No wiec pozytywy
Po pierwszy pozytyw taki, ze wkoncu sie rozwiazuja moje problemy finansowe i najpozniej do 22 grudnia powinnam dostac pierwszy zasilek. Jupi. To oznacza, ze na swieta do Polski pojedziemy z glowa spokojniejsza. Na dodatek zaraz po swietach bedziemy sie mogli wkoncu wyprowadzic. Jupi. Wkoncu bede mieszkac blisko silowni. Jupi. Od przyszlego tygodnia rezygnuje z poznych obiadow. Moj dzien pod wzgledem jedzeniowym bedzie sie konczyl o godzinie 18. Najwyzej wieczorem jak bede glodna to zjem owoc lub jakis jogurcik. Zapytacie, dlaczego dopiero od przyszlego tygodnia. Otoz dlatego, ze w tym tygodniu jestesmy z C. sami w domu, wiec to jest jedyna okazja dla nas na mily, romantyczny posilek we dwoje. Poza tym ja sama nie lubie jadac samotnie, wiec w sumie jem z C. dla towarzystwa. Dom wkoncu ogarniety ze wszystkich slodyczy...nie na dlugo coprawda, bo jak tylko tesc wroci to znow zrobi bezsensownie gigantyczne zakupy i oczywiscie kupi wszystko co niezdrowe, no ale mam jeszcze pare dni wolnego od patrzenia na czekolade za kazdym razem jak otwieram lodowke.
Postanowilam zaczac biegac od tego tygodnia. Stosuje przygotowujacy trening biegowy przez najblizszy miesiac, a potem juz leciutko wroce do codziennego joggingu. A od 1 grudnia zaczyna sie moj post. Ja nie jestem osoba religijna, nie chodze do kosciola itd. Post jest jednak potrzebny kazdemy, zeby sie ulepszac, trenowac silna wole. Jako, ze pochodze z katolickiej rodziny, wybralam na moj coroczny post okres grudniowy i tak przez 24dni...w tym roku 20 (bo jestem pewna, ze mama bedzie mnie chciala obsypac dobrociami jak przyjade) jem tylko sniadanie i kolacje, w ciagu dnia pije wode lub herbate bez cukru. ZApowiada sie wiec ubytek wagi...chociaz raz w roku moge sie nim pochwalic ;-)
Slaby dzien
Czy ktos moze mnie i moje grube dupsko zagonic do pracy? Wiem, wiem...jak ja tego nie zrobie to nikt tego nie zrobi. Ale tak mi ciezko sie skoncentrowac. C. coraz czesciej sie wypytuje jak mi idzie nauka...zna mnie skubany, wie, ze nic nie robie i sie wscieka. A ma powod, zeby sie wsciekac, bo to dla tego wlasnie, zebym ja mogla skonczyc studia on opoznil swoje. Pracuje po 12h dziennie, a ja co? A ja sie opierdzielam. Musze to zmienic, musze, musze, ale jak?
Dzisiaj ide przeprowadzic renowacje stolu u tesciowej. Napewno dobrze spedze czas, ale znow nic nie zrobie do szkoly. Wczoraj dawalam korki z angielskiego, wiec tez sie pol dnia przygotowywalam. Dobrze, ze chociaz diety jako tako sie trzymam mimo, ze nie przynosi efektow. Chce mi sie krzyczec.
Ciezkie tematy a sila kobiety
Dzisiaj przeczytalam wpis jednej z Vitalijek, ktora poruszyla trudny temat, jaki ja bezposrednio dotyka. Nie bede przytaczac ani tresci, ani pseudonimu. Zainspirowalo mnie to jednak do napisania mojego dzisiejszego wpisu. Chcialam coprawda napisac o mojej diecie itd. Ale zdecydowalam napisac o czyms wazniejszym - o sile kobiety. Ja wiem, ze jestem silna kobieta...ile z Was jest w stanie z kompletna szczeroscia to powiedziec? Ile z Was czula sie zalezna od kogos, glownie od mezczyzny? Ile z Was czuje/la sie zalezna od rodzicow? Ile z Was czuje, ze sama nie da rady? W pierwszym momencie wiekszosc powie, ze jest silna, niezalezna. Czy jednak bylybyscie w stanie odejsc od mezczyzny od rodzicow, ktorzy Was krzywdza? Czemu mimo wewnetrznej sily poddajemy sie tak latwo naciskowi, przemocy, czemu z taka latwoscia na nia przystajemy? Bo przez cale zycie ktos nam powtarzal, ze jestesmy tylko kobietami, ze jestesmy szyja ktora ma krecic meska glowa...a czemu nie mozemy miec wlasnej szyji i glowy? Jestesmy dokladnie tak silne jak mezczyzni. Badania gentyczne i psychologiczne dowodza, ze kobiety czesto maja wyzszy prog bolu, czesto moga nosic ciezary przez dlgugi czas i na dlugie dystansy. A jednak dajemy sobie wmowic, ze bez mezczyzny sobie nie poradzimy. Nie mowie tego jako feministyczna lesbijka. Jak czesc z Was wie sama jestem w zwiazku z mezczyzna i lubie jak ktos przede mna drzwi otworzy, czy pomoze niesc siatki. Lubie to, bo wiem, ze moge to wszystko zrobic sama, ze nie potrzebuje pomocy...pozwalam sie czasami rozpiescic i jest mi z tym dobrze. Lubie tez o tym przekonywac moja mame i siostre, ze tez tak moga, nie wiem jednak dlaczego tak malo kobiet w to wierzy.
PKP
Poki co calkiem niezle. Coprawda zle, bo nie zjadlam sniadania, ani drugiego, ale na obiad tylko piers z kurczaka z odrobina sosu grzybowego (wlasnej roboty wiec niskotluszczowy), na deser banan. Do tego wykonalam 20 minut treningu baletnicy i na dzisiaj nie mam juz wiecej czasu na cwiczenia. Musze jednak do grudnia schudnac, za wszelka cene. Wiec albo ogranicze spozycie kalorii do minimum albo zaczne ostro cwiczyc. Nie pojade do Polski na swieta wygladajac jak wygladam.
Dlugi weekend zapowiadal sie swietnie, do czasu...az zadzwonila ciocia moje kochanego C. zeby nas poinformowac, ze w niedziele mamy rodzinny obiad z okazji urodzin kuzyna. Od razu odechcialo mi sie zyc, dlaczego zapytacie? Pomijajac juz fakt, ze nie mowie w ich jezyku to:
a) ciocia jest rozwrzeszczana baba, ktora ma glos jak robocop i na dluzsza mete naprawde nie da sie jej zniesc.
b) grono rodzinne bedzie troche za duze jak na moj gust. Ciocia z chlopakiem, kuzynka z chlopakiem, 2 kuzynow z dziewczynami plus ja, C., jego siostra i tata. Przy takim skladzie zanudze sie na smierc, szczegolnie, ze nie jestem wielka fanka C. popieprzonej rodzinki (jeden z przykladow ich popieprzenstwa jest np fakt, ze dla nich jest to zupelnie normalne, zeby sobie do obiadu zapalic jointa - patologia)
Zadzwonilam do C. zeby mu wytlumaczyc co sie dzieje, zebysmy mogli jakis plan ulozyc, dlaczego nie mozemy wziasc udzialu w obiedzie. Niestety C. uwaza, ze rodzinny zjazd jest dobrym pomyslem, wiec musze sie ewakuowac sama. Dlugi weekend i caly spieprzony przej jeden durny obiad. I moze nie byloby tak zle gdyby nie fakt, ze zamiast w restauracji obiad ma sie odbyc u nas w domu. Niech mnie ktos zabije, pocwiartuje i zakopie.
Trzymam sie obietnicy.
Jak tylko moge tak sie trzymam. Niestety w piatek mala wpadka, bo slodycze dopadly mnie z zaskoczenia i nie mialam sie jak bronic. Kwestia jest taka, ze w piatek tesc mial gosci na obiad, o ktorych ani ja ani C. nie zostalicmy poinformowani az do ostatniej minuty i nie mielismy jak sie ewakuowac. Musielismy wiec zjesc obiad z goscmi, a ci przyniesli deser. Jako, ze Ci ludzie sa mi zupelnie obcy i pierwszy raz ich na oczy widzialam nie chcialam byc niemila i zaczac tlumaczyc, ze jestem na diecie, wiec zjadlam troche lodow z polewa ktora byla slodsza niz sama nie wiem co...ale potem bylam juz grzeczna. Zaczelam stosowac herbatke, ktora miala byc odchudzajaca, tymczasem okazuje sie, ze jest bardziej przeczyszczajaca i bede musiala z niej zrezygnowac, bo przeczyszczacze na dluzsza mete wiecej szkodza niz pomagaja, wracam wiec do starej sprawdzonej Pu-Erh.
W sobote przecholowalam troche z jedzeniem i piciem. Postanowilismy z C. zostac w domu i spedzic romantyczny wieczor we dwoje przy winie. Przed kolacja wypilismy po 2 male piwa. Do i po kolacji 2 butelki wina. Ufff...bolala glowa bolala, ale przynajmniej wieczor byl zabawny i romantyczny. Rozwiazalismy tez pare ciezkich kwestii i przez caly weekend sie nie poklucilismy co uwazam za sukces. Byle tak dalej. Teraz spadam na lunch, po lunchu obejrze jakis film, potem pocwicze i wracam do nauki...pracowity dzien, pracowity.
:-D
Po dawce inspiracji i motywacji od uzytkowniczki tagiatelle2 zabieram sie zaraz do roboty. Oficjalnie tez oglaszam, ze zlozylam obietnice tej samej osobce, ze od teraz i zaraz rzucam slodycze. Niestety zjadlam juz rano pasek czekolady, wiec dzisiejszego dnia nie moge zaliczyc do bezslodyczowych, ale jako, ze obietnice zlozylam pare minut temu to juz od dzisiaj nie ruszam czekolady, ciasteczek etc. Ktory to juz raz probuje sie wyzbyc tego nalogu? Moze ten bedzie szczesliwy. Trzymajcie sie dzisiaj wszystkie cieplo, niezaleznie od tego jaka macie pogode, ruszcze tylki z fotela i zrobcie chociaz kilka przysiadow. Ja jestem z Wami duchem. Buziaki.
wsciekla
jestem na siebie jak cholera. Ogolnie jestem straszna zazdrosnica, wiem o tym, wiem tez, ze wynika to z mojej niskiej samooceny i kompleksow. Chcialabym, zeby C. najlepiej nie mial przeszlosci, zadnych bylych dziewczyn, przelotnych romansow etc. Niestety, zeczywistosc jest taka, ze nie mozemy nikogo dostac prosto z fabryki z gwarancja czystosci. I nie powinna mnie obchodzic jego przeszlosc. Wkoncu teraz jest ze mna, jest ze mna z jakiegos powodu, i z jakiegos tez powodu tamte przygody sie skonczyly. Oczywiscie mimo, ze to rozumiem, nie moge tego zaakceptowac. Analizuje kazdy jego poprzedni zwiazek, przygode, wszystko co sie z jego przeszloscia wiaze. Dlaczego? Moze z zazdrosci, bo jak patrze na laski z ktorymi byl to mnie az sciska, bo wszystkie maja albo jakies sukcesy na koncie, albo wygladaja jak supermodelki, a ja? Nadmiar tluszczu i cellulitu, jakbym zgolila glowe to wygladalabym jak facet bo mam kompletnie niedelikatna i niekobieca budowe twarzy. Dopoki mam makijaz na twarzy i uloze porzadnie wlosy to ujdzie, ale ogolnie porazka. A tu jedna zawodowa tancerka, druga zawodowa tenisistka, trzecia znalazla sie na okladce FHM, czwarta tak rozciagnieta, ze kamasutra to dla niej lekkie cwiczenia rozciagajace, mam wymieniac dalej? Bo moglabym tak do jutra.Nie wiem co on we mnie widzi i dlaczego ze mna jest. Jak sie tu przeprowadzilam, to umowilismy sie, ze wlozymy nasze 'pamiatki' do pudla. Kazdy bedzie mial swoje i wkladamy tam wszystko co jest zwiazane z przeszloscia zanim sie poznalismy. No i tak zrobilismy. Nie dalo mi to jednak spokojnu, wiec przegrzebalam sie przez kazda rzecz w jego pudle, kazde zdjecie, list milosny, znalazlam nawet jedyny pamietnik jaki w zyciu prowadzil. Oczywiscie niewiele z niego przeczytalam, bo wszystko jest po katalonsku. Niemniej jednak postanowilam, ze moze jak poukladam to wszystko to uda mi sie uporac z moimi niepwnosciami. Kupilam wiec album do ktorego wkleilam wszystkie zdjecia, listy, pocztowki. Jak skonczylam i bylam juz z siebie zadowolona na maksa, ze tak dzielnie przeszlam przez wszystkich znajomych, dziewczyny i inne laski na jedna noc, natknelam sie na kartke ktora wypadla z jego pamietnika. Zapytalam sie go co to za lista (a lista byla dluga i zawierala zenskie imiona) i rozesmial sie mowiac, ze za gowniarza stworzyl liste wszystkich dziewczyn z ktorymi sie calowal. Ale przy niektorych dziewczynach byly jakies znaczki. Powiedzial, ze nie pamieta co oznaczaja. Doszlam do tego sama. Oznaczone byly dzieczyny z ktorymi sie przespal i jak dlugo z nimi sypial badz ile razy jesli byla to krotka przygoda. Zaczelam wiec drazyc dalej i oczywiscie wydrazylam, czego wcale nie chcialam wiedziec. Teraz jestem na siebie wsciekla, bo raz, ze poklocilam sie o to z nim, to na dodatek nigdy sie nie naucze, ze niewiedza to blogoslawienstko. Nie mowiac juz o szanowaniu czyjejs prywatnosci. I jak ja mam sie nie obzerac czekolada???
...
U mnie wszystkjo stoi w miejscu, tydzien temu wazylam sie u lekaza...72.6kg czyli tyle waze oficjalnie wg. profesjonalnej wagi. Diete tez mi ciezko prowadzic, bo mi sie moj tesc wpierdziela non stop. Wogole to ostatnio stwierdzilam, ze chyba jest tepy. Wytlumaczylam mu, ze moja dieta polega na tym, ze nie beed wogole jesc wegli i bede unikac tluszczu jak ognia. Czyli protal po raz 3...w zeszlym tygodniu mialam miec czyste proteiny. I co? Oczywiscie. Jeden dzien troche pozniej zebralam sie do gotowania to jak zaczelam wyciagac produkty z lodowki to nagle slysze...'A ja tyle jedzenia nagotowalem i to wszystko bardzo zdrowe, bo warzywa, bo grzyby bo krewetki, moge Ci ryz pelnoziarnisty ugotowac' Rece mi opadly! No bo ktorej czesci z 'Nie bede jesc chleba, makaronu, ryzu' ten idiota nie zrozumial. Poza tym tlumaczylam, ze w tym tygodniu nie moge jesc warzyw. 'Ale wszystko takie zdrowe' Ja wiem, ze on ma dobre checi, ale mama mi zawsze powtarzala, ze dobrymy checiami jest pieklo wybrukowane. Carlos tez mu juz 3 razy tlumaczyl, ze ma sie nie wpier*** za przeproszeniem do mojej diety, ma gotowac tylko i wylacznie dla siebie i udawac, ze mnie tu wogole nie ma, ze bede sobie robila do jedzenia to na co mam ochote i to co moge jesc. Nie mam siky sie z tym tepakiem uzerac. Tesc, nie tesc, ale ja idiotyzmu nie trawie! No to sie wygadalam, a teraz lece robic keks z kurczaka.
Zapalenie pecherza
Nadal mi doskwiera, a dzisiaj w nocy dalo mi juz ostro popalic, ale to moja wina, bo wczoraj za malo pilam wody i wogole czegokolwiek, a musze wypijac przynajmniej 2 litry wody dziennie. Nie ma jednak, ze boli. Nie biore zadnych lekow przeciwbolowych i przeciwzapalnych, bo przy dlugotrwalym stosowaniu oslabiaja organizm. Antybiotykow tez nie bede brac, z tego samego powodu. Musze zmusic moj organizm, zeby sam sie rozprawial z infekcjami, bo inaczej watrobe bede miala do wymiany za nie dluzej niz 10 lat...jedyne co stosuje to nospe, ktora ma jedynie dzialanie rozkurczajace, zeby nie plakac jak ide to toalety....ciekawe jak dlugo zajmie mi leczenie...Jedyne z czego sie ciesze to ze nie musze pracowac tylko moge sobie pozwolic na to zeby lezec w lozku i sie wygrzewac z goraca butelka miedzy nogami ;-)
Wczoraj udalo mi sie pedalowac przez prawie1,5h dopoki nie dopadl mnie mega skorcz w lydce...Dzisiaj postaram sie powtorzyc wyczyn ;-) Ogladanie filmow w czasie treningu zdecydowanie ulatwia sprawe :-)
Rowerek
Wlasnie skonczylam czyscic i oliwic antyczny rowerek stacjonarny, ktory znalazlam w domu u C. Coz, cod techniki to nie jest, ale na nic lepszego mnie nie stac, wiec zadowole sie tym co mam. Niestety dopadla mnie znow infekcja pecherza, wiec czekam, az mi bol troche minie zanim wsiade na ta machine. Dzisiaj na obiad planuje piersi z kurczaka w marynacie jogurtowej, mniam, mniam. Kwestia wyglada tak, ze C. jest na diecie proteinowo-weglowodanowej, bo buduje mase miesniowa. A ja na proteinowej, wiec w sumie mozemy jesc to samo minus wegle na moim prywatnym talerzu. Ale sie ciesze, bo nie musze wymyslac dwoch obiadow. Chcialabym zrzucic przynajmnie 5kg do naszej rocznicy...czyli zostalo mi 7 tygodni. Mysle ze dam rade jak sie postaram. No dobra musze leciec do toalety z moim zakichanym pecherzem, wiec koncze moj wpis.