem sobie z nimi poradzić i zadziałać właściwie (skutecznie) -a powinnam! Skuteczność moją torpeduje moje dziecko. Mam wrażenie, że nie chce "samo sobie pomóc"... No cóż próbuję działać, ale chyba nie wychodzi mi to dobrze... ale próbuję....szkoda, że się "oddalamy" często od siebie- a to przeszkadza działać w zaradzeniu w złych chwilach .
A moja waga - raz większa, raz mniejsza (97- 98 - 97 - 96-100 - ...) - teraz znowu tak wzrosła, że już tracę nadzieję na lepsze czasy (to tracę apetyt, żeby za chwilę zajadać problemy - ta huśtawka mnie rozregulowała).
:(
Nie mogę dojśc z powrotem nawet do wagi 97,5 a co dopiero do tej z sierpnia (89). Próbuję i próbuję - raz w górę, raz w dół...
Moje zycie legło w gruzach - problemy wych. z dzieckiem, z któymi to nie mogę sobie poradzić - doprowadziły mnie do strasznego stanu. Zaradzam, zaradzam, ale bez efektów. Moje chęci same nie wystarczą, a dziecko nic nie chce zmienić...
czekam
...czekam na wiatr co rozgoni
ciemne sklębione zasłony,
stanę wtedy na raz
ze słońcem twarzą w twarz...