Zaczynam...
zważyłam się, zmierzyłam, prawda bolesna ale trzeba to przełknąć i zacząć walkę na poważnie. Dziwne, że dwa dni temu byłam lżejsza o 2,3kg a dzisiaj o tyle cięższa. To jakiś koszmar albo waga się myli.... .
śniadanie: koktajl z kefirem
obiad: owoce morza duszone z warzywami, zielona sałata, kefir
kolacja: koktajl mleczny
przez cały dzień: grejpfrut, jabłko, zielony ogórek, woda, kawa bez curku
Szkoda, że pogoda nie pozwala na race w ogrodzie, wieje i jest zimno.
Zaliczę rowerek 10km. i brzuszki 100 na początek.
Sprzątnę dom. Byleby się ruszać i nie podchodzić do lodówki.
nie mam na nic sił..
Jakiś kiepski nastrój mnie dopadł. Wczoraj szalałam w ogrodzie, żeby być jak najdalej od lodówki. Cały dzień spędziłam biegając z taczką po ogrodzie. Porządki wiosenne skończone. Żrę bez opamiętania, jestem przed babskimi dniami, ale coś mi się spóźniają!!!!!!!! Jeszcze mi tego potrzeba... jakbym nie miała się czym martwić!!!!!!!!
Dzisiaj przyszła paczka z herbalifu, czekam na telefon od konsultantki i jakieś wskazówki. Chciałabym zacząć od jutra . Oby coś się wreszcie ruszyło z wagą, chciałabym do wiosny być lżejsza o 4kg. A później o kolejne i kolejne ... . Ale i tak uważam, że zdrowie jest najważniejsze.
plan na dzisiaj...
spacer a właściwie marsz 6km .
Po powrocie zajmę się przygotowaniem doniczek do wysiewu kwiatów jednorocznych i ozdobnych traw. Takie porządki też mnie odciągną od lodówki. Na śniadanie owsianka, na resztę dnia nie mam pomysłu.
Wieczorem brzuszki.
Zastanawiam się nad tym, żeby sobie pomóc w odchudzaniu koktajlami z herbalife ale ciągle się waham. Kiedyś ich używałam, chudłam wtedy super ale po paru latach znów przytyłam i to sporo. Poza tym są drogie. Jednym słowem nie wiem, co robić. Fajnie się chudnie, widać efekty i to dopinguje a ja tego potrzebuję, efektów. Gdy próbuję innych sposobów, to na początku waga spada, później stoi w miejscu i to jest dla mnie najgorszy czas. Zaczynam się irytować, wpadam w jakieś dziwne nastroje aż ostatecznie zaczynam obżarstwo i tak już od lat.
żałosna jestem z tym swoim odchudzaniem...
Już mi nawet nie wstyd, raczej się na siebie złoszczę.... . Jak mogę być taka głupia, że gubię i nadrabiam z nawiązką, że zaprzepaszczam każdy drobny sukces. Brak mi słów. Nawet nie chce mi się zapisywać tych wszystkich kolejnych postanowień, bo po co, skoro i tak ich nie realizuję.
Święta już dawno minęły, już myśli się o kolejnych a kilogramów nie ubywa.
Wczoraj zrobiłam długi spacer, ze złości na siebie, 8,5km w godzinę. Dzisiaj byłam na basenie i przepłynęłam tylko 10długości!!!!!!!! A miałam już osiągnięcia 30 długości basenu.... . Skaczę z diety na dietę, szybko się zniechęcam, gdy waga przestaje spadać. Wtedy z nawiązką nadrabiam obżarstwem. I do czego to prowadzi.... do kolejnych stresów, napadów złego samopoczucia, jakiś obłęd!!!!!!!
Dużo się działo....
święta w Zakopanem spędziliśmy cudownie. Wigilia była bardzo uroczysta. Rozpoczęła się wejściem na salę przy zgaszonych światłach, ze świecami w rękach, pięknie ubranych w góralskie stroje dziewczynek. Śpiewały nam do wieczerzy kolędy po góralsku. Podrawy były pięknie podane, bardzo smaczne. Nie zabrakło barszczu z uszkami, zupy grzybowej, ciasta a była nawet kutia... . O pierogach, grochu z kapustą czy rybie też warto wspomnieć.
W górach biało, mroźno. W święta mąż i córka zjeżdżali na nartach. Ja z urwisem psem spacerowałam. Właściwie nie było siedzenia przy stole i objadania się tylko spacery, sacery i spacery. Wieczorem kolacje w restauracjach, gdzie grały góralskie kapele.
Ale nic nie trawa wiecznie. Święta mamy za sobą, sylwestra też. Dzisiaj wyjadamy resztki z lodówi a od jutra powrót do "zdrowego " odżywiania.
Życzę sobie i Wam wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. Obyśmy się rozprawiły raz na zawsze z tymi zbędnymi kilogramami.
znów wpadłam w trans..
znów ćwiczę, rowerek i brzuszki to już trzy dni z rzędu... jak na mnie ,po ostatnich wpadkach to nieźle... . Dzisiaj wybrałam się do miasta, zawsze to dalej od lodówki... . Oddałam "złom"do złotnika, nazbierało się biżuterii, której i tak nie nosiłam z różych powodów, bo to już nie modne albo od byłego zięcia i nie chciałam córce robić przykrości itp... . Za to wybrałam sobie piękne dwie nowe bransoletki srebrne. Od razu poprawił mi się nastrój... . Na jutro umówiłam się do fryzjera, przed wyjazdem muszę zrobić odrosty a kusi mnie, żeby zmienić kolor z kawowego na jakiś jaśniejszy ... zobaczymy, co mi doradzą fryzjerki.
W nadchodzący weekend kupimy choinkę i pewnie ją ubierzemy, bo w następną sobotę już wyjeżdżamy. Prezenty już kupione, nawet psiak dostał nowy kubraczek. Pudelki nie mają podszerstka i bardziej marzną zimą niż inne psiaki. Psiak jest czarny a kubraczek czarny z czerwonymi lamówkami, śliczny.
W sobotę jedziemy do Krakowa wypisywać kartki świąteczne. Parę lat temu wprowadziliśmy z małżonkiem nową tradycję... kartki kupujemy na Rynku, wypisujemy w kawiarni Gehanowskiej przy pysznej kawie. Śliczny widok na pięknie oświetlony rynek, drzewa, budy i ci wszyscy ludzie tacy w świątecznym nastroju...... czsem pada śnieg i jest po prostu bajecznie..... .
No tak ,ja znów z opóźnieniem...
Już dawno po andrzejkach, udały się, było super przyjemnie ,choć kolacja nas rozczarowała... a przecież lokal wybraliśmy dlatego,że zawsze smakowały nam dania. Tym razem ja dostałam sine ziemniaki do pysznej ryby a małżonek letnie pierożki.... . No cóż ,czas zmienić lokal.... .
Na mikołaja wysłaliśmy córce paczkę oczywiście priorytet, wysłana w poniedziałek przed 8.00. rano do dzisiaj nie doszła... odległość ze Skawiny do Krakowa!!!!!!!!!!!!!!! Rozbój w biady dzień!!!!!!!!!!!! Można się wściec!!!!!
A dzisiaj z małżonkiem robiliśmy prezenty pod choinkę,... spędziliśmy pół dnia na zakupach, udały się nie powiem, .... udały.... .
Na święta wyjeżdżamy do Zakopanego z córką, więc przygotowań do świąt nie odczuwam. Porządki,.... sprzątam na bieżąco więc nie muszę szaleć szczególnie intensywnie z okazji świąt.
Muszę się pilnować, żeby przez święta nie nadrobić zgubionych kilogramów. Mam nadzieję,że spacery po górkach trochę mi w tym pomogą. Jestem dobrej myśli.... .
dzisiaj wieczór andrzejkowy...
imieniny małżonka, kolacja w restauracji... . Dzisiaj wypiję ostatnią butelkę wytrawnego wina i do świąt poszczę. To moje postanowienie adwentowe. Co roku tak robię i nawet jestem dzielna i umiem wytrwać w postanowieniu. Nie wiem, czy to magia nadchodzących świąt sprawia, że nie łamię przyżeczeń... . Oby w tym roku też się udało, obym wytrwała.
I kolejny tydzień mija....
nie pojechałam wczoraj do pani dr nie miałam chęci , dopadł mnie leń.....
Wkrótce Nowy Rok ...tak bardzo chciałabym go przywitać z wagą o 4kg mniejszą....,żeby już na początku była szóstka.... . A tu jeszcze przede mną andrzejki, imieniny małżonka w restauracji. Już postanowiłam,że wina nie odmówię ale w tym dniu zero węglowodanów. Zamówię sobie sałatkę norweską z suszonymi śliwkami ,wędzonym łososiem ,fetą i sałatą.
Nie lubię ćwiczyć, podziwiam ludzi ,którym sport sprawia przyjemność ,sport nie przed telewizorem ale taki czynny, taki prawdziwy z potem ,okupiony wysiłkiem do bólu, do resztek tchu.... .
Nie nawidzę siebie za to lenistwo,za niecierpliwość,za niekonsekwencję w postanowieniach,za okłamywanie samej siebie,że się uda, że dam radę, że wygram, że nie dam się ,że nie będzie mną rządzić żarcie .... .Brzydzę się tym, gardzę sobą.... . I nie wierzę gadkom,że "trzeba siebie zaakceptować, pokochać siebie grubaskę " i już będzie ok!!!!!!!!! Brednie ,bzdury, dyrdymały... ja siebie takiej nienawidzę!!!!!!!! A jednak nie umiem też powstrzymać się od obżerania , ulegam pokusom i słabościom, dlaczego ..... .
nowy tydzień przede mną..
mam nadzieję,że waga w środę będzie dla mnie łaskawa.
Trzymam się diety, zaczęłam jeździć na rowerku. Szkoda,że pogoda nie pozwala na długie spacery,jest mokro i wieje przejmująco lodowaty wiatr.
Zjadłam na śniadanie swoją porcję "mącznego" z 1 porcją protein z sałątą ,ogórkiem i pomidorem.
Za chwilę kawa. Później będę gotować obiad dla małżonka, dzisiaj dość ambitny, polędwiczki faszerowane papryką ,czerwona kapusta na gorąco i ziemniaki (dla mnie wersja bez ziemnaków ). Po południu jeszcze rowerek i brzuszki.
Nadrabiam też "zaniedbanie letnie" wyglądu. Latem zawsze szkoda mi dnia na zabiegi pielęgnacyjne w gabinetach kosmetycznych czy u fryzjera. Teraz nadrabiam. I muszę uczciwie przyznać,że dużo lepiej się czuję ,cera zrobiła się łądniejsza, ręce wypielęgnowane , skórki wycięta a nie poobgryzane .... . Ścięłam taż włosy i zmieniłam fryzurę. Jednym słowem, zaczynam się sobie podobać.