Schudłam z 96,2 na 90,5 w 4 tygodnie, mysle, ze zdrowo chyba. Najgorsze jest to, ze w czasie kwarantanny juz zrobiłam taki wynik, dokladnie taki sam, ktory potem zaprzepascilam obzeraniem sie i lezeniem na kanapie. Ciazy mi to, ale staram sie myslec ze to teraz jest ten czas. Jestem bardzo niecierpliwa i oczekuje ze waga bedzie szybciej spadac, a przeciez spada normalnie, te moje wszystkie jojo doprowadzily mnie do tego stanu, razem z napadami obzarstwa. Z pozytywnych rzeczy, to czuje sie troche lepiej sama ze soba, mniej obrzydliwie, ale dalej nie lubie siebie i sie siebie wstydze, jak wychodze na ulice. Sukienka, która kupiłam przy wadze poczatkowej lepiej dzis lezy, to mi poprawilo humor, bedzoe jeszcze lepiej. Ogolnie co robilam to jest to jedzenie zbilansowane tak mniej wiecej 1500/1600 kcal, 3l wody codziennie, rowerek stacjonarny i walk at home i czasami mi sie uda przejsc 10000 krokow dziennie. Tak cwicze bo z moja waga nie daje rady nic ciezszego. Ostatnio weszłam na gore , bylo okolo 500m do przejścia pod górę na szczyt, sapalam jak ... jak nie wiem co, i wstyd mi było przed mężem. Ale on kocha i mi kibicuje. No i jak trochę teraz schudłam, to plecy mnie nie bolą, albo bardzo mało bolą. Może nie mam motywacji do odchudzania, ale mam determinację, żeby być zdrowa i pokochać siebie. Myślę, że do końca lipca ujrze osemke z przodu wagi, której nie widziałam rok. Kurde, rok temu wazylam 85kg i czemu pozwoliłam sobie przytyć jeszcze 10kg... a 6 lat temu wazylam 70kg, co ja bym dała teraz za to żeby tyle ważyć. Nie myślę na razie o 60/63 kg, bo to byłaby chyba idealna waga dla mnie, nie myślę o tym, bo to za daleko. Myślę bardziej realnie o 70kg, to i tak dużo do zrzucenia. No i też trochę o 76kg, bo wtedy będę mieć nadwagę, teraz mam otyłość 2 stopnia....5kg dzieli mnie od otyłości 1 stopnia.
No nic, trochę z siebie wyrzucilam. Lubię czytać wpisy w pmietnikach i na forach innych osób, bo to mnie inspiruje. Życzę wszystkim miłego dnia.