Gdyby wierzyc snom
to sie "cos" czai...Maly strach mnie oblatuje...Poteguje sie stan jakby-depresyjny. I do tego, z dieta juz sobie od dawna nie daje rady. Wydawalo mi sie , ze zmienilam ilosc jedzenia na duzo mniejsza, i zdrowsza, ale efekty, sa wprost odwrotne do oczekiwan. Na nowo zaczelam wymarsze , szybkim, miariowym krokiem, tak okolo godziny dziennie.Potem praca-fizyczna, raczej nie latwa, wiec, chcialoby sie podwojenia efektow...Ech, zeby tylko zdrowie bylo!No wlasnie, przeciez wkroczylam juz w podzialke wagowa, okreslajaca mnie jako osobe otyla....Zdrowiu to napewno nie pomoze!No, coby tu zrobic, no co.....
Wlasnie " przebieglam" sie
po Naszej Klasie,by zlozyc wirtualne zyczonka, popatrzec , powspominac.Taki dzien, wiec...
" G " byla moja dobra duszyczka przez wiele lat w szkole podstawowej. Wchodze na Jej konto. Przegladam zdjecia. czesc - juz ogladalam wczesniej, ale za to na tych najnowszych-"G" wyglada rewelacyjnie! Nie szczedze jej komplementow, niech wie, ze sa tacy, ktorzy moga tylko pomarzyc o takim wygladzie...
Po chwili wpatrywania sie w urocza wciaz " G"- wpadam na fotke naszej klasy sprzed - gratka!- 30 przezlo lat!Wszystkich rozpoznaje bez pomylki! Mogalabym zacytowac z pamieci - liste obecnosci owczesnej klasy...Nie mam z tym problemow...To cieszy...
Powoli - wzrokiem przesuwam po poszczegolnych twarzach..."J"-wyklada na Sorbonie( nie, nie plytkami podloge, nie! Zawsze uczyl sie wyjatkowo dobrze!)," B"- dyrektorka szkoly (och, Ona miala dopiero pamietny okres dojrzewania!)," D" - gdzies w Anglii," L" - jak sliczna z niej dziewuszka! Tylko jakos w zyciu sie cos pomieszalo...Pije na umor, nawet przykro Jej wlasnej Rodzinie o tym mowic, bo to boli...Zostawmy wiec Ja w spokoju..."W" - maz zdradzal Ja z duzo starsza kobieta, biedna podniszczyla sie tym doswiadczeniem."..M "- w zakonie, od lat- gotowala papiezowi Polakowi na Watykanie, pewnie jest juz w Polsce.. i modli sie pomyslnosc tego swiata i niechaj trwa cierpliwie na modlach, bo swiat potrzebuje Jej i Jej ofiary! ".M"- jaki sliczny chlopak! Boze...Zycie Mu nie szczedzi batow! Kocham Go szczegolnie, bo to moj Brat Blizniak..".J" - wesola dusza naszej klasy - tez juz po rozpadzie rodziny..".C "- gdzies na poludniu Polski, widac-szczesliwy! Bogu Dzieki..".M" - zona Mu na raka choruje, a On? podobno zdradza Ja z Inna....Powstrzymaj sie Czlowieku! Troche szacunku dla Osob cierpiacych! Przeciez to Matka Twoich dzieci! A " T"? co z Nim? Prorokowalo zycie nie zbyt dobrze, ale Jakis Swiety m,usial walczyc o Niego zawziecie!" T" ma prawdziwia , dobra rodzine, Corke przesliczna, i niech tak bedzie! A Krstyna co zawsze zzerala jedna literke w pisowni swojego imienia? Ano, dalej kultywuje swoje przyzwyczajenie, czego macie dowod gdzies w stopce...Ot, taka rzeczywistosc IV A...To sie stalo z nasza klasa, to sie stalo z IV A....
Od dluzszego juz czasu
mierze sie z tematem ludzkiego cierpienia. Temat tak stary jak ludzkie zywoty na tej ziemi, wiec nic odkrywczego nie wnosze w rozwoj cywilizacji swymi domyslami. Tak sie sklada, ze dwie z bardzo bliskich mi Osob - walcza z choroba rakowa, i z tego tez powodu nie napomyklalam nic w tym temacie na lamach tegoz "zwierzelnika" (a to od slowa :zwierzenia...), bo wnioski jakimi z Wami sie podziele - moga - delikatnie mowiac - zabolec bezposrednio Osoby Walczace z Choroba, bo One maja prawo czuc sie ze swoim cierpieniem - bardzo, ale to bardzo pokrzywdzone, Nawet tu nie dyskutuje! Jednak, coraz czesciej odczuwam skutki dojrzewania swojedgo Pierworodnego, a wraz z Jego dojrzewaniem - niestabilnosc nastroju, zachowan, mysli i uczuc. Ilez w takim wieku osobob-zblodzilo i dokonalo zlych( na cale zycie) pograzajacych w zyciowym bagnie - wyborow? Nawet nie smiem okreslic w procentach, ale slysze nieraz ze jakies dziecko bylo bardzo dobrze zapowiadajacym sie uczniem, naukowcem, sportowcem (i kim tam jeszcze?), a skonczylo w rynsztoku ludzkich zachowan?! Widze na wlasne oczy mlode dziewczeta sprzedajace sie za papierosa , narkotyki, dla paru groszy - najmniej z potrzeby sytuacji...Ile z tych Mlodych Osob konczy w mogile z napisem "Osoba nie znana"? Wiele, zbyt wiele....Mozna sie zaraz zapytac, dlaczego tyle pesymizmu w moich przewidywaniach losu wlasnego Dziecka? To nie zle przeczucia, to lek, ze Inne matki tez dbaly o swoje dzieci, ze Inne Dzieci tez zapowiadaly sie na "dobrych Obywateli Tego Swiata", a skonczylo sie inaczej....Odkad mam wlasne dzieci, nie umiem spojrzec na nieszczescia Innych dzieci przez pryzmat uczucia bycia matka, w jakis sposob boli mnie kazdy taki widok, w ktorym mlody czlowiek zatraca sie w zlym, ktore najczesciej - o zgrozo!- serwuje sie przez starych wyzeraczy ludzkich uzaleznien, niewiedzy...
A Synek dojrzewa, i na fali bujania sie hormonow, powie cos bolesnego, odpyskuje,zaneguje...I w takiej chwili, kiedy sie chce wyc do ksiezyca - dopada mnie mysl, ze nie choroba jest najwiekszym problemem z zyciu czlowieka, a raczej - sam czlowiek i Jego wybor,zwlaszcza wybor wyniszczajacy siebie samego i innych....
Gdy tak sobie posuwalam miotla po podlodze pokoju szpitalnego, zadumana nad tym zjawiskiem, podzielilam sie swoimi spostrzezeniami z moimi chorymi - przyznali mi racje - na chwile jednak zatrzymujac sie nad pytaniem, ktore Im uprzednio zadalam:Co jest najwiekszym nieszczesciem w zyciu czlowieka?
Po reakcjach Ich samych na wlasna odpowiedz - wysnulam, ze dopiero teraz ,tak naprawde, stwierdzili, ze nie dotknelo Ich to najgorsze, choc prognozy nie zawsze dobre - jesli idzie o Ich fizyczna przyszlosc...
Ile bym dala by moje dzieci byly Dobrymi Ludzmi? Dokonywaly zawsze prawych wyborow? Nie krzywdzily Innych? Czynily dobro wokol siebie? Jak kazda Matka , tak i ja boje sie o przyszlosc swoich Dzieci, i wraz z mezem - przyznaje, ze moga wywozic smieci, sprzatc domy, byleby byly Dobrymi Ludzmi, na miare swoich mozliwosci...Kosmiczne marzenia!Moze sie prawdza?Daj Boze!
Zyczenia Noworoczne dla Wszystkich Tu
zagladajacych
to przedewszytskim odkrywanie urokow zwyklosci dnia codziennego! Nauczmy sie cenic zwyklosc kazdego dnia, bo niesie on za soba spokooj, zdrowie, stabilnosc....Juz - nie zwariowanych diet, ale tych powolnie-dzialajacych, ale na "zawsze". Czego jeszcze ? Ano, kazdemu wedlug Jego woli...Pozdrawiam i do nastepnych wpisow, odwiedzin, plotek, odkryc...
Boze Narodzenie
wciaz trwa...Jestesmy razem, zyjemy, zdrowi i Bogu Dzieki!Nie wszyscy jednak sa w takim radosnym nastroju, i pozdrawiam Ich wlasnie najbardziej!
Chwilowo-pracuje na oddziele sercowym, na ktory - w trakcie zblizania sie Swiat - przybywa Pacjentow...Obiecalam Martinowi, ze o Nim wspomne w swoim pamietniku. No i wspominam. Czlowiek ma niesamowity humor, i zartuje sobie ze mnie jak niewydarzony osmiolatek, a mnie z tym weselej , bo praca tam na tym pietrze jest nie lada wyzwaniem! Obsluga medyczna jaks taka zadufana, spieta (wiadomo, sercowe przypadki, napiecie), wiec taki Martin okazuje sie plastrem miodu na cale zawirowanie sytuacyjne. Bogu niech beda Dzieki za Niego! szkoda tylko, ze uszkodzona na ciele, nie wroce tam juz po Swietach, bo mam tydzien zwolnienia, a potem na lzejsze roboty- przez kolejny tydzien, a potem? Koniec czasowego przeniesienia na kardiologie...Szkoda mi bedzieulubbionej grupy ECG, bo Oni traktowali mnie jak rowna sobie! Byly kawki, ciasteczka, ploty i koledy...No, nic, wszytsko sie dobre kiedys konczy, po to by sie ...lepsze zaczelo, prawda?
Zupelne oderwanie od codziennosci!
Ale slowkiem o tym co z moja corka..Otoz, jestesmy juz po rozmowie z pania od secjalnych poruczen( choc zghody na takowe nie podpisalam, to jednak szkola zaaranzowala spotkanie!) Biore gleboki wdech i ...Otzoz, Pani twierdzi, ze chce mi pomoc..Naprawde? Zobaczymy! Na razie, Coreczce nakazala dwie rzeczy, ktorych ja sie doprosic nie moglam.Chodzenie wczesniej do lozka, i nieogladanie "Simpsonow"! Prosze bardzo! Corcia poslusznie podelega Sluzbie Wyzszej, i od od dwoch dni chodzi wczesniej spac a i Simmpsonow nie oglada, czegoe nie moze odzalowac! No, to jednak, Pani jest po mojej stronie...Na razie poprawia moje bledy pedagogiczne...Cudownie! Beda nastepne spotkania wyzszego wtajemniczenia, ale to juz tylko z moja coreczka, bez mojego udzialu...Troche sie boje, bo fantazja Corki nie zna granic, no, ale to juz w rekach Boga, jak wszystko inne rowniez....
"numness"...
Postanowilam ... nic nie robic! Dali mi list do podpisania na zgode przeprowadzenia jakis rozmow z Corka, a ja nie podpisalam tego, i nie wiem,co z tego wyniknie? Corka jak zawsze-przylepa, kocha swoja mamusie, i w ogole nie pamieta, ze narozrabiala, wiec...Jesli mnie zapytaja , dlaczego ociagam sie z odpowiedzia, to co ja powiem? Powiem, ze jestem w trakcie rozwazania "za i przeciw" calej tej aranzacji, i wtedy wyloze Im Wszystkim moje obawy...A z reakcji Ich wywniskuje, czy chca mi pomoc, czy tylko nadac sprawie "urzedowy charakter", a poki co, zyje dniem codziennym - piore , gotuje, sprzatm, gotuje, pomagam Dzieciom, czesze, pomagam Im wybrac ubrania do szkoly, caluje, glaszcze, czasami -krzykne, ale nie bije, bo ja potworem nie jestem! Inna sprawa, ze i przed klapsem na tylek tak sie wzdrygam, ale -swoja droga, nie ma takiej potrzeby, bo Coreczka nawet glosu nie podnosi na mame, taka potulna jest, a przeciez, ja Jej niczym nie strasze, nie wnikam z Nia w proceduralne sposob uczynienia Ja szczesliwa przez jakies Grono Szacownych Obroncow Wolnosci Dziecka Zniewolonego...Nic z tych rzeczy...Ela vita continua....
Batalia sie rozpoczyna...
strach mi serce przejmuje, bo wlasnie Corka przyniosla list ze szkoly, z prosba o pozwolenie na "przesluchanie" Corki i w miare (ak sie sprawa posunie), przesluchanie czlonkow rodziny, by pomoc Mlodej wydobyc sie z"marazmu zycia codziennego"...Boze, co ja mam teraz uczynic? List lezy niepodpisany, bo obawy narastaja , ze moze to byc zupelnie inna pomoc niz dzieciecy psycholog! Kiedys , gdy kosciol katolicki twierdzil, ze obecnie polityka dazy do zabicia zycia rodzinnego w pierwotnym ksztalcie - jako mloda siksa, uwazalam, ze to czysta demagogia! O, jakze sie mylilam! Teraz dopiero przecieram oczy z przerazenia na to co widze wokol! Tym wszytskim "psychologom" najmniej chodzi o dobro dziecka! Nastawienie takich pracownikow jest wychwycic jak najszybciej wine rodzica, a dziecko "uszczesliwic" nowa , zastepcza rodzina (do wyboru-dwie mamusie, dwaj tatusiowie...pelna gama kolorow, powiem - tecza!) Gdzie byli ci wszyscy pomagierzy-psycholodzy, gdy od pierwszych godzin zycia mojej Corki - czuwalam przy Niej, karmilam, tulilam, calowalam, uczylam chodzic, czytac, pisac...) Nagle, jak przypalilam dlonia w tylek, cale grono szacownych sie zbiera by (zapewne) ustalic moj szkodliwy wplyw na Dziecko i Jego rozwoj...
I zeby nie bylo niejsnosci, jestem za pomoca w kazdej formie, dzieciom, ktore sa bite, wykorzystywane na rozne sposoby, ktore sa traktowane przez rodzicow jak przedmiot, do ktorego sie uzurpuje sie calkowite prawa jak do wlasnosci przedmiotu! Oczywiscie, ze jestem za pomoca krzywdzonych dzieci! Tylko, jakos sie dziwnie sklada, ze takie jawne przypadki dzieci krzywdzonych - przechodzi sie "obok", podczas, gdy w przypadku mojej Corki , ktorej zadna krzywda sie nie dzieje!-robic eksperyment psychologiczno-dydaktyczny, bo ktos bierze za ta gruba kase, a jeszce inny Wielki Brat czuwa, by zaklocic cala logike ukaldu rodzin normalnych, zdrowych moralnie i ideologicznie.
Nie wiem, jak sie to wszytsko u mnie potoczy, ale bolem serce przeszyte, gdy widzialam jak pani v-ce dyrektorka szkoly glaskala ze wspolczuciem wlosy mojej Coreczki (ktore lsnily czystoscia, a jakze, bo mama , a nikt inny - o to zadbala!)...A ubranko, ktore Corka mamiala na sobie? A drugie sniadanie w plecaku? A nowe buty klasy extra (przesprzatany caly dzien w szpitalu, by chociaz raz Dziecku kupic dobrej jakosci obuwie...) Kto mnie wezmie w obrone, no kto? Chyba zwariuje, normalnie nie wytrzymam...Matko Boska, pomoz....
Dzisiaj raniutko obudzil mnie
glos sumienia, i powtorzyl, zebym sie przygotowala modlitewnie na wyzwanie dnia! Wstalam wiec raniutko, co do mnie nie podobne!- tak raniutko,ze wlaczajac TV , pierwsze co uslyszalam i ujrzalam - to modlitwa do Sw. Michala (cos w rodzaju nowenny, czy koronki...) Trwalam przy tej modlitwie z przekonaniem, ze przyda mi sie ona dzisiaj...Potem, obudzilam Dzieci, wzielam prysznic, doprowadzilam Coreczke do porannych obrzedow (sniadanie, mycie zebow, ubranie...), no i zastanawialam sie, gdzie ta pulapka dnia , ktorej przeczucie mnie przesladowalo od pierwszego otwarcia oczu? Niedlugo mialo sie wypelnic...Otoz, corka uczy sie zawiazywania sznurowadel u butow, co jest dla Niej - nie lada wyzwaniem! Poniewaz jest juz duza, wiec wstyd byloby nie umiec radzic sobie z takim "prostym" wyzwaniem, wiec szybko wlozyla (nowe, swiecace sie czystoscia) butki i zawiazala szybko sznuruwki u pierwszego buta, az tu nagle - ryk! Wrzask! Tak...Czulam , ze z drugim butem nie poszlo tak latwo, wiec Corcia wpadla w histerie, "umilajac" nam reszte dnia w taki sposob, ze juz spoznione do szkoly - zaczelysmy sie klocic. Doszlo do malej szarpaniny za rekaw kurtki (na przyspieszenie), ale nic nie przynosilo skutku. W koncu - ruszylam pierwsza, liczac, ze Corcia pospieszy za mna czym predzej. Ale, Ona swoje! Juz bylysmy spoznione dziesiec minut , jak dotarlysmy do szkoly. Jako spozniona - corka musiala wpisac sie do zeszytu, no i w z placzliwym obliczem - wkroczyla do pokoju sekretarki, ktora nie omieszkala Jej zapytac sie, co sie stalo, a moja Corka w odpowiedzi palnela ,ze ja Ja mocno pobilam, bo Ona nie dawala soebie rady z zawiazaniem sznurowadel!!! Myslalam , ze padne trupem! Sekretarka z wielkim zaklopotaniem - spojrzala na mnie , potem na Corke, i wiedzac, ze cos z ta historyjka nie jest prawdziwie - stanowczo odpowiedziala, ze nalzey slucha mamy, gdy ona o cos prosi, nie dajac wiary tej czesci historyjki o pobiciu! Owszem, byl klaps na tylek, i szarpniecie za rekaw, ale zeby zaraz o pobicie mnie oskarzyc?
No i na powrot do problemu mojej Corki. Juz to przezylam rok temu, myslalam,. ze policja mi dziecko odbierze, bo takie tu standarty, ale szczesliwie szkola zna mnie i moje podejscie do wychowania, wiec nie dali sie zwariowac prokotularnym postepowaniem, puszczajac mnie "wolno"...Doradzili jednak kontakt z dzieciecym psychologiem, bo Mloda ma niezla fantazje i szantazuje mnie swymi chumorkami- raczac otoczenie roznymi makabreskami, ktore maja tlumaczyc Jej niesurbordynacje...
Po powrocie do domu, zryczalam sie jak bobr, glowa mnie rozbolala, polozylam sie do lozka, nic mnie nie moglo ruszyc z niego...
Po dwoch godzinach wstalam, wypilam (troche)kawy, przelknelam cos tam, po czym zadzwonila vi-ce dyrektorka szkoly, by podzielic sie za mna efektami poznawczej rozmowy z moja Corka. ( taki oficjalny protokol postepowania w wypadku donosu na rodzinne naduzycia natury fizyczno-psychicznej). Po chwili rozmowy ze mna , potwierdzila sie (moja) teoria o manipulacyjne podejscie dozycia mojej (kochanej, dobrego serca...) Corki. Trzeba cos zrobic. Widmo psychologa urzeczywistnia sie coraz bardziej. Sama (moja) milosc do dziecka nie wystarcza, trzeba pomocy z zewnatrz, nie wolno sie dac zastraszac Dziecku, bo skonczy sie to dla nas obu zle...Maz mial ( i ma!) racje, ze dzieci wyczuwaja slaby punkt rodzicow i wykorzystaja go z cala bezwzglednoscia (jesli maja sklonnosci konbinatorsko-manipulacyjne), ze trudnobedzie sie z tego wszytskiego wyplatac...
Coz, sny mialam prorocze, podszepty sumienia - i tym razem mnie nie zawiodly...Teraz tylko pomocy czekac od Sw Michala Archaniola, ktory trwa nie tylko przy mnie...No, ale i samej trzeba czynic wiele wiecej...O wiele wiecej niz do tej pory...
Trzeba w koncu cos postanowic!
A z czym? Ze wszytskim....Musze pogodzic sie, ze jest wiele rzeczy "niezmienialnych"...Ale jak rozpoznac, ktore da sie zmienic, a ktorych - nawet nie ma co tykac? Maly kroczek ( a jednak!) do przodu w tym wzgledzie...Otoz, jak mi cos sie nie uklada, to wszyscy to widza...Chodze smutna, przygnebiona, bliska placzu...Zyc sie nie chce! Po wczorajszych perturbacjach - postanowilam, ze nie dam nikomu poznac po sobie, ze cos mnie "ruszylo", i do pracy weszlam usmiechnieta! Zaczelo sie kawa w miedzynarodowym gronie, a jakze! kawa parzona przez rodowiita Wloszke, ma rzecywiscie!- wloski posmak...I dobrze! I choc czasami, w czasie spratania szpitala, przypominalo mi sie, co zostawilam za drzwiami w domu, to nie robilo sie lekko! Ale, znow, jakas M O C pozwolila mi zlamac stare zachowania, i z usmiechem, bez skargi - dalam sie poniesc wydarzeniom dnia ...Za godfzine, jednak, wroca problemy, i to mnie martwi.No, coz, trzeba im stawic czola, nie ma wyjscia! Polecam to Bogu, niech mi pomoze, bo On moze wszytsko!