Uwielbiam szpinak
Zazwyczaj kupuję mrożonki, mogą być zarówno rozdrobnione, jak i w liściach. Podgrzewam chwilę na patelni, dodaję odrobinę soli morskiej, wyciskanego czosnku i łyżkę śmietany (może być mleko lub ser). To ostatnie pozwala lepiej przyswajać drogocenne żelazo. Wit. C zapobiega zawałowi i zapaleniu stawów, luteina dobrze robi na wzrok i zapobiega rakowi (m.in. jelita grubego), szpinak pobudza też pracę trzustki i wspomaga trawienie, zawiera również kwas foliowy ważny dla kobiet planujących ciążę. No i 2 szklanki liści szpinaku to zaledwie 13 kcal. UWAGA - wersji z czosnkiem nie jeść przed wyjściem do ludzi
Ja najczęściej szpinak jem z kaszą, dziś np. była to (również b. zdrowa i niedoceniana) kasza jaglana - gotowana z laską cynamonu (b. wzbogaca smak), tartą marchewką i zielonym groszkiem (groszek dodajemy już po ugotowaniu kaszy), można posypać koperkiem, natką pietruszki (kolejna niedoceniana bomba witaminowa). PYCHA! I po co mi jakieś ciacha, tłuste mięsiwa czy kanapkowe zapychadła..?
Pojawiam się i znikam, chudnę i tyję...
Znów nie zajmowałam się sobą, przestałam zwracać uwagę na to co jem - i były ciągle jakieś podgryzki, ciasteczka na stres, ciężkie i tłuste zapychacze na ukojenie - brr.. Źle się czuję z takim jedzeniem, a tak dobrze, gdy dbam o siebie - dlaczego wciąż tak trudno mi zmienić zwyczaje żywieniowe na dłużej niż tydzień..? Wiem, wiem - ciągły pośpiech, kołowrotek emocji bez chwili zatrzymania się, gonienie siebie nie wiadomo po co i gdzie. Ile jeszcze będzie trwać taka zabawa z samą sobą...?
Nie chcę już nic sobie obiecywać, składać postanowienia na "wieki wieków". Chcę trochę zwolnić, zadbać o czas, oddechy i chwile relaksu. Nawet w drodze z pracy - inaczej patrzeć na to co mijam. I życzę sobie powodzenia
Taktyka odżywiania w pracy
Jeśli chcę zdrowo się odżywiać, potrzebuję małych pojemniczków na jedzenie do pracy. Niestety, przygotowywanie jedzenie wymaga też nieco więcej czasu niż poranne zakupy buły i serka :) Na razie planowanie i przygotowywanie sprawia mi przyjemność, mam nadzieję że się nie znudzi, ale stanie się moim zwyczajem.
Na jutro mam przygotowane musli i serek z tofu z chlebem na naturalnym zakwasie. Musli własnej roboty - płatki owsiane (ze sklepu ze zdrową żywnością, nieprzetworzone), prażone pestki dyni, słonecznika i ziarna sezamu z łyżeczką mielonego siemienia lnianego. Do tego starte jabłko. W pracy zalewam płatki gorącą wodą, po kilku minutach dodaję ziarna i jabłko. Żadnego mleka! A na drugi posiłek tofu wymieszane z ziołami i szczypiorkiem, smarowane na chleb na zakwasie (b. zdrowy, dostępny również w eko-sklepie).
Diety nie działają
Przekonałam się na własnej skórze - okresowe diety nie działają. Nie ma takiej diety, którą stosujesz przez jakiś czas, a potem kiedy spadnie parę kilo i dieta się kończy - wracasz do starego sposobu odżywiania i nie tyjesz ponownie. W ciągu ostatniego roku moja waga skakała: 5 kg w dół, 5 w górę itd. Ostatnio byłam na urlopie z postem oczyszczającym i nauką zdrowego odżywiania. Wiele się nauczyłam i teraz wiem, że nie ma innego sposobu na prawidłową wagę jak TRWAŁE przestawienie się na rozsądne, zdrowe i racjonalne odżywianie. Żadne diety, dziękuję.
Przed wyjazdem moja waga wynosiła prawie 5 kg więcej niż kiedy tu się zapisywałam. Teraz odżywiając się racjonalniej, bez głodowania i specjalnych wyrzeczeń - jest o te 5 kg mniej. Nie mam zamiaru się ścigać ze sobą na ilości zrzuconych kilogramów - chcę zdrowo żyć.
Prosty przepis na dyniowe danie
Kawałek dyni obieramy i kroimy na kwadraciki, dusimy na patelni (na wodzie) do miękkości, dodajemy kilkanaście oliwek, solimy solą morską (lub gomasio - czyli podprażony sezam z morską solą - b. zdrowy dodatek do wszelkich potraw), dodajemy łyżeczkę śmietany - i gotowe! Można sobie modyfikować - ja np. dziś udusiłam dynię z selerem.
I tak generalnie wygląda moje aktualne menu :o) Jeśli ktoś skorzysta niech da znać, będę dzielić się kolejnymi odkryciami.
Wracam
Po dłuższej nieobecności - wracam - do dbania o odżywianie i wpisów. Dziś 5 dzień diety, którą mogę nazwać warzywno-owocowo-kaszową, bo poza wymienionymi nie jem w zasadzie nic innego. Na razie działa.
Pół-głodówka sobotnia
Poczytałam i postanowiłam wprowadzić jednodniową głodówkę, na dobry początek poukładania się z zmianą stylu odżywiania. Pół-głodówka, bo sukces był połowiczny - wytrzymałam do 17, potem zjadłam
kiwi i zupę, a na kolację owsiankę. Bilans kaloryczny w sumie na minusie,
i rano prawie kg w dół, ale nie to planowałam.
Może napiszę jak się czułam i dlaczego nie udało się wytrwać całego dnia:
do 11 rano zupełnie w porządku, potem od południa coraz gorzej
- i burczenie w brzuchu oraz uczucie jakby mnie wsysało do środka ;) to żaden problem, ale zaczął się potworny ból głowy. Wiem, wiem - to
znak, że organizm się oczyszcza i pozbywa się toksyn, ale po 2 godzinach
męczarni, kiedy nie mogłam ani czytać, ani zasnąć - poddałam się.
Za to nawet sobie nie wybrażacie jak mi teraz smakuje zwykły twarożek
czy kawałek chleba chrupkiego!
A dodatkowo teraz wiem, że taki głodek kiedy burczy w brzuchu przed posiłkiem to żaden problem.
Nic lepszego...
...u mnie się nie dzieje. Nadal siedzę w dołku i wszystko mnie przygnębia. A to diecie nie służy... Piękna pogoda wielu cieszy, mnie przygnębia - zazdrośnie patrzę na coraz śmielej ubrane kobietki i czuję się jakaś napuchnięta, zgrzana, spocona i oklapła.
Ale zaglądam tutaj mając nadzieję, że pozytywne wpisy mnie zmotywują, a odzywam się w pamiętniku z ludzkiej przyzwoitości - żeby ci co czytają wiedzieli jak to u mnie bywa - i lepsze i gorsze dni.
A może po cichu liczę, że ktoś poklepie życzliwie po ramieniu... i napisze ciepłe słowo.
Kontuzja :o/
Mam kontuzję nogi i jestem mało ruchliwa - co niestety nie słuzy mojej diecie, przytyłam. Mało tego, wygląda na to, że nie będę mogła biegać, co b. dobrze mi robiło. Będę musiała wymyśleć aktywność, która nie obciąża stopy, ech... A ortopeda mówi, że najważniejsze dla mojej nogi to nie obciązać jej nadwagą... Powinnam chyba poczuć dodatkową motywację, a czuję się jakaś przygnębiona...
Zwiększyłam "pasek" :o(
Niestety, musiałam przesunąć pasek wagowy o pół kilo - święto, tort i poszło. Za to dziś resztę torta oddałam i pozbyłam się z domu - A KYSZ! I powiem Wam, że wcale jakoś specjalnie mi nie smakował po tych 2 bezsłodyczowych tygodniach - normalne słodycze są dla mnie duuuużo za słodkie, jakby łyżeczką cukier jeść - brr...
A potem czuję jakąś ciężkość w żołądku, a czasem ból w okolicach
trzustki - widać jej też nie służy słodkie.
A bez słodyczyc czuję się BARDZO DOBRZE - więc wniosek jest dość prosty. Zobaczymy co będzie dalej.