No i wczoraj obeszłam się smakiem jeśli chodzi o wino bo Nieślubnego zatrzymały obowiązki zawodowe gdzieś na końcu świata. Ot, i nie dojechał. Może wpadnie do mnie w tygodniu. Szkoda. Oczywiście, że cierpiałam okrutnie z powodu nieobecności Nieślubnego. Ale on jest rzadko i się przyzwyczaiłam, a na wino miałam dziką chcicę. Buuuuu.
Za to obudziłam się wcześnie, kawka, małe śniadanko i poszłam w las. Dwie i pół godziny buszowania po krzakach, ale grzybów brak. Jedynie żagiew orzęsiona weszła mi przed obiektyw. Młoda, śliczna ale jednak to bida z nędzą. Mówiłam już, że zajmuję się fotografią grzybową, leśną i górską? Nie? To mówię 😁 Zdjęcia są podpisane wiec chętnym polecam mój profil fotograficzny na FB.
W ramach rekompensaty wyjęłam z zamrażarki ostatnią porcję mrożonych surowych koźlarzy i ukręciłam szybki sos do obiadu. Kurde, kiedy będą nowe? Kcem!