Poprzedni wpis mi gdzieś uciekł to teraz w skrócie.
Znalazłam dzisiaj dwa ciekawe stwierdzenia:
"Są dwa rodzaje głodu: fizyczny, kiedy ssie nas w żołądku, i psychiczny - opisywany jako napięcie psychiczne. Gdy on się odezwie, jedzenie nabiera funkcji symbolicznej - zastępuje coś, czego te osoby są "głodne" - to głód uczuć, towarzystwa, czasem niezaspokojone potrzeby z dzieciństwa - głód opieki, bezwarunkowej akceptacji."
"Osoby otyłe to najczęściej te, które nie mają czasu dla siebie."
Oba stwierdzenia jak najbardziej mnie dotyczą.
Ja nie jem, bo ssie mnie w żoładku, tylko jak to zawsze mówiłam zajadam stres, czyli trapi mnie drugi rodzaj głodu.
Brak wiary w siebie, samoakceptacji oraz to że zawsze potrzeby innych są na pierwszym miejscu powodują, że chyba nigdy nie schudnę.
Wiem, powiecie, że sama się przed sobą tłumaczę, ale ja zawsze uważałam, że moja otyłość jest problemem tkwiącym w mojej psychice i nie wystarczy diet i ruchu. Ja poprostu muszę dojrzeć. Już myślałam, że mi sie to udało, ale chyba jednak nie.....
Waga stoi w miejscu. Dobrze, że przynajmniej nie rośnie. Ja jakoś nie czuję ostatnio motywacji do dalszej walki.