Nie wiem, czy wolno mi pisać o jej książce, wykorzystując fragmenty.
Powinnam jednak poczekać na ewentualne pozwolenie.
Nie mogłam się dziś zwlec z łóżka. Za bardzo się rozleniwiłam w te ferie i znów zaczynam zamieniać dzień w noc. A tak chciałam tego uniknąć, bo później ból, jak trzeba iść do pracy o normalnej porze :((( i czas przez palce przecieka.
Podejrzewam, że na chceniu zakończy się też nadrobienie zaległości domowych.
Trudno, nie zamierzam rozpaczać :))) Tej roboty i tak się nie przerobi...
Spadek kilogramów w tym tygodniu cienko widzę, bo już wiem, że czekają mnie 3 imprezki przed niedzielnym ważeniem. Ale przecież nie będę rezygnować z wszystkiego podczas odchudzania. Za długo by to trwało. Nie chcę odkładać wszystkiego na czas, gdy już będę szczupła, bo on może nigdy nie nadejść i co??
Ten czas w końcu nadejdzie, nie ma strachu, raczej później niż wcześniej, ale nadejdzie!!! Nie ma bata.
Z resztą tak właśnie robię już od ponad pół roku i powolutku jednak chudnę, ostatnio wręcz bardzo wolno, ale nie tyję i to jest ważne. Książę małżonek powiedział nawet dziś, że w zasadzie wystarczy, żebym schudła jeszcze tylko 5 kg i będzie ok. Hmmm?
Ja się sobie na razie jeszcze nie podobam do końca, ale kto wie, jak będę wyglądać za 5 kg;) Wg mnie powinnam schudnąć do 63 kg, ale takiej wagi to ja nie oglądałam co najmniej od kilkunastu lat i to krótko ;)
Skoro teraz tyle osób mi mówi, jak dobrze wyglądam, to znaczy, że jest dużo lepiej niż było jeszcze pół roku temu. Nie chcę myśleć o tym, jak wtedy wyglądałam. Mam nadzieję, że już tak wyglądać nie będę!!!! I tego będę się trzymać!
Waga dziś: 79,5 kg (tego nałogu się nie pozbędę na razie)
Powinnam zaplanować sobie jadłospis przynajmniej na jeden dzień do przodu, ale ja nienawidzę planowania. Jednak wszystkie mądre książki o odchudzaniu to zalecają. No i co tu zrobić? Przyjdzie mi jednak planować :((( jeśli chcę, żeby waga w końcu zauważalnie ruszyła w dół.
Dorota Sanecka zaleca równie sporządzeni tzw. "Lisy abstynencyjnej", na której powinny znaleźć się produkty wysokokaloryczne, niewskazane przy odchudzaniu oraz "wyzwalacze". Myślę, że wszystkie wiemy o co chodzi z tymi wyzwalaczami.
Moja lista:
1. Czekolada, batoniki, wafelki, cukierki i ciastka w czekoladzie oraz rodzynki i orzechy w czekoladzie oczywiście (zdecydowanie na pierwszym miejscu)
2. Banany (zaszczytne II miejsce)
3. Jabłka (niestety, o zgrozo, pochłaniam je w ilościach hurtowych! W zasadzie pochłaniałam.)
4. Bułki drożdżowe z różnym smacznym nadzieniem, niekoniecznie słodkim
5. Świeże białe pieczywo
6. Ciasta domowej roboty
7. Tłusta kiełbasa
8. Serki śmierdziuchy (dobrze, że kosztowane rzadko, ale za to w dużych ilościach, że wątroba boli)
9. Piwo i dodatki: czipsy, paluszki, orzeszki słone, krakersy
10. Pizza
11. Fast food z KFC i McDonalda
Na razie więcej grzechów głównych nie pamiętam, ale coś czuję, że lista będzie uzupełniana na bieżąco.
Chociaż lista listą, ale trzeba by wymyślić jakieś nagrody albo i kary za jej przestrzeganie lub ewentualne ;) nieprzestrzeganie.
Pomyślę potem :)))