![]()
Wróciłam ze szkoły po 19, a nie wychodziłam z niej od 8. Wiedziałam,
że tak będzie, bo dziś były zebrania z rodzicami, ale nie myślałam,
że będzie takie urwanie gwizdka, że nie będę miała czasu zjeść
przygotowanej wałówy. Dobrze, że jeszcze wiem, jak się nazywam.
Najpierw 6 lekcji, normalne szaleństwo jak co dzień.
Potem chwila na ogarnięcie, siku i przemyślenie, co mam mówić na
zebraniu, kserowanie.
Potem zebranie zespołu wychowawczego, kolejne szkolenie z dziennika elektronicznego, w
międzyczasie obgadywanie, co przekazać wychowawcom ode mnie dla
rodziców.
Wreszcie zebranie, które zakończyłam ostatnia, pani sprzątaczka
zamykała za mną szkołę. Kolega wyszedł chwilę przede mną ![]()
Jutro też nie będzie odpoczynku, bo Olek ma zebranie.
Przez ten rok urlopu trochę odwykłam od tego szaleństwa i czasem mam wrażenie że zapitalam z pustą taczką.
Muszę jakoś się ogarnąć, bo od października zaczynają się regularne próby chóru. Nie cierpię mieć napiętego planu dnia, ale przyjdzie mi planować wszystko co do minuty i wprowadzić reżim trzymania się planu.
Zeszły tydzień też do spokojnych nie należał. W czwartek i piątek mieliśmy koncerty na oficjalne otwarcie warmińsko-mazurskiej filharmonii. Dwa razy po 3 godziny stania
![]()
, koszmar.
Stoję w pierwszym rzędzie, czwarta od lewej. To była tylko część chóru, bo druga stała po lewej stronie sceny. Cóż, orkiestra zawsze się zmieści a chór upychają, gdzie się da.
Podobno gdzieś w necie są filmiki z otwarcia, ale nawet nie miałam czasu ich obejrzeć.
Waga się waha
![]()
Potrafi się zmienić o kilogram w ciągu jednego dnia, a ważę się co rano. Nie wpadam w panikę, po prostu rowerkuję i pilnuję diety dalej.
Michałki uśmiechają się do mnie, mrugają, a ja jestem twarda i udaję, że ich nie widzę.
Kiedyś chyba schudnę...