no więc jak zwykle wyszło na to ze jestem zła i niedobra..
Bylismy u rodziców na obiedzie i sie poklocilismy z malzem,mama wziela jego strone(jak prawie zawsze,grr.. czemu ja nie mam takich tesciow?! :( ) no i wyszlam.
Jak to zawsze w podobnych sytuacjach bywa nie bralam z domu torebki z dokumentami i kasa(no bo po co,jak samochodem z kierowca tylko na obiad)
Tak wiec z bielan na mokotow z buta(z google mam wyszlo ok.12,5km. Przejechalam na gape co prawda 3 przystanki ale tylko dlatego ze rozkopane i na wiadukcie i pod nie ma jak przejsc a i pomiedzy tez.
Myslalam ze nie dam przejsc.ale bylo mi tak dobrze(nadal prawie nic nie slysze na dwa ucha) wiec przytlumione dzwieki,spokoj, wlasne ulubione tempo szybkiego marszu..dawno sie tak przyjemnie nie zmeczylam i wogle. Po drodze zaczal deszcz lac wiec odwiedzilam(kolejne 2km) na 1.5h przyjaciolke-ploty tez robia dobrze,zwlaszcza takie na luzie,bez dziecka,i bez malzenskiego podsluchu ;)
A droga powrotna.. znowu z buta ;) choc tym razem deszcz mnie nie ominal :/
A teraz dluga, goraca kapiel w celu wymoczenia nog i jutrzejszych MEGA zakwasow-starosc nie zawsze radosc :P
Tak wiec jestem baardzo dumna ze swojego spaceru :)(niestety nie powodu,ale oj tam,oj tam) i czekam na efekty na wadze :p