Dziś kupując produkty spożywcze złapałam się na tym, że religijnie czytam etykiety... A to za dużo szkodliwych rzeczy ma w składzie, a to za dużo kalorii... Bawi mnie to, bo od razu sobie przypominam moją ciotkę której zachowanie mnie dziwiło. Jak już wam pisałam wcześniej, moja mama ma turbo metabolizm. Może jeść jak osoba gruba i byc dalej szczupluteńka. Odziedziczyła to po swojej mamie. Moja ciocia, podobne jak ja odziedziczyłą wolny metabolizm i predyskozycje do insulinoodpornosci po swoim ojcu, moim dziadku. Jako nastolatka była trochę przy kości, ale przez to, że w pracy było jej przez to ciężko, postanowiła się odchudzić. Od wielu lat sprawdza kalorie i liczy ilość spożywanego jedzenia. Jest tak szczupła jak moja mama... Z tym, że moja mama je 4 razy tyle co ona. Byłam zawsze zafascynowana tym, że ciotka umie nałożyć sobie taką małą porcje kiedy coś ma w składzie jakiś bardziej tuczący składnik... Jak np. majonez w sałatce wielkanocnej. Ciasteczko? Od święta i to mały kawałek... Żałuję, że nie zaczęłam naśladować cioci wcześniej. Kiedyś myślałam, że ona chodziła głodna, ale dziś jedząc takie ilości jak ona jestem najedzona. W życiu by mi na myśl nie przyszło, że mogę zjeść 2 jajka sadzone z małą sałatką i czasami przez 6 godzin nie czuje po tym głodu i mąż musi mi przypominać, że lunch trzeba zjeść. Miałam kilka razy napad apetytu na jakieś najbardziej kaloryczne i sztuczne żarcie, ale to jednak dopiero jakieś lekko ponad 1,5 miesiąca diety. Zaczełam dietę 9 albo 10 maja o ile dobrze pamiętam. Wiem, że niektórzy pisali, że powinnam sobie zjeść trochę czegoś na co mam ochotę, ale chodzi mi o zdrowie jak i o to żeby mi na ten rodzaj jedzenia nie rósł apetyt. Jak to się mówi? Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Mój mąż swoim zachowaniem zawsze przypomina, że niektóre fast foody uzależniają. Sam wczoraj pochłonął tyle śmieciowego żarcia, że mimo iż czuł się źle to dalej go w siebie pakował. Nawet o 23 podgrzewał sobie placek maślany z wołowiną... Szykuje się do rozmowy z nim na ten temat, bo niby mnie wspiera, ale ostatnio przegina ostro z tym śmieciowym żarciem żeby nawet po nocach je smażyć a potem w nocy stęka, że nie może spać i mnie budzi. Nie chodzi tylko o to, że miewam przez to głupie apetyty i budzi mnie w nocy, ale chodzi o jego zdrowie. Ostatnio też przytył. Nie jest jeszcze tak otyły jak ja, ale ma nadwagę i odmawia ważenia się. Jego rodzice są bardzo "anty grubi ludzie" i jak ostatnio go zobaczyli powiedzieli "gruba cię tuczy". Niebawem on znowu do nich pojedzie a teraz jest większy niż ostatnio. Już wiem jakie będą leciały teksty i będzie to jak zwykle moja wina. To są ludzie, którzy publicznie przy całej męża rodzinie mnie poniżyli i krzyczeli, że nie wpuszczą mnie do rodziny, bo jestem gruba. Od tego czasu nigdy ich nie widziałam i nawet nie mieliśmy wesela, bo oni na weselu zrobiliby jakiś gnój a moi rodzice nie pozostaliby im dłużni. Wiem, wiem... Można było zrobić wesele bez rodziców, ale całe wesele bym tylko myślała o tym, że jestem za gruba żeby zaprosić teściów na wesele. Po prostu mi się zupełnie odechciało i mężowi też. Zjedliśmy obiad z moją rodziną i kilkoma ciotkami męża a potem pojechaliśmy sobie do Grecji świętować sami. Do tego wszystkiego kuzynka mojego męża była werbowana do szpiegowania i namawiania mojego męża, że ma mnie zostawić... Równocześnie ta dziewczyna udawała przede mną, że mnie lubi, dawała się zapraszać mi do knajpy, pożyczała ode mnie kase itd. Mąż uznał, że jest fałszywa, powiedział mi o tym co ona robi za moimi plecami i zerwał z nią kontakt. Oczywiście to była MOJA wina i to ja skłócałam rodzinę. Ironia losu jest taka, że parę lat naprzód i teraz ta kuzynka sama jest gruba. Ciekawe jak teraz ciocia i wujek patrzą na nią? Heca by była jakby była sama na vitalii i czytała mój post 😁 Ta dziewczyna odbiła kobiecie męża i zaszła z nim w ciąże. Została zwolniona z pracy za oszustwa i jej rodzina musiała spłacać ją... Mimo tego ona była stawiana nade mną jako człowiek i teściowa zrobiła z niej swoją wspólniczkę. Doszło do mnie wtedy, że nie ma większego zła niż być grubym. Można być fałszywym, można być złodziejem... Tylko nie można być grubym. Moja teściowa też ma zresztą niezłą historię, ale nie ważne bo jest szczupła. Wiem, że mąż je 2 razy więcej kiedy zbliża się jego wizyta u rodziców (na którą oczywiście ja nie jadę, bo nigdy już nie chce mieć z nimi nic wspólnego ani oni ze mną), bo się denerwuje. Jest to takie złośliwe koło, bo on je z nerwów, że będzie ich widział a równocześnie przez to tyje a oni znowu mają powód żeby mnie atakować chociaż ja ciągle sugeruje mężowi by jadł zdrowo. Widzi ich raz na 6 miesięcy albo raz na rok i to chyba tylko dlatego, że jest jedynakiem i czuje się winny. Są bardzo samotni i zgorzkniali oraz skłóceni ze wszystkimi sąsiadami. Teść to może jeszcze by był jako taki, ale on nigdy się nie sprzeciwi swojej jędzowatej żonie.
Ale się rozgadałam i skoczyłam z jednego tematu na drugi :D Wyrzuciłam to chociaż z siebie i czuje się lżej. Macie też takie okropne przeżycia z teściami?