Drugi raz w życiu postanowiłam podczas postu (czyli do Wielkanocy) nie jeść słodyczy. Pierwszy raz zrobiłam słodyczowy odwyk w 2011 roku, pisałam tu o tym, udało się i b. dobrze mi to zrobiło. W 2012 roku, jako że byłam w ciąży, to zrobiłam sobie inne postanowienie, nie dotyczące jedzenia. No i już nie mam żadnego powodu, by w tym roku nie powtórzyć akcji i rozpocząć tradycję corocznego odstawiania słodyczy na czas postu.
Dla tego celu musiałam sobie najpierw zdefinować co to są dla mnie "słodycze", i tak za słodycze uznaję:
- wszelkie słodkie wyroby cukiernicze (ciasta, ciastka, drożdżówki itd.)
- lody
- cukierki
- czekolady, bombonierki
- batoniki
- deserki typu danio
- galaretki
- budynie, kisiele
- wszelkie przegryzki typu chipsy, paluszki itd.
Za to dozwolone sa wszelkie owoce, placki czy naleśniki na słodko (czyli coś obiadowego). Na razie odwyk przebiega ciężko i opornie, ale uczę się jedzenia na deser owoców, wczoraj np. tarte jabłko z kawałkiem banana, rodzynkami i płatkami migdałów - pyyycha!
Tylko proszę mi tu nie pisać, że naleśniki czy owoce to też słodycze - ja mam własną definicję i wiem czego nie chcę jeść